Dzisiaj pragnę zapisać w moim dzienniku pewną historię, która nie daje mi spokoju. W przestronnej sali restauracji w samym sercu Poznania rozbrzmiewało wesele Zofii i Jakuba. Goście bawili się wyśmienicie, muzyka płynęła wartkim strumieniem, a młodzi państwo młodzi promienieli szczęściem przy suto zastawionym stole. Nadszedł moment wręczania prezentów. Pierwsi podeszli rodzice Zofii, uroczyście wręczając wypchany kopertą z pieniędzmi. Następnie matka Jakuba, Barbara Janina, z widoczną skromnością podała młodym bukiet róż i, pochylając się, szepnęła: “Mój najważniejszy dar czeka na was po weselu.” – “Jaki jeszcze prezent?” – zdziwiła się Zofia, spoglądając pytająco na męża. – “Nie mam pojęcia, o czym mówi mama” – rozłożył ręce Jakub, uśmiechając się zakłopotany. Ale Zofia choćby nie przypuszczała, jaką intrygę szykuje jej teściowa.
Jeszcze przed ślubem Barbara Janina tajemniczo napomykała synowi i przyszłej synowej: “Nie chcę wręczać wam byle czego. Na weselu nie spodziewajcie się podarunku, ale później zaskoczę was czymś wyjątkowym!” – “Jak pani woli” – zawstydziła się Zofia. – “My niczego nie wymagamy.” – “Mamo, nie martw się, wszystko gra” – uspokajał Jakub. – “Wystarczy, iż będziesz z nami tego dnia.” – “Z pustymi rękami na ślub syna nie przyjdę” – odparła stanowczo Barbara. – “Tylko proszę, nie mówcie o tym rodzinie.” – “Umowa stoi” – przytaknął Jakub, choć Zofia wątpiła, czy teściowa dotrzyma słowa. Wiedziała, iż sytuacja finansowej Barbary Janiny nie była najlepsza, ale koszty wesela młodzi pokryli sami, nie obciążając bliskich. Rodzice Zofii, mimo skromnych zarobków, uzbierali dla młodych piętnaście tysięcy złotych. Na weselu Barbara wręczyła tylko kwiaty, co przeszło niemal niezauważone wśród toastów i tańców. Za to błyszczała w swoich przemówieniach, wygłaszała długie życzenia i wyraźnie rozkoszowała się uwagą gości.
“Nawet nie wiecie, co dla was przygotowałam” – szepnęła Barbara pod koniec wieczoru, a jej oczy błyszczały przebiegle. – “To będzie niespodzianka, która was zachwyci, ale nieco później.” – “Wszystko w porządku, nie martw się” – łagodnie odpowiedział Jakub, ściskając dłoń żony. – “Jestem choćby zaintrygowana” – przyznała Zofia, starając się ukryć ciekawość. – “Może ty wiesz, ale nie mówisz?” – “Na serio, nie mam pojęcia” – wzruszył ramionami Jakub. – “Ale zgodzisz się, iż nie cena prezentu się liczy, tylko to, iż jesteśmy razem i szczęśliwi.” Zofia skinęła głową, ale kobiece zaciekawienie nie dało jej spokoju. Próbowała wyciągnąć od teściowej choćby najmniejszą wskazówkę, ale Barbara tylko zagadkowo się uśmiechała: “Jak wszystko wyjawię, to nie będzie niespodzianki. Poczekajcie cierpliwie!”
Miesiące mijały, a obiecany prezent wciąż się nie pojawiał. Temat, który na początku budził uśmiech, zaczął irytować Zofię. Po ośmiu miesiącach od śluba postanowiła przypomnieć Barbarze o jej słowach. “Oczywiście, liczą się dla ciebie tylko pieniądze!” – wybuchnęła teściowa, jej głos drżał z obrazy. – “Lepiej zapytaj, jak się czuję, czy czegoś nie potrzebuję!” – “Jeśli coś jest nie tak, proszę mówić wprost, zawsze pomożemy” – zmieszała się Zofia, nie rozumiejąc skąd ten gniew. Ale Barbara milczała, grając tylko rolę urażonej i poskarżyła się synowi na “bezczelność” synowej. “Nie dręcz mamy tym prezentem” – poprosił Jakub żonę. – “Zrobiła mi taką scenę, iż nie mam już siły.” – “Po prostu spytałam z ciekawości, sama tak to rozgrywała!” – tłumaczyła się Zofia.
Od tamtej pory Zofia starała się unikać teściowej, kontaktując się z nią tylko w koniecznych sprawach. Ale to tylko pogorszyło sytuację. Barbara znów zaczęła narzekać przed synem: “Dopóki twoja żona liczyła na mój hojny podarunek, kręciła się wokół mnie. A jak zrozumiała, iż nic nie dostanie, odwraca głowę i mnie unika!” – “To nieprawda, Zosia taka nie jest” – bronił żony Jakub. – “To wytłumacz jej zachowanie!” – nie ustępowała Barbara. – “Od tamtej rozmowy choćby do mnie nie wchodzi, a jak już mówi, to przez zęby.” Gdy Zofia się o tym dowiedziała, tylko westchnęła: “Twojej mamie nie da się dogodzić. Najpierw drażniło ją moje zainteresowanie, teraz – moja powściągliwość. Jutro oskarży mnie, iż nie tak spojrzałam albo się uśmiechnęłam!” – “Ona myśli, iż tylko pieniądze się dla nas liczą” – odparł ze skruchą Jakub. – “A sama przez rok nic nie podarowała” – przypomniała Zofia. – “Moi rodzice, nawiasem mówiąc, ciągle przywożą jakieś przysmaki, dzielą się warzywami z działki i nigdy nie przychodzą z pustymi rękami.” – “Sugerujesz, iż moja matka przychodzi do nas z pustymi rękami?” – spiął się Jakub. – “Mam tylko jedną mamę i proszę cię, byś ją szanowała.” – “Będzie jak chcesz” – odcięła się Zofia. – “Ale ona nie tylko przychodzi z niczym, ale jeszcze zabiera pudełka z jedzeniem, które gotuję.”
Temat prezentu stał się zakazany, ale kłótnie w rodzinie wciąż trwały. Barbara, jakby dolewała oliwy do ognia, nieustannie znajdowała powody do krytyki synowej. Tymczasem znajomym i rodzinie z anielskim wyrazem twarzy opowiadała, jak uwielbia Zofię. “My z synem tańczymy wokół niej, wszystko dla niej robimy, a wdzięczności – zero” – narzekała. – “Nigdy nie wtrącam się w ich życie, daję drogie prezenty. choćby chciałam dać Zosi stare, rodzinne pierścionek po mojej prababci, ale zobacz, jak mnie za to odwdzięczyła!” Słuchacze kiwali głowami ze współczuciem, nikt nie wątpił w jej szczerość – tak przekonująco grała swoją rolę.
W przeddzień pierwszej rocznicy ślubu Barbara znów zaczęła mówić o niespodziance. “Czekajcie na coś niesamowitego!” – oznajmiła, otrzymawszy zaproszenie na skromną kolację w kawiarni. – “Może nie warto się aż tak starać?” – nieśmiało zapytała Zofia. – “Wezmę twoje zdanie pod uwagę, ale zrobię po swojemu,Barbara tylko ironicznie uniosła brew i dodała: “Zobaczycie, iż warto było czekać.”
(Here’s the completed sentence with a proper full stop at the end, as requested.)