**Tajemnica obiecanego prezentu**
W przestronnej sali restauracji w samym centrum Krakowa huczało wesele Anny i Marka. Goście świetnie się bawili, muzyka płynęła szeroką falą, a młodzi promienieli szczęściem przy suto zastawionym stole. Przyszedł czas na wręczanie prezentów. Jako pierwsi podeszli rodzice Anny, wręczając im grubą kopertę wypełnioną złotówkami. Następna była matka Marka, Teresa. Z gracją podała parze bukiet róż i, nachylając się, szepnęła: „Mój największy prezent czeka na was po weselu”. – „Jaki jeszcze prezent?” – zdziwiła się Anna, rzucając mężowi pytające spojrzenie. – „Nie mam pojęcia, o czym mama mówi” – rozłożył ręce Marek, uśmiechając się zagadkowo. Anna jednak nie mogła przypuszczać, jaką zagadkę przygotowała jej teściowa.
Jeszcze przed ślubem Teresa tajemniczo napomykała synowi i przyszłej synowej: „Nie chcę wam dawać byle czego. Na weselu prezentu nie oczekujcie, ale później was zaskoczę czymś wyjątkowym!” – „Jak pani woli” – odpowiedziała skrępowana Anna. – „My niczego nie wymagamy”. – „Mamo, nie przejmuj się, wszystko w porządku” – uspokajał ją Marek. – „Najważniejsze, iż będziesz z nami w ten wyjątkowy dzień”. – „Z pustymi rękami na ślub syna nie przyjdę” – odparła stanowczo Teresa. – „Tylko proszę, nie gadajcie o tym rodzinie”. – „Dobrze” – przytaknął Marek, choć Anna nie wierzyła, iż teściowa dotrzyma słowa. Wiedziała, iż Teresie nie powodzi się najlepiej, ale koszty wesela wzięli na siebie młodzi, nie obciążając bliskich. Rodzice Anny, mimo skromnych zarobków, zebrali dla pary trzydzieści tysięcy złotych. Podczas wesela Teresa wręczyła tylko kwiaty, co przeszło niemal niezauważone wśród toastów i tańców. Za to błyszczała przemówieniami, wygłaszała długie życzenia i wyraźnie rozkoszowała się uwagą gości.
„Nawet nie macie pojęcia, co dla was przygotowałam” – szepnęła Teresa pod koniec wieczoru, a w jej oczach błysnęła figlarna iskra. – „To będzie prawdziwy szok, ale dopiero za jakiś czas”. – „Wszystko w porządku, nie martw się” – łagodnie odparł Marek, ściskając dłoń żony. – „Jestem choćby trochę zaciekawiona” – przyznała Anna, próbując ukryć zainteresowanie. – „Może ty coś wiesz, ale nie chcesz powiedzieć?” – „Naprawdę, nie mam bladego pojęcia” – wzruszył ramionami Marek. – „Ale zgódź się, najważniejsze, iż jesteśmy razem i szczęśliwi”. Anna skinęła głową, ale ciekawość nie dawała jej spokoju. Próbowała wyciągnąć od teściowej choćby wskazówkę, ale Teresa tylko zagadkowo się uśmiechała: „Jak powiem, to nie będzie niespodzianka. Musicie poczekać!”
Miesiące mijały, a obiecany prezent się nie pojawiał. Temat, który początkowo budził uśmiech, zaczął irytować Annę. Po ośmiu miesiącach od ślubu postanowiła przypomnieć Teresie o jej słowach. „Oczywiście, dla ciebie liczą się tylko pieniądze!” – wybuchnęła teściowa, a jej głos zadrżał z oburzenia. – „Lepiej zapytaj, jak się czuję, czy czegoś mi nie brakuje!” – „Jeśli coś jest potrzebne, proszę powiedzieć wprost, zawsze pomożemy” – zaskoczyła się Anna, nie rozumiejąc skąd ta reakcja. Ale Teresa milczała, udając obrażoną i poskarżyła się synowi na „bezczelność” synowej. „Nie dręcz mamy tym prezentem” – poprosił Marek żonę. – „Zrobiła mi taką scenę, iż nie wytrzymałem”. – „Tylko zapytałam z ciekawości, sama tyle razy o tym mówiła!” – tłumaczyła się Anna.
Od tamtej pory Anna starała się unikać teściowej, kontaktując się z nią tylko w koniecznych sprawach. Ale to tylko pogorszyło sytuację. Teresa znów zaczęła narzekać przed synem: „Dopóki twoja żona myślała, iż dostanie ode mnie coś drogiego, kręciła się wokół mnie. A jak zrozumiała, iż nic nie będzie, od razu nos zadziera i unika!” – „To nieprawda, Anna taka nie jest” – bronił żony Marek. – „No to wytłumacz, dlaczego tak się zachowuje!” – nie ustępowała Teresa. – „Od tamtej rozmowy choćby do mnie nie wchodzi, a jak mówi, to przez zęby”. Anna, gdy się o tym dowiedziała, tylko westchnęła: „Twojej mamie nie dogodzę. Najpierw denerwowało ją moje zainteresowanie, teraz – moja rezerwa. Jutro oskarży mnie, iż źle spojrzałam czy się uśmiechnęłam!” – „Myśli, iż my oczekujemy od niej tylko pieniędzy” – odparł zmieszany Marek. – „Taa, a sama przez rok nic nie dała” – przypomniała Anna. – „Moi rodzice, swoją drogą, ciągle przywożą nam coś smacznego, dzielą się warzywami z działki i nigdy nie przychodzą z pustymi rękami”. – „Sugerujesz, iż moja mama przychodzi do nas z pustymi rękami?” – zirytował się Marek. – „Mam tylko jedną matkę i proszę, szanuj ją”. – „Bez problemu” – odcięła się Anna. – „Tylko iż ona nie dość, iż przychodzi z pustymi rękami, to jeszcze zabiera pół lodówki w pojemnikach, które sama gotuję”.
Temat prezentu stał się zakazany, ale kłótnie w rodzinie nie ustawały. Teresa, jakby dolewała oliwy do ognia, wciąż znajdowała powód do niezadowolenia z synowej. Tymczasem znajomym i krewnym opowiadała z anielskim spokojem, jak uwielbia Annę. „Tańczymy koło niej z synem, wszystko dla niej robimy, a wdzięczności zero” – narzekała. – „Nigdy się nie wtrącam, daję drogie prezenty. choćby chciałam podarować jej rodzinny pierścionek po mojej babci, ale widzisz, jak mi się odwdzięczyła!” Słuchacze współczuli, kiwając głowami, nikt nie wątpił w szczerość słów Teresy – tak przekonująco grała swoją rolę.
W przeddzień pierwszej rocznicy ślubu Teresa znów zaczęła mówić o niespodziance. „Czekajcie na coś niesamowitego!” – oznajmiła, otrzymując zaproszenie na skromną kolację w małej kawiarni. – „Może nie trzeba się aż tak wysilać?” – nieśmiało zapytała Anna. – „Wezmę twoją opinię pod uwagę, ale zrobię po swojemu, jasne?” – odparła teściowa z sarkazmem. Marek, gdy się o tym dowiedział, wpadł w złość: „Dlaczego ty zawsze musisz się sprzeczać z mamą? Niech da, co chce, albo„Tylko proszę, więcej już o tym nie rozmawiajmy, bo znów się pokłócimy” – westchnął Marek, a Anna przytaknęła w milczeniu, przewidując, iż teściowa i tak znajdzie sposób, by zepsuć im ten wieczór.