Zagubiona Wnuczka

polregion.pl 3 dni temu

Kasia zasnęła dopiero nad ranem. Kiedy otworzyła oczy, pokój zalewało słoneczne światło, a przy łóżku stał Marek i uśmiechał się.

„Całą noc na ciebie czekałam. Gdzie byłeś?”

„Moja mała, widzisz, iż nic mi nie jest. Ogarnij się, pójdziemy gdzieś na śniadanie” – powiedział Marek, głaszcząc ją po głowie.

Na dworze było ciepło jak w środku lata.

„Loda chcesz?” – Nie czekając na odpowiedź, Marek podszedł do budki i kupił ulubione kremówki Kasi w waflowym kubku.

„Jesteś w takim dobrym humorze. Wygrałeś w karty?” – zapytała Kasia, zlizując czubek lodów.

„Nie zgadłaś. Wpadłem na pewien pomysł. I do jego realizacji potrzebna mi twoja pomoc.”

„Ale nigdy mnie nie brałeś ze sobą. Co mam robić?”

„Nic. Po prostu musisz być przy mnie. Ale jeżeli nie chcesz, poradzę sobie sam.”

„Nie, idę z tobą” – zgodziła się pośpiesznie Kasia.

„Wiedziałem, iż się zgodzisz. Możesz już wybierać białą sukienkę” – powiedział Marek z pobłażliwym uśmiechem, pod wpływem dobrego nastroju.

„Serio? Robisz mi oświadczyny?” – ucieszyła się dziewczyna i choćby zapomniała o lodach w ręce.

Żadnej kobiecie Marek nie pozwalał choćby wspominać o małżeństwie. Ale Kasia była inna. Stała się jego talizmanem, przynosiła mu szczęście. Rok temu wyrwał ją z rąk trzech chuliganów.

Kasia mieszkała z matką w małym miasteczku. Po odejściu ojca matka zaczęła pić. Stało się jeszcze gorzej, gdy wprowadziła do domu mężczyznę i oznajmiła, iż zostanie z nimi. Współlokator patrzył na Kasię z niezbyt ukrywanym zainteresowaniem, aż w końcu pewnego wieczoru próbował zaprowadzić ją do swojego łóżka. Dziewczyna uciekła, wsiadła w pociąg podmiejski i znalazła się w dużym mieście.

Bez grosza przy duszy, bez rodziny. Co robić? Gdzie iść? Jej zagubiony wygląd przyciągnął uwagę bandy chłopaków, którzy kręcili się po dworcu w poszukiwaniu frajerów i przygód. Wszystko mogło skończyć się dla Kasi bardzo źle, ale na jej krzyk przybiegł Marek i odgonił chuliganów. Od tamtej pory byli razem.

Kasia zakochała się w Marku. Wysoki, dobrze zbudowany, elegancko ubrany, przystojny i uśmiechnięty – samym wyglądem budził zaufanie. Z nim czuła się bezpieczna, choć Marek nie ukrywał, iż zajmuje się nie do końca uczciwymi interesami. Ale nigdy jej w to nie mieszał.

Usiedli na ławce nad Wisłą. Lody gwałtownie topniały na słońcu, waflowy kubek rozmiękł, słodka woda spłynęła po dłoni i skapnęła na sukienkę.

„Cholera!” – Kasia zerwała się z ławki i odsunęła rękę z lodami, by nie ubrudzić się jeszcze bardziej.

„Po prostu je wyrzuć” – powiedział Marek, mrużąc leniwie oczy w słońcu jak kot po obfitym posiłku.

Kasia wrzuciła rozmiękły kubek do kosza, zlizała lody z ręki. *”Jaka ona jeszcze dziecinna”* – pomyślał Marek z czułością.

„Sprawa jest opłacalna, ale trzeba wszystko dobrze przemyśleć. Nie można się pomylić. Facet z narzeczoną wzbudzi większe zaufanie niż ja sam.”

„Z narzeczoną?” – powtórzyła Kasia, siadając z powrotem na ławce.

„No, przecież ty jesteś moją narzeczoną” – Marek objął Kasię za ramiona, a ona przytuliła się do niego.

„Wczoraj przypadkiem dowiedziałem się o pewnej starszej pani. Nie ma już nikogo. Mąż dawno nie żyje, a jedyny syn zginął kilka lat temu na misji pokojowej. Ciągle o tym zapomina i wieczorami czeka na niego z kolacją. Na palcu nosi pierścień, nigdy go nie zdejmuje. Pewnie ma w domu więcej takich skarbów. Mąż był istotną osobą.”

„Chcesz ukraść jej biżuterię?” – domyśliła się Kasia.

„Nie, nie chcę hałasu. Sama nam ją odda. Pojawimy się u niej jako wnuk z narzeczoną. Łapiesz? Twoim zadaniem będzie sprawić, by chciała ci podarować swoje błyskotki na ślub.”

Marek miał swoje zasady. Kasi zrobiło się żal staruszki. Jedno było oszukiwać bogatych urzędników i ich żony, a co innego – samotną, ufną kobietę. Kasia zamyśliła się.

„Kup skromną sukienkę, która na pewno się jej spodoba” – powiedział Marek, nie zauważając jej wahania.

„A jeżeli się zorientuje? Nie pozna w tobie wnuka? Chyba nie przypominasz jej syna.”

„Ma słabą pamięć, a i syna nie widziała od lat.”

Dwa dni później Marek z Kasią stali przed metalowymi drzwiami na trzecim piętrze starej ceglanej kamienicy. Marek ostatni raz przyjrzał się Kasi krytycznym wzrokiem i był zadowolony z jej skromnego wyglądu. On sam, jak zawsze, był wyprostowany, elegancko ubrany i pełen czaru.

„Mów jak najmniej, dobrze?”
Kasia skinęła głową.

Marek nacisnął dzwonek. Za drzwiami dały się słyszeć powolne kroki i zgrzyt klucza w zamku. Kasia spodziewała się zobaczyć schorowaną staruszkę, ale przed nią stała niska, starsza kobieta w staromodnej sukience z białym koronkowym kołnierzykiem. Puszyste siwe włosy spięte były z tyłu spinką z czarną kokardą.

„Kogo panowie szukają?” – zapytała kobieta, mrużąc lekko oczy.

„Panią, jeżeli to pani Zofia Stanisławowa Kowalska. To może zabrzmieć dziwnie, ale jestem pani wnukiem” – powiedział Marek z powagą.

„Nie rozumiem…” – Kobieta zamrugała zmieszana. – „Mój syn nigdy nie był żonaty. Mylisz się, młody człowieku.”

„Możemy wejść?” – Marek uśmiechnął się jednym ze swoich najczarowniejszych uśmiechów. Jego uśmiech działał na ludzi bezbłędnie – słuchali go.

„Tak, oczywiście.” – Zofia Stanisławowa ustąpiła, wpuszczając gości.

„No, witam. Tak panią sobie wyobrażałem. Mogę?” – Marek wszedł do pokoju i zatrzymał się przed powiększonym zdjęciem młodego mężczyzny w mundurze oficerskim wiszącym na ścianie.

„Mama ma inne zdjęcie, jeszcze z czasów akademii.” – Marek odwrócił się do Zofii Stanisławowej.

„Nadal nie do końca rozumiem…” – powiedziała słabym głosem.

„Jestem z Poznania. Pani syn tam studi— „Zabierz to i idź, ale pamiętaj, iż pieniądze nie zastąpią ci nigdy tego, co właśnie straciłeś” — powiedziała Zofia Stanisławowa, patrząc mu prosto w oczy, a Marek po raz pierwszy w życiu poczuł, jak coś w nim pęka.

Idź do oryginalnego materiału