Zadzwonić po pomoc, proszę…

newsempire24.com 10 godzin temu

Proszę zawołać Ludmiłę, jeżeli można…

Od rana gnębiło Halinę przeczucie, iż coś się wydarzy. Wszystko, co miało się wydarzyć, już dawno minęło. I miłość, i rodzina, a teraz została sama. Mąż, z którym przeżyła trzydzieści sześć lat, odszedł dwa lata temu. Syn ma swoją rodzinę, dwoje dzieci, wszyscy zdrowi. Po prostu przeczucie święta, wpadła na to dopiero teraz. Jutro Dzień Kobiet.

I natychmiast przypomniał się mąż. Nikt nie przyniesie jej mimoz ani tulipanów. Chociaż… a co z Szymonem? Przecież na pewno wpadnie i ją pogratuluje.

Mieli kiedyś działkę. Niewielki domek na wymarzonych sześciuset metrach ziemi. Kupili go rodzice po kryzysach dawnych lat. Póki pracowała, przyjeżdżała tam w wakacje i na gwałtownie w weekendy. A kiedy Halina przeszła na emeryturę, spędzała tam prawie całe lato, wracając do miasta tylko po zakupy i żeby się wykąpać.

Tamtego roku lato było upalne i suche. Codziennie musiała podlewać grządki. Mąż przyjechał, jak zwykle, po pracy w piątek. Halina od razu zauważyła jego bladość.

– Wszystko w porządku, tylko duszno – machnął ręką na jej uwagę.

– Odpocznij, ja sama skończę, kilka zostało. Usiądź w cieniu na ławce – powiedziała mu Halina.

Usiadł, oparł plecy o nagrzaną słońcem ścianę domu, patrząc, jak podlewa warzywa z węża. Kiedy skończyła i podeszła do niego, od razu zrozumiała, iż coś jest nie tak. Wydawało się, iż drzemie. Ale kiedy dotknęła jego ramienia, przechylił się na bok. Zasnął na zawsze na tej ławce.

Działkę Halina sprzedała jesienią. Nie mogła tam już jeździć. Wciąż wydawało jej się, iż widzi go siedzącego na ławeczce. Syn ją zrozumiał.

– Dawno trzeba było się jej pozbyć. Po co się męczyć, skoro wszystko można kupić w sklepie przez cały rok?

On sam z żoną i dziećmi jeździł na wakacje nad morze. Pieniądze za działkę Halina oddała synowi. On ma dwoje dzieci, jemu bardziej się przydadzą. A jej emerytura wystarczy. Chciała znów pójść do pracy, ale syn ją odwiódł.

– Będziesz zarabiać grosze, a nerwy stracisz na złotówkę – powiedział.

Tak zawsze mówił mąż.

– Żeby teraz pracować jako nauczycielka w szkole, trzeba mieć nerwy ze stali. jeżeli tęsknisz za lekcjami, zajmij się wnukami. Masz mnie. jeżeli coś, pomogę.

I tak żyła sama. Oczywiście, brakowało męskiej ręki. Ale syn wzywał fachowców, gdy coś się zepsuło lub kran zaczął przeciekać.

W ostatnich latach z mężem żyli w zgodzie. A za młodu bywało różnie. Kłócili się tak, iż mało brakowało do rozwodu. Mąż ostrożnie sobie pohulał. Ale kobiety zawsze wyczuwają. Pewnego dnia nie wytrzymała, powiedziała mu wszystko i wskazała drzwi. Jeszcze by jakąś zarazę do domu przyniósł.

Mąż spakował walizkę, przysiadł na chwilę na kanapie. I wtedy wrócił Szymon ze szkoły. Miał wtedy trzynaście lat. Zobaczył ojca z walizką i wszystko zrozumiał. Duży już był, wszystko słyszał i wiedział. Awantury rodziców też go męczyły.

– Będziesz mnie nienawidzić? – spytał go ojciec.

– Będę – odparł syn i wyszedł do swojego pokoju, zatrzaskując drzwi.

– Nie mogę tak! Nie mogę! – krzyknął mąż, uderzając dłońmi w kolana. Wstał i odsunął walizkę za kanapę, żeby nie było jej widać. – Nakarmisz mnie kolacją? – spytał, nie patrząc na Halinę.

Zmęczyły ją już kłótnie i wyjaśnienia. Jaka różnica, czy wyjdzie dziś, czy jutro. Może choćby lepiej. Niech wyjdzie, kiedy będą w szkole. Halina nakryła do stołu, zawołała Szymona. Jedli w ciszy, nie odzywając się ani słowem.

Następnego dnia Halina nie spieszyła się z pracy do domu. A kiedy wróciła, od razu zajrzała za kanapę. Walizka zniknęła. Zrobiło jej się przykro i smutno. Powoli zaczęła się rozbierać w przedpokoju. A potem podniosła wzrok i zobaczyła walizkę na półce pod sufitem. Wpadła do pokoju i otworzyła szafę. Na wieszakach wisiały koszule i spodnie męża. Ulżyło jej.

Ale kiedy wrócił z pracy, Halina sarkastycznie zauważyła, iż szkoda, iż rozpakował walizkę, bo może będzie musiał znów ją pakować.

Mąż milczał, ale już nie zostawał po godzinach. A jeżeli się zdarzyło, dzwonił i uprzedzał. Od tamtej pory kłócili się mniej. A w ostatnich latach żyli w pełnej harmonii. Żeby tak od razu…

Halina starała się przypominać sobie tylko dobre chwile. Po co wspominać złe? Wszystkie urazy odeszły razem z mężem. Czasem dopadała ją tęsknota, ale gwałtownie mijała.

Bycie sama też miało swoje plusy. Rzadziej sprzątała mieszkanie. Komu tu miałoby się śmiecić? Gotowała sobie proste, lekkie potrawy. Za to dużo czytała, oglądała seriale. Mąż ich nie cierpiał. Siedział na kanapie, oglądał mecze i programy informacyjne. A ona na twardym taborecie w kuchni wpatrywała się w mały telewizor stojący na lodówce, aż kark ją bolał. Kuchnia malutka, nie było gdzie postawić telewizora.

A teraz leżała na kanapie jak królowa i oglądała, co chciała. Myślała o wzięciu kota. Ale sierść wszędzie. No i nigdy specjalnie nie kochała zwierząt.

Jutro Dzień Kobiet. Może kupić tort? Ale kto by go jadł? Syn na pewno wpadnie ją pozdrowić. Upierze sama coś smacznego. I Halina zaczęła szukać zeszytu z przepisami.

Może kupić kwiaty? Rozejrzała się po pokoju. Nie, będą ją tylko smucić. Kwiaty powinien dawać mężczyzna. I po co? Żeby po dwóch dniach je wyrzucić?

Halina upiekła muffinki z czekoladą i mandarynkami. Wnuki je uwielbiały. Przekaże je przez syna. Zmęczona, usiadła przed telewizorem. Leciał jakiś film. Już go widziała. Oczy same się zamknęły, i Halina się zdrzemnęła.

Obudziło ją pukanie do drzwi. Zaskoczona, mało nie podskoczyła. Serce zabiło jak ptak w klatce. Od dawna nikt do niej nie przychodził, odzwyczaiła sięPo chwili wahania zdecydowała się zadzwonić do niego, bo nagle zrozumiała, iż czasem najlepsze historie zaczynają się właśnie od takiego nieoczekiwanego spotkania.

Idź do oryginalnego materiału