Zagadka młodej kobiety

polregion.pl 2 godzin temu

**DZIENNIK NINKI**

Gdziekolwiek się pojawiłam, zawsze przyciągałam uwagę. Ubierałam się tak, iż cały personel sklepu, w którym pracowałam jako kasjerka, po cichu pękał ze śmiechu. Do tego uwielbiałam słodycze. Przed kasą zawsze leżał woreczek z cukierkami. Moja miłość do błyskotek i jaskrawych ubrań wyraźnie przysłaniała zdrowy rozsądek.

Klienci często zamierali w bezruchu, widząc za ladą kobietę z rudą, wysoką fryzurą, ozdobioną kokardkami, kolorowymi spinkami i wstążkami. Nosiłam niemożliwie krzykliwe bluzki (gdzie ja je tylko znajdowałam?), szaliczki i pierścionki na każdym palcu. Jak to mówią: Ciągle mam Boże Narodzenie!

Ale w moim charakterze było coś dobrego zupełnie nie umiałam się obrażać. Nie ważne, jak mnie wyśmiewano czy namawiano, żebym ubrała się normalnie i nie jadła tyle słodyczy, tylko machałam ręką, błyskając pierścionkami, i sięgałam po kolejnego cukierka.

Pracowałam świetnie. Szybko, uprzejmie, z uśmiechem i miłym słowem. Klient wychodził zadowolony, rozgrzany moim szerokim uśmiechem i życzeniami zdrowia, a przy kolejnych zakupach szedł prosto do mojej kasy, gdzie błyszczałam w całej okazałości.

Żadnych skarg, tylko podziękowania. Chwalono mnie za dobrą pracę, ale odmawiałam zmiany stylu. Trzeba było znosić moje dziwactwa.

Nikt nie wiedział, iż w sercu nosiłam strach, a w torebce paralizator.

Pięć lat temu, późnym wieczorem, zaatakowała mnie grupka nastolatków. Pobili mnie, zabrali telefon, pieniądze i biżuterię. Pamiętam, jak w deszczu czołgałam się do domu, ocierając krew i łzy. Byłam przerażona

Od tamtej pory zawsze miałam przy sobie paralizator. Nikomu nie mówiąc o tym, co się stało, ukrywałam strach pod warstwą euforii i kolorowych ubrań. Bałam się młodych chłopaków i ciemności. Ale wszyscy myśleli, iż jestem tylko roztrzepaną pustą główką.

Aż pewnego dnia stało się coś niezwykłego.

W wolny dzień postanowiłam wybrać się na zakupy po nowe ciuchy. Co jeszcze ma robić samotna, niezależna kobieta? Musi się rozpieszczać. Jechałam autobusem, marząc o nowych sukienkach, gdy nagle wsiadło trzech młodych chłopaków.

Gdy autobus przejeżdżał przez opustoszały park, zerwali się z miejsc.

Siedzieć cicho, suki! Portfele, telefony, pierścionki dawajcie! Rżniemy, ścierwa! Jeden przyłożył nóż do szyi kierowcy, a dwaj zaczęli zbierać łup.

Przerażeni pasażerowie posłusznie oddawali swoje rzeczy.

Ja też się wystraszyłam. Ten sam znajomy, lepki strach ścisnął mi gardło. Zaciśnięta torebka w dłoniach, walczyłam z paniką. W głowie kręciła się myśl:

Znowu mnie okradają Dlaczego ja? Boże, pomóż!

Przypomniałam sobie tamtą noc, ciosy, wulgaryzmy, bezradność I nagle wściekłam się. Na siebie, na biernych pasażerów, na tych małych bandziorów.

W trudnych sytuacjach zawsze pomagały mi cukierki. Kilka kostek i rozwiązanie przychodzi samo.

Tym razem też sięgnęłam do torebki, ale natknęłam się na paralizator.

Nie wiem, co mnie wtedy podkusiło. Włączyłam go i gdy bandyta stanął przede mną, uderzyłam go w brzuch, prosto w splot słoneczny, pod głupi nadruk na koszulce.

Rycząc, upadł, drgając. Nikt nie zrozumiał, co się stało. gwałtownie schowałam paralizator, udając przestraszoną. Tylko sąsiad lekko kaszlnął, ukrywając uśmiech.

Drugi bandyta podbiegł do kolegi dostał porażenie w szyję.

Kierowca, szybki jak błyskawica, zatrzymał autobus i obezwładnił trzeciego. Pasażerowie pomogli ich związać.

Policja nie mogła uwierzyć, iż schwytaniem przestępców zajęła się pulchna kobieta w kwiecistej bluzce i śmiesznych kokardach.

W pracy nie wspomniałam ani słowem o zdarzeniu. Tylko nagle zauważyłam, iż z serca zniknął ten stary strach. Po raz pierwszy od lat spokojnie szłam ciemną ulicą.

Dostałam nagrodę za zatrzymanie niebezpiecznych przestępców ku zaskoczeniu wszystkich w sklepie.

Kapitan policji, który wręczał mi dyplom, długo trzymał moją dłoń, patrząc w niebieskie, zmysłowe oczy. I wiecie, co ciekawe? Wcale nie zwrócił uwagi na moje krzykliwe ubranie czy pierścionki. Widział po prostu kobietę.

Idź do oryginalnego materiału