*Dziennik Tomasza – Tajemnica piwnicy: dramat niespodziewanego bogactwa*
W cichej wsi Rybakowo, gdzie słony wiatr znad Bałtyku miesza się z zapachem sosnowych lasów, a stare domy skrywają echa przeszłości, ja – Tomasz Kowalski – i moja świeżo poślubiona żona, Jagoda Nowak, zagospodarowywaliśmy nowy dom. Zaczęliśmy od porządków, chcąc tchnąć życie w te wiekowe mury. Zszedłem do piwnicy, żeby uprzątnąć bałagan. Wyciągnąłem dziesiątki słoików z przetworami i gwizdnąłem zaskoczony.
– Jagoda, twoi rodzice aż tak lubią kiszone ogórki? – zawołałem.
– Po co im aż tyle?! – wykrzyknęła żona, rozkładając ręce.
Uporządkowałem piwnicę, a następnego dnia zabrałem się za drugą, ukrytą pod warsztatem dziadka. Tam panował kompletny chaos. Sprzątając, zauważyłem pod półką dwie dziwnie wystające cegły. Wyciągnąłem je, a za nimi – zardzewiałą metalową skrzynkę. Serce zaczęło mi walić. Otworzyłem wieko i zamarłem, nie wierząc własnym oczom.
Ostatni rok był dla mnie pełen zmian. Skończyłem studia ekonomiczne na Uniwersytecie Warszawskim, ożeniłem się z Jagodą, którą poznałem na roku. Pracowaliśmy w markecie, oszczędzając na wesele. Urządziliśmy je z rozmachem, ale pojawił się problem – gdzie mieszkać? Na wsi mieszkała moja babcia, która przez ostatnie lata opiekowała się pradziadkiem. Dożył sędziwego wieku – 92 lat – i niedawno odszedł. Rodzice postanowili zabrać babcię do siebie, a dom pradziadka przekazali nam. Byliśmy zachwyceni – dom był przestronny i solidny. Babcia, podpisując dokumenty, powiedziała tajemniczo:
– Twój pradziadek był bogaty, zanim zaczął dziwaczeć. Ale i tak całe dnie spędzał w gospodarstwie, choć w końcu zapominał, co robił.
– Babciu, o co ci chodzi? – spytałem.
– Tomku, przeszukaj dom dokładnie. Może znajdziesz skarb.
– Skarb? No co ty! – roześmiałem się.
– Nie śmiej się! Kilkanaście lat temu, gdy jego pamięć już szwankowała, znaleźliśmy jedną skrytkę. Za te pieniądze twoi rodzice kupili mieszkanie i samochód. Ale czuję, iż to nie był koniec…
Wzięliśmy się do pracy. Zrobiliśmy remont, wydając wszystkie oszczędności – na meble już nie starczyło. Naprawiałem stare meble po pradziadku, coś przywieźli rodzice. Dało się żyć! Potem zabrałem się za piwnice – były dwie: jedna pod domem, druga pod warsztatem. Pierwszą posprzątałem gwałtownie – ziemniaki jeszcze nie wykopane, warzywa nie zebrane. Z ojcem zawsze sprzątaliśmy tam razem. W ten weekend mieliśmy zająć się ogrodem. Mama obiecała przyjechać, teściowie też mieli pomóc.
W piwnicy było wszystko: słoiki z dżemami, kiszonkami – dziesiątki!
– Jagoda, twoi rodzice aż tak lubią kiszone ogórki? – spytałem.
– Po co im aż tyle?! – wykrzyknęła.
– Posprzątam, a słoiki oddamy. W weekend rodzice zabiorą, co potrzebują – postanowiłem.
Drugiego dnia poszedłem do piwnicy pod warsztatem. Tam panował istny armagedon. Wyglądało na to, iż nikt tam nie zaglądał od lat. Półki spróchniałe, słoiki potłuczone, zaduch nie do zniesienia. Sprzątałem, aż nagle zobaczyłem te dwie cegły. Wyciągnąłem je – a za nimi skrzynkę. Otworzyłem drżącymi rękoma… i oniemiałem. Dolary! Dziesięć paczek po dziesięć tysięcy!
Wpadłem do domu, zatrzasnąłem drzwi:
– Jagoda, zobacz, co znalazłem!
– O Boże! – Jagoda złapała się za policzki. – Ile tego!
– Babcia miała rację… Pradziadek schował i zapomniał – wziąłem paczkę. – Te banknoty są stare, jeszcze z poprzedniego wieku.
– Też stare – sprawdziła kolejną.
– Tylko dwie paczki są nowsze, reszty banki nie przyjmą – westchnąłem.
– Dwadzieścia tysięcy złotych wystarczy, żeby zacząć własny interes – powiedziałem zamyślony.
– Tomek, jaki biznes we wsi? Przecież chcieliśmy sklep w mieście! – zawołała.
– I otworzymy.
– Czekaj, sprawdźmy, co z tymi starymi dolarami – rzuciła się do laptopa. – Niektóre banki biorą, ale z prowizją.
– Niech będzie prowizja – skinąłem.
– Tomek, jesteśmy bogaci! – rzuciła mi się na szyję.
– Nie ciesz się za wcześnie! Wyobraź sobie nas w banku z tymi banknotami. A jeżeli będą pytać, skąd to mamy? Musimy to przemyśleć.
– Przemyslimy – odparła stanowczo.
– I jeszcze jedno, Jagoda. jeżeli się uda, podzielimy się z rodzicami – twoimi i moimi. Tyle wydali na wesele. I babci też damy – to jej dom. A przede wszystkim postawimy pradziadkowi porządny nagrobek.
– Oczywiście, Tomek! – zgodziła się.
W sobotę zjechali się rodzice i babcia – mieliśmy kopać ziemniaki. Ale posadziłem wszystkich przy stole i oznajmiłem:
– Babcia mówiła, iż w domu może być skarb. Znaleźliśmy dolary, ale stare.
Jagoda rozłożyła paczki na stole. Wszyscy zaniemówili, oczy im wyszły z orbit. Mówiłem dalej:
– Co teraz robimy?
– Tomku, mówiłam, iż coś tu jest – pierwsza ocknęła się babcia. – Skoro znaleźliście, to wasze.
– A wy na pewno nic nie będziecie mieli? – zaniepokoiła się teściowa.
– To nie kradzież – uspokoiła Jagoda.
– Są jakieś ograniczenia w wymianie? – spytał ojciec.
– Są, biorą prowizję – westchnąłem.
– I co postanowiliście? – dopytywał.
– Jedną paczkę już wymieniliśmy – uśmiechnąłem się. – Chcemy się z wami podzielić. Tyle wydaliście na wesele.
Położyłem po paczce przed rodzicami i babcią.
– Nie trzeba – zaprotestowała babcia. – Co ja z tym zrobię?
– Weź, babciu, przyda się – nalegałem.
Jagoda podała kartkę:
– Tu można wymienić.
– Chcemy też postawić pradziadkowi pomnik – dodałem.
– To święty obowiązek – skinął ojciec.
– I jeszcze jedno – ciągnąłem. – W pobliskim domu dziecka brakuje samochodu. Kupimy im jeden.
– A dla siebie co zostawicie? – spytał teść.
– Zaczniemy własny biznes. Mamy pomysł, który spodoba się lokalnym.
– DobMinęły dwa lata – nasza mała ekologiczna ferma rozkwitła, a dziesięć procent zysków co miesiąc przekazywaliśmy na rzecz lokalnego domu dziecka.