„Chcesz parówki czy jajecznicę?” – zapytała Katarzyna. Bartek siedział przy stole, przeglądając wiadomości w telefonie.
„Parówki. Tylko bez twoich eksperymentów” – burknął.
Katarzyna westchnęła. Na rękach pochrapywała mała Zosia, a gotowanie stawało się prawdziwym wyzwaniem.
„Może potrzymasz Zosię?” – zapytała ostrożnie.
„Za chwilę, tylko skończę czytać” – odparł, machając ręką.
Zosia zaczęła marudzić. Katarzyna próbowała ją uspokoić, jednocześnie przewracając parówki na patelni. Jedna się przypaliła.
„Znowu przypalone?” – skrzywił się mąż. – „Może warto być bardziej uważną?”
„A może warto pomóc?” – odcięła się ostro Katarzyna.
„No i zaczyna się… A tak przy okazji, to ja pracuję, utrzymuję rodzinę.”
„A ja? Ja też pracuję – dwadzieścia cztery godziny na dobę. Bez urlopu.”
Cisza zawisła między nimi. Katarzyna postawiła przed nim talerz. Kiedyś byli prawdziwą rodziną, wszystko robili razem. Teraz ciągnęła ten wóz sama.
Dnie mijały monotonnie. Pewnego wieczoru Katarzyna postanowiła porozmawiać na poważnie:
„Bartek, musimy pogadać. Ty zawsze jesteś zajęty – pracą, grami, telefonem. A ja? A Zosia?”
„Kasia, znowu swoje? Przecież wszystko dla was robię.”
„Ale to nie wystarczy! Rodzina to nie tylko pieniądze. To troska, uwaga, pomoc.”
„To twój obowiązek” – wzruszył ramionami Bartek.
„Chcę, żebyś był częścią tej rodziny. Jestem zmęczona byciem za wszystko odpowiedzialną.”
„Ja się męczę w pracy, Kasia. Potrzebuję czasu dla siebie.”
„A ja?” – łzy zaczęły napływać do oczu.
W tym momencie z pokoju dziecięcego dobiegł płacz Zosi. Bartek choćby się nie poruszył.
Po powrocie z urlopu macierzyńskiego Katarzyna zaczęła nową pracę. Teraz każdy poranek zaczynał się o piątej. Bartek w domowych obowiązkach nie pomagał. Pewnego wieczoru Katarzyna wróciła później z pracy. Gdy otworzyła drzwi, zegar wskazywał prawie dziewiątą. W mieszkaniu panował półmrok, a w kuchni piętrzył się stos brudnych naczyń. Bartek leżał na kanapie.
„Zrobisz kolację?” – zapytał zamiast „dzień dobry”.
„Poważnie? Spóźniłam się, a ty choćby naczyń nie umyłeś?”
„Jestem zmęczony.”
„Gdzie Zosia?”
„Śpi. Zamówiłem jej pizzę.”
Katarzyna w milczeniu podeszła do kuchni. Ręce jej drżały. Pewnego dnia, sprawdzając stan konta, zauważyła, iż Bartek bez pytania wypłacił tysiąc złotych z jej oszczędności na nowy laptop.
„Co to znaczy *twoje* pieniądze?” – zdziwił się. – „W rodzinie mamy wspólny budżet.”
„Wspólny? A kiedy proszę o pomoc w domu, nagle przypominasz sobie o swoim *wkładzie*?”
Ostatnią kroplą były urodziny córki. Katarzyna przez tydzień przygotowywała przyjęcie. Bartek obiecał wrócić wcześniej i pomóc.
„Przepraszam, zostaję dłużej w pracy. Dasz radę.” – napisał godzinę przed rozpoczęciem.
Katarzyna patrzyła na wiadomość. Coś w niej pękło. Wieczorem, układając córeczkę do snu, podjęła decyzję.
Tego dnia Bartek wrócił później niż zwykle.
„Kasia, wyprasuj mi koszulę na jutro. I dlaczego nie ma kolacji?”
Katarzyna powoli odwróciła się do męża.
„Gotuj sobie sam, sprzątaj i zarabiaj. Nie jestem twoją pokojówką.”
Poszła do sypialni. Wyciągnęła wcześniej spakowaną torbę.
„Gdzie się wybierasz?” – Bartek pojawił się w drzwiach.
„Właśnie przeciwnie – wracam do siebie. Nie dam już rady tak żyć.”
„Co jest nie tak? Żyjemy jak wszyscy…”
„Jak wszyscy? Samotnie we dwoje? Już dawno nie jesteś przy mnie, Bartku. Jesteś sam, a ja… ja tylko obsługuję twoje potrzeby.”
Weszła do pokoju Zosi, delikatnie podniosła śpiącą dziewczynkę.
„Stój!” – Bartek zastąpił jej drogę. – „Mamy rodzinę, dziecko…”
„Rodzinę? Przestaliśmy nią być dawno temu.”
„Nie rób tego. Już podjęłam decyzję.”
Mały wynajęty pokój powitał je ciszą. Telefon rozdzierały ciągłe połączenia. Bartek raz groził, raz błagał o powrót.
„Wszystko naprawię” – mówił.
„Nie, Bartku. Nie naprawisz. Bo choćby nie wiesz, co trzeba naprawić.”
Dnie zamieniały się w tygodnie. Katarzyna powoli urządzała się w nowym miejscu. Po raz pierwszy od dawna rano budziła się z uśmiechem, nie czuła już ciągłego wyczerpania.
Bartek dzwonił, ale coraz rzadziej. Pewnego dnia przyszedł do niej do pracy z bukietem róż.
„Spróbujmy jeszcze raz. Zrozumiałem.”
„Za późno, Bartku” – pokręciła głową Katarzyna. – „Nie wierzę już w obietnice.”
Z czasem zauważyła, jak wiele czasu i energii odzyskała. Zapisała się na kurs, zaczęła spotykać z przyjaciółkami. I przede wszystkim – na nowo nauczyła się słuchać siebie. Teraz, zasypiając w małym wynajętym pokoju, Katarzyna nie była już samotna. Była po prostu sobą. A ta wolność była warta wszystkich lęków.
*Dzisiaj zrozumiałem, iż prawdziwa miłość wymaga obecności – nie tylko fizycznej, ale i tej w sercu. Nieważne, ile zarabiasz, jeżeli nie potrafisz dać najprostszej rzeczy – czasu.*