"Żałuję, iż nie powiedziałam synowi prawdy o jego ojcu"

kobietaxl.pl 3 godzin temu

Miał wyjechać na chwilę i zniknął

Przed laty mąż Pauliny, Bartek, zostawił ją i dwuletniego syna Michała i wyjechał za granicę. Młode małżeństwo pilnie potrzebowało wkładu finansowego na mieszkanie. Na początku mężczyzna twierdził, iż jedzie do pracy na rok, dorobić aby ich było stać na kredyt i zakup swoich czterech kątów. Miał w Holandii załatwioną pracę na budowie. Jak zapewniał, to były pewne i dobre pieniądze, mąż był budowlańcem, uważał iż jest doskonałym fachowcem. Bartek nie za bardzo potrafił utrzymać się w pracy w kraju, jak twierdził, nie doceniano go. Paulina wierzyła mężowi, była w nim wtedy bardzo zakochana.

- Na początku wszystko było dobrze, przysłał trzy razy pieniądze – opowiada Paulina. – Dzwonił, pytał o synka. Potem coś mu się popsuło w pracy, musiał ją zmienić. Przepraszał, iż zwleka z wysłaniem pieniędzy. Prosił, abym pożyczyła od jego mamy, jeżeli nam brakuje na życie. Ja byłam w domu z dzieckiem, mały nie dostał się do żłobka i nie pracowałam. Wynajmowaliśmy kawalerkę. Niestety, Bartek coraz częściej opóźniał przesyłanie pieniędzy. Prosiłam mamę i teściów o pomoc, a potem, gdy mąż przysyłał cokolwiek, to od razu regulowałam zaległości. A przysyłał coraz rzadziej. Nie odbierał telefonów, ja już zadłużyłam się na tyle, iż każdy mi odmawiał wsparcia. Szukałam pracy, choć na kilka godzin, sprzątałam co się dało, mimo iż mam ukończone studia. Ale co miałam robić, nikt nie chciał się zająć dzieckiem w normalnych godzinach pracy. Moja mama mieszkała na wsi razem z bratem i jego rodziną, tato nie żyje, a teściowa przez cały czas pracowała i miała na karku męża rencistę i jeszcze młodszego syna wtedy w szkole. Był na jej utrzymaniu. Też mieli ciężko.

W końcu Bartek w ogóle przestał przysyłać cokolwiek, coś tłumaczył, iż niesprawiedliwie stracił pracę. Twierdził, iż szuka nowej, być może w Belgii. A potem kontakt się zupełnie urwał. W tym czasie Paulina już bardzo zalegała z czynszem, najemca wypowiedział jej lokal.

- Byłam bez szans, miałam już niezły dług u najemcy, musiałam się wynieść – wspomina Paulina. – Zaczęłam dzwonić do męża, oczywiście głuchy telefon, nie miałam wyjścia, pojechałam z całym majdanem do teściów. Gdy otworzyli nam drzwi, zamiast jakiegoś współczucia usłyszałam wiązankę przekleństw, teść był podpity, pił regularnie odkąd miał wypadek w pracy i przebywał na rencie. Teściowa tylko mruknęła - tylko was tu brakowało. Brat Bartka zamknął się w swoim pokoiku i nastawił głośno grę na komputerze. Dali wyraźnie znać, iż jesteśmy niechciani. Ale co ja mogłam wtedy zrobić? Przez kilka tygodni nocowaliśmy u nich śpiąc na materacu na podłodze, bo mieli małe mieszkanie. To był koszmar.

Zdesperowana Paulina pożyczyła pieniądze od swojego brata, ubłagała matkę, by na tydzień zajęła się synkiem i sama pojechała do Holandii na poszukiwanie swojego męża. Odnalazła jego pierwotną firmę i ludzi z Polski, którzy go znali.

- Potwierdzili, iż Bartek pracował, ale wyleciał bo przyszedł do roboty pijany i coś schrzanił – przyznaje. – Podobno poginęły jakieś maszyny, wszystko wskazywało na niego. Trafiłam do jego wynajmowanego z kumplami mieszkania, a tam melina. Też go tam nie zastałam. Ale dowiedziałam się, iż brał dorywcze prace, a potem w jakiś barze z kebabem skumał się z jakimiś Jugosłowianami, czy Albańczykami? Przeniósł do z nimi do innego miasta. Miał podobno pracować przy przewozie jakiś towarów między Belgią, a innymi krajami. Znajomi nie znali więcej szczegółów, ten biznes nie wyglądał na legalny. Zresztą byli na niego wkurzeni, nie oddał pożyczonych pieniędzy, a przysięgał, iż odda.


Czas przejrzeć na oczy


Rodzina Bartka nie była zadowolona z wyprawy Pauliny. Kobieta odniosła wrażenie, iż oni wiedzą gdzie on jest i mają z nim kontakt. Mogli go uprzedzić, iż żona go poszukuje.

- Zostałam bez wsparcia od rodziny, ale dostałam pomoc od państwa, mój synek został przyjęty do żłobka – opowiada Paulina. – Mogłam w końcu iść do pracy, mimo wyższych kwalifikacji zaczęłam pracę w wielkopowierzchniowym sklepie. Wynajęłam pokój w starej kamienicy, ze wspólną łazienką i kuchnią. To były bardzo ciężkie warunki, ale miałam nóż na gardle. Nie mogłam wrócić na wieś, do matki, tam nie było miejsca ani żadnej pracy.

Bartek odnalazł się w Niemczech. Tylko iż dalej nie płacił, ponieważ nie miał oficjalnie żadnych dochodów ani majątku.

- Syn dorastał i coraz częściej pytał o tatę – opowiada Paulina. – Nie miałam serca mu mówić, iż ojciec ma gdzieś, co się z nim dzieje. Opowiadałam jakieś bzdury, iż pojechał zarabiać, ale zachorował i ma problemy. ale za nim tęskni i jak tylko się wyleczy to wróci. On w to wierzył. Wymyślał, iż tato jest bohaterem, w pracy miał wypadek, ratował innego kolegę przed śmiercią i dlatego cały się połamał. I takie tam bajki, na użytek swój i kolegów. Oni akurat mieli ojców, choćby pijaków, ale byli. Michał taty nie pamiętał, miał tylko zdjęcia i wideo z naszego ślubu. Idealizował swojego tatę.

Matka nie burzyła jego fantazji, choćby je podtrzymywała zapewniając, iż ojciec bardzo go kochał, iż był dzieckiem z miłości. Tylko, iż życie ich rozłączyło. Wiedziała jednak, iż tylko od niej teraz zależy, jak wychowa syna. Robiła wszystko, by zapewnić mu chociaż podstawowe warunki bytowania. Po trzech latach bezsensownego czekania na cudowny powrót męża zrozumiała, iż nic z tego nie będzie, a ona jest naiwna. Za jakiś czas od znajomych usłyszała, iż Bartek był widziany w polskiej knajpie na weselu Polaków z jakąś kobietą. Zachowywali się jak para. To zadecydowało. Paulina osobiście złożyła pozew rozwód do sądu. Zebrała wymagane dowody, iż ich pożycie małżeńskie już od lat uległo „zupełnemu i trwałemu rozkładowi”. Mąż nie protestował, dostała rozwód z jego winy.

Zrobiła to dla syna

- Mogłam starać się o pozbawienia Bartka praw rodzicielskich, bo porzucił synka na pastwę losu – przyznaje kobieta. – Ale nie chciałam chłopcu tego robić. I to też był błąd.

W pracy Paulinie szło dobrze, była sumienna i gwałtownie pokazała, iż miała dużo wyższe kwalifikacje. Jej przełożona Ela, mogła na niej polegać. niedługo szefowa przekonała się, iż pracownica potrafi wychodzić poza swoje kompetencje i gdy tworzono nowy dział zaproponowała Paulinę na kierowniczkę. Los się uśmiechnął do samotnej matki, a kobiety zaprzyjaźniły się.

- To była pierwsza osoba, która naprawdę wyciągnęła do mnie rękę w trudnej chwili – wspomina – Synek był już wtedy w szkole podstawowej. Ela też swoje przeszła, zostawiła przemocowego męża, miała trójkę dzieci. Dobrze znała życie.

Potem umarła babcia Eli, zostawiła kawalerkę w starym bloku. To miało być mieszkanie dla jednego z jej dzieci, gdy już dorosną. Za symboliczną kwotę wynajęła ją Paulinie.

- W końcu wyszłam z tamtej nory i zamieszkałam w miłym osiedlu – przyznaje kobieta. – Pomalowałam sama całe mieszkanie, zmieniłam zasłony, kupiłam nowe dywaniki, w moim sklepie miałam rabaty. Michał miał wreszcie ładny pokoik, a ja spałam w kuchni, bo kupiłam fotel rozkładany. Gdy skończyłam ten mini remoncik i zobaczyłam czego dokonałam, aż się rozpłakałam ze szczęścia i dumy z siebie. Dałam radę.

Wtedy na horyzoncie pojawił się Zbyszek, mężczyzna był nowo zatrudnionym dostawcą w ich firmie. Miał swoją firmę transportową i zatrudnił się jako podwykonawca różnych zleceń dla ich sieci sklepów.

- Od początku zaiskrzyło – przyznaje Paulina. – Zbyszek to taki bardzo pozytywny człowiek. Dużo się śmieje, żartuje, lubi ludzi i życie, a to dziwne, bo został wdowcem, żona zmarła na raka, mieli wtedy córeczkę w szkole podstawowej. Ale radzi sobie, nigdy nie narzeka. Właśnie tym mnie ujął, iż nie uciekł przed kłopotami, tylko opiekował się umierającą żoną do końca.

Kilka razy porozmawiali w magazynie, gdy Zbyszek czekał na rozładowanie towaru. Świetnie im się gadało o dosłownie wszystkim. Zbyszek pochwalił się swoimi grzybkami marynowanymi w słoikach, które zawsze zbiera i robi na zimę, a Paulina konfiturą z moreli. Wymienili się wyrobami, a potem poszli oboje na lunch do pobliskiej sieciówki gastronomicznej. To była ich pierwsza randka.

- Naprawdę bardzo polubiłam Zbyszka, a on mnie – opowiada Paulina. – Po pewnym czasie poznaliśmy ze sobą nasze dzieci. Mój, już wtedy 12 letni synek, potrzebował męskiego wzorca. Zbyszek zabrał go na ryby, to co złowili, usmażyliśmy i mieliśmy razem na kolację. Jego córka to już dorosła, piękna dziewczyna. Niebawem będzie kończyła studia. Nie ma nic przeciwko naszemu związkowi. Bardzo mnie to cieszy. Z Michałem też się dogaduje, trochę go peszy, ale wiem iż chciałby mieć starszą siostrę.

Paulinie zaczęło się układać, uwierzyła, iż może ułoży sobie życie ze Zbyszkiem. Jednak niespodziewanie po ponad 10 latach pobytu za granicą, wrócił ojciec Michała i zażądał kontaktu z synem.

- Nie wiedziałam, iż przyjechał – mówi Paulina. – Wyczekiwał na Michała pod szkołą. Chłopak go nie poznał, gdy podszedł do niego przedstawi się i na oczach kolegów syna wręczył mu drogi prezent. Przyszłam syna odebrać i byłam zaskoczona tym widokiem. Były mąż mi oświadczył, iż nadszedł czas, aby jego syn dostał męskie wychowanie, iż babiniec się skończył. Nie chciałam się kłócić przy oszołomionym dziecku i jego gapiących się kolegach. Poprosiłam, aby najpierw raczył porozmawiać o tym ze mną. To się roześmiał i rzucił do Michała – oho, zaczyna się, rządzenie. Odeszłam synkiem, zachwyconym prezentem od taty.

Paulina nie mogła uspokoić nerwów, ale nie chciała robić awantury przy Michale. gwałtownie zadzwoniła do prawnika zapytać się, jakie ma prawa i co może jej były mąż w stosunku do dziecka. Usłyszała, iż obowiązek alimentacyjny jest niezależny od prawa kontaktów z dzieckiem. jeżeli były mąż nie zagraża dobru dziecka, może syna spotykać, choćby jeżeli przez lata na niego nie łożył. jeżeli ona mu to utrudni, to ojciec może złożyć wniosek o egzekucję kontaktów do sądu.

Już na drugi dzień Bartek zadzwonił i zażądał spotkań z synem.

- Zgodziłam się, puściłam syna na weekend z tatą – opowiada matka. – Chłopiec wrócił podekscytowany. Było ognisko i opowieści, jakie to cuda przeżywał jego ojciec za granicą. Wciskał synkowi straszne brednie, iż był tajnym agentem, pracował pod przykrywką w Afryce, ścigał złych ludzi. Przekonywał dziecko, iż nigdy go nie zostawił, ale dla jego bezpieczeństwa nie przyznawał się do niego, bo go chronił przed gangiem. A ja, jak to kobieta nic z tego nie rozumiałam, więc mi choćby nie mówił, bo bym spaliła akcję i on mógłby choćby zginąć. Na dowód pokazywał blizny, jakieś idiotyczne tatuaże, zdjęcia z jakimiś podejrzanymi typkami i siebie na quadzie gdzieś na pustyni z karabinem na plecach. Ale takie zdjęcia to sobie można zrobić na urlopie w Egipcie. Ale co miałam powiedzieć chłopakowi spragnionemu ojca bohatera? On chciał wierzyć w te fantazje, to dla niego na razie święte słowa ukochanego ojca. Michał coraz bardziej odsuwa się ode mnie i jest zafascynowany ojcem. Boję się, iż stracę syna. Zrobiłam wielki błąd, iż nie mówiłam Michałowi prawdy o Bartku, bo nie chciałam dziecka ranić. Teraz to może się obrócić przeciwko mnie.


Idź do oryginalnego materiału