Zaginiony ojciec i tajemnica papierowego żurawia

twojacena.pl 23 godzin temu

**Origamiowy żuraw na ulicy doprowadził mnie do prawdy o zaginięciu mojego ojca**

Moje życie nie było ani ekscytujące, ani pełne znaczenia aż pewnego dnia zobaczyłam papierowego żurawia na mokrym chodniku. Wyglądał dokładnie jak te, które składał mój ojciec, zanim zniknął dwadzieścia pięć lat temu.

Byłam pisarką, która skończyły się pomysły.

No, może nie do końca. Co czwartek wysyłałam teksty do magazynu. Tytuły w stylu: Co twój ulubiony kształt makaronu mówi o twoim zdrowiu psychicznym. Były w porządku lekkie, zabawne.

Ale moja redaktorka, Helena, chciała czegoś więcej.

Tym razem coś prawdziwego, Kaja. Z duszą. Z sercem powiedziała podczas rozmowy na Zoomie, mrużąc oczy za krzywymi okularami i popijając herbatę z kubka, na którym widniał napis Słowa mają znaczenie.

Jasne. Może dorzucę szczęśliwe zakończenie i łzy dla algorytmu.

Nawet nie mrugnęła. Tylko spojrzała na mnie ostro. I wtedy klik. Rozmowa się skończyła.

No, świetna pogawędka mruknęłam do siebie.

Zamknęłam laptopa i odchyliłam się na krześle. W moim mieszkaniu pachniało cynamonem i zakurzonymi książkami. Było cicho. Tak cicho, iż słyszało się ten dźwięk w uszach, jakby cisza prowokowała do zbyt wielu myśli.

Mój chłopak, Marek, zawsze mówił, iż uwielbia, jak jestem mało wymagająca. No tak. Tylko nie wiedział, iż mało wymagająca to po prostu zmęczenie.

Marek pracował w miejscowym komisariacie, co jakoś dodawało całej sytuacji ironii. Wracał do domu z historiami o zaginionych ludziach, dziwnych włamaniach, nocnych zgłoszeniach podejrzanych odgłosów. Prawdziwe sprawy. Sprawy, które miały znaczenie.

A ja? Spędzałam noce na kłótniach z metaforami.

Oboje za czymś gonimy. On tylko nosi przy tym odznakę.

Wzięłam kurtkę. Bez celu. Potrzebowałam się ruszyć.

Na ulicy mijali mnie ludzie. Skręciłam w lewo. Potem w prawo. W zasadzie nigdzie. Aż coś mnie zatrzymało.

Błysk koloru przy studzience kanalizacyjnej. Mały. Nieruchomy. Pochyliłam się powoli.

Papierowy żuraw? szepnęłam, podnosząc go.

Był złożony z precyzją. Każde zagięcie idealne. Ale pod jednym skrzydłem zauważyłam podwójne złożenie.

Nie może być

Przeciągnęłam palcem po maleńkim zagięciu.

Podwójny szept.

Mój tata tak robił. Składał dla mnie żurawie z serwetek w barach. Z kawałków papieru na przystankach. Z paragonów.

Ten jest dla tych, którzy patrzą głębiej mówił, stukając w podwójne zagięcie.

Nie widziałam tego od ponad dwudziestu pięciu lat. Zniknął, gdy miałam dwanaście lat. Bez słowa. Bez śladu. Po prostu przepadł.

Tato

Niektórzy mężczyźni nie są stworzeni, by zostać mawiała zawsze mama, jakby to była kwestia z powtarzanej sztuki.

Nagle usłyszałam głos.

Hej, to moje.

Spojrzałam w górę. Chłopiec w czerwonej czapce stał na rogu, patrząc na żurawia w mojej dłoni, jakbym ukradła jego skarb.

Upuściłeś go?

Mama kupiła. Od tego pana.

Wskazał wąską uliczkę pełną kwiaciarni. W tej chwili podeszła do niego kobieta.

Przepraszam, pani powiedziała, delikatnie ciągnąc chłopca za rękę. On ciągle wszystko gubi.

Przepraszam Gdzie pani go kupiła?

Od pana za rogiem. Zawsze tam jest do szóstej. Sam je składa.

Dziękuję.

Po raz pierwszy od miesięcy coś we mnie drgnęło. Iskra ciekawości. Pociągnięcie. Nie wiedziałam dlaczego.

Ale wiedziałam jedno na pewno. Muszę znaleźć człowieka, który złożył tego żurawia.

***

Wróciłam tam następnego dnia. Liście tańczyły na chodniku, a ja szłam wolniej, niepewna, co znajdę. Nagle usłyszałam śmiech. Wysoki, zaraźliwy.

Grupa dzieciaków zebrała się przed kw

Idź do oryginalnego materiału