Zaginione szczęście. Opowieść

newsempire24.com 4 godzin temu

Zapomniane szczęście. Opowieść

Kasia stała przy oknie swojej maleńkiej kuchni, patrząc na szare jesienne niebo. Do wypłaty została jeszcze tydzień, w portfelu leżały ostatnie dwa banknoty po 50 złotych, a synek Tomek poprosił o nowe buty. Serce ścisnęło się boleśnie na myśl, iż znów będzie musiała mu wytłumaczyć, iż musi poczekać. Miał ledwie dziesięć lat, a już patrzył na świat zbyt poważnie. Zbyt wcześnie stał się dorosły, choć Kasia marzyła, by dać mu szczęśliwe dzieciństwo.

— Mamo, a może poczekam do następnego miesiąca? Te buty jeszcze trzymają się dobrze! — powiedział Tomek przy kolacji. Kasia ledwie powstrzymała łzy, tak bardzo wzruszył ją ten gest.

To był chyba najcięższy rok w jej życiu. Rok, który zaczął się od tego, iż jej mąż Marek, człowiek, którego uważała za pewnego i wiernego, spakował swoje rzeczy i oznajmił, iż odchodzi. Odchodzi do innej kobiety. „Potrzebuję nowego powietrza, rozumiesz? Zmęczyła mnie ta rutyna, ta bieda!” — powiedział wtedy, nie zwracając uwagi na jej łzy.

Kasia nie mogła uwierzyć. Wszystko się waliło. Najgorsze było to, iż została z synem praktycznie bez środków do życia. Marek przestał pomagać finansowo, a choćby nie odwiedzał Tomka. Jego nowy romans okazał się niszczący nie tylko dla ich małżeństwa, ale i dla domowego budżetu.

Ale Kasia była silna. Znalazła drugą pracę — w dzień była recepcjonistką w przychodni, a wieczorami sprzątała biura. Czasem czuła, iż już nie ma siły, ale wtedy przypominała sobie spojrzenie Tomka, jego uśmiech, i to dawało jej pewność, iż jutro będzie lepsze.

Pewnego wieczoru, po długim dniu pracy, Kasia postanowiła spędzić czas z Tomkiem na placu zabaw pod blokiem. To był ich sposób, by choć trochę odpocząć: ona z kubkiem taniej kawy, on na huśtawkach lub z piłką.

Wtedy właśnie zauważyła dziewczynkę z jasnoniebieskimi oczami i mnóstwem piegów na policzkach. Bawiła się niedaleko, a obok niej siedział mężczyzna — wysoki, spokojny, o łagodnym uśmiechu. Patrzył na dziewczynkę tak, jak Kasia chciała, by Marek kiedyś patrzył na Tomka.

Jej syn natychmiast się zaprzyjaźnił z dziewczynką. Dzieci, w przeciwieństwie do dorosłych, nie zastanawiają się długo nad niuansami relacji. Już po dziesięciu minutach biegali za sobą, krzycząc: „Nie złapiesz!”

— Macie wspaniałego syna — powiedział mężczyzna, zwracając się do Kasi.

— Dziękuję — uśmiechnęła się nieśmiało. — A twoja córka jest przepiękna!

— Tak, to Zosia — skinął głową. — A ja jestem Piotr.

Tak zaczęła się ich znajomość. Siedzieli na chłodnej ławce, obserwując bawiące się dzieci. Rozmowa była swobodna, chociaż nieco nieporadna. Kasia opowiadała, jak sama wychowuje syna, Piotr — jak od trzech lat żyje bez żony, która po rozwodzie wyjechała do innego miasta, zostawiając mu córkę.

— Trudno, ale sobie radzimy — powiedział z lekkim uśmiechem.

Piotr i Kasia okazali się sąsiadami z tego samego bloku. Ponieważ Piotr niedawno się wprowadził, wcześniej się nie spotkali.

W kolejnych miesiącach ich przyjaźń się pogłębiała. Zaczęli chodzić z dziećmi do teatru, na szkolne przedstawienia, a raz choćby wybrali się całą grupą do wesołego miasteczka. Tomek i Zosia śmiali się, kręcąc na karuzeli, a Kasia po raz pierwszy od dawna poczuła, iż ciężar smutku i beznadziei gdzieś zniknął. Była lżejsza, radośniejsza. Bo obok był Piotr — spokojny, pewny siebie i niezwykle troskliwy.

Pewnego wieczoru, gdy Tomek zasnął po pełnym wrażeń dniu, Kasia pierwszy raz od miesięcy pozwoliła sobie odpocząć. Siedziała w małym salonie, otulona kocem, i piła gorącą herbatę. Wiatr na zewnątrz kołysał nagimi gałęziami, delikatnie stukał w szybę. Piotr, po uśpieniu Zosi, przyszedł do Kasi w odwiedziny. Tak siedzieli we dwoje w ciszy, przy miękkim świetle lampy.

— Kasia — przerwał milczenie Piotr, kręcąc w dłoniach filiżankę. — Wiesz… od trzech miesięcy myślę, jak to powiedzieć. Jesteś niezwykłą kobietą.

Podniosła na niego zdziwione oczy.

— Robisz tak wiele dla swojego syna. Sama. I wciąż znajdujesz siłę, by się uśmiechać. Szczerze mówiąc, to imponujące. Nie wiem, jak to robisz.

— Po prostu muszę — westchnęła. — Mam Tomka. Nie mogę sobie pozwolić, by… się załamać. On nie ma już nikogo innego.

Piotr na moment odwrócił wzrok, jakby zbierał myśli. Potem powoli, ale stanowczo powiedział:

— W całym tym czasie, gdy się spotykamy, nie przestaję myśleć, iż chciałbym być bliżej. By pomagać, wspierać. Przy tobie czuję coś… prawdziwego. Wiem, iż przeszłaś przez wiele, ale… Chcę być częścią twojego życia.

Słowa Piotra uderzyły w Kasię jak grom z jasnego nieba. Zamarła, próbując zrozumieć, co właśnie usłyszała. Na moment ogarnęło ją zamieszanie. Z jednej strony, jego przywiązanie i troska były oczywiste, ale bała się. Bała się, iż ten kruchy świat, który z takim trudem budowała, znów się zawali.

— Piotr, musisz zrozumieć… — zaczęła ostrożnie. — Ja… nie wiem, czy jestem gotowa na coś nowego. Po wszystkim, co się stało, trudno mi zaufać. I…

Zawahała się, czując, jak łzy napływają do oczu.

Nie przerywał. Cierpliwie skinął głową, dając jej czas na dokończenie. Ale w jego oczach było tyle zrozumienia, iż nie musiała tłumaczyć więcej. Piotr po prostu powiedział:

— Rozumiem. I chcę, żebyś wiedziała: nie wymagam od ciebie szybkiej decyzji. jeżeli będziesz mnie potrzebować, będę tu. Po prostu o tym pamiętaj.

Ciepło jego słów stopiło lód w jej sercu, który nosiła w sobie od lat. Może po raz pierwszy od dawna poczuła, iż nie jest sama. Ale potrzebowała czasu, by zostawić lęki za sobą.

Piotr stawał się coraz bardziej obecny w ich życiu. Nienachalnie, delikatnie, nie burząc rutyny Kasi i Tomka. Przychodził wieczorami, przynosił owoce dla dzieci lub domowe ciasto dla Tomka. Nie było żadnych spektakularnychPewnej kwietniowej nocy, gdy księżyc świecił nad Warszawą jak złota moneta, a wiatr szeptał w liściach starej jabłoni, Kasia i Piotr wzięli się za ręce i zrozumieli, iż ich wspólna droga właśnie zaczyna się układać jak puzzle, które wciąż miały przed sobą wiele fragmentów, ale teraz wreszcie pasowały do siebie idealnie.

Idź do oryginalnego materiału