„Wstanę, żeby nikomu nie dostał się!” Jak babcia Halina podniosła się z łóżka, gdy podejrzewała dziadka Tadka o romans
Babcia Halina bardzo osłabła. Nie miała siły mówić, wstać, a choćby spojrzeć przez okno. Leżała odwrócona do ściany, jakby już wszystko dla siebie postanowiła. Jej mąż, dziadek Tadek, jak zwykle wszedł do domu, zagotował czajnik, zaparzył aromatyczną herbatę – zapach rozniósł się po całym domu, jak za dawnych czasów. Chciał dodać otuchy ukochanej, ale usłyszał od niej coś zupełnie innego, niż się spodziewał.
– W szafie leży moja sukienka – szepnęła Halina. – I chusteczka, w której trzeba mnie na ostatnią drogę odprowadzić… Tylko nie pomyl, jest w osobnej torebce…
– Co ty wygadujesz?! – wybuchnął Tadek. – Znajdę twoją sukienkę! Ale wiesz, kogo spotkałem pod sklepem? Jadwigę! Jak się wystroiła! Aż oczy mi się rozbiegły. Podchodzi do mnie i mówi: „Nie chcesz się ze mną przejść, Tadeuszu?” Co ty na to, co?
I wtedy stał się cud. Babcia Halina jednym ruchem zrzuciła kołdrę, gwałtownie usiadła, a potem – wstała! Powoli, ale stanowczo podeszła do szafy.
Tadek zastygł z kubkiem w ręce.
A wszystko zaczęło się wcześniej, gdy Iza i Kasia, dwie pielęgniarki, siedziały na nocnym dyżurze w wiejskiej przychodni. Było cicho, pacjenci spokojnie spali, a kobiety postanowiły obejrzeć ulubiony film o miłości.
– Ile razy oglądam – a nigdy się nie nudzi – uśmiechnęła się Kasia.
– Ja za każdym razem myślę o moich babci i dziadku. Moja babcia Halina i dziadek Tadek – jak z filmu. Ich miłość też jest prawdziwa…
Iza opowiadała, jak babcia zawsze gderała na dziadka, a on tylko się uśmiechał:
– Ciągle mnie krytykujesz, za co? Inni piją, hulają, a ja u ciebie złoty!
Na co babcia Halina natychmiast ripostowała:
– Złotym się zrobiłeś dopiero na emeryturze, a wcześniej to dopiero był hulaka!
Gdy babcia się położyła, wszyscy myśleli, iż to coś poważnego. Oboje z dziadkiem mieli już ponad osiemdziesiąt lat. Przyjeżdżali lekarze, dzieci ze ściągnęły prywatnego specjalistę. Ale wyniki dobre, ciśnienie w normie, temperatura jak u astronauty. A Halina wciąż leżała, nie patrzyła w oczy, odmawiała jedzenia.
– Nic mi nie smakuje – szeptała. – Apetytu nie mam. Już… pora…
Dziadek Tadek krążył wokół niej jak zaczarowany.
– Herbatki z cytrynką? – proponował.
– Nie…
– No to choć owsianki! Sam ugotowałem!
Babcia tylko odwracała się do ściany. Ale jednak dla niego zaczęła jeść po trochu – łyżkę owsianki na wodzie.
Pewnego dnia dziadek wyszedł z domu, nasunął czapkę. Halina słabo uniosła się na łokciach:
– Gdzie idziesz?
– Zaraz wracam – burknął.
I poszedł do Zofii – miejscowej znachorki. Dała mu ziół, szepnęła do ucha, jak „przywrócić do życia” ukochaną.
– Wszystko zadziała – powiedziała – jeżeli dobrze to zrobisz.
Dziadek wrócił, zaparzył te zioła, a herbata miała taki aromat – cały dom pachniał! I wtedy babcia Halina znów zaczęła:
– W szafie leży moja sukienka… Na pogrzeb…
Ale dziadek niespodziewanie rzucił:
– A Jadzię widziałem pod sklepem! Tak się wystroiła! Mówi, wiosna, ptaszki śpiewają, spacerować się chce. I zaproponowała, żebyśmy poszli razem. Wyobrażasz sobie?
Jadwiga była jego pierwszą miłością. Kilka razy wychodziła za mąż, ale owdowiała i teraz często mrugała do Tadka. Mówiła, iż szczęście przegapił, iż mogło być inaczej…
Babcia Halina znała te jej słówka. I choć Tadek zawsze zaprzeczał, wątpliwość w niej została.
A dziadek dodał jeszcze:
– I Krystynę spotkałem! W nowym płaszczu, usta umalowane, oczy błyszczą. Mąż jej – stary dziad, a ona – kobieta jak ogień!
I wtedy babcia zrzuciła kołdrę, zeszła z łóżka i z oburzeniem podeszła do szafy.
– Nie zapomniałem o twojej sukience, nie martw się. Będziesz najpiękniejsza – powiedział spokojnie dziadek.
– Jaka śmierć? – warknęła Halina. – choćby wyjść nie mam w co! Mól zjadł płaszcz, czapka stara, chustki – wszystkie do wyrzucenia!
– Przecież sama mówiłaś – nic mi nie potrzeba, i tak…
– A teraz chcę nowe! – oświadczyła i zaczęła z furą wyciągać graty z szafy.
– Jadzia i Krysia pewnie już czekają. Myślą, iż ja padnę? A ja wstałam! Gdzie ta twoja kartoflanka? Jeść mi się chce. I herbatę podawaj, tę pachnącą!
Od tego dnia Halina znów chodziła po domu, sprzątała, choćby gderała jak dawniej. Gdzie się podziała jej „niemoc” – nikt nie zrozumiał.
Dziadek kupił jej nowy płaszcz, czapkę i choćby wiosenną chusteczkę. Teraz babcia Halina chodzi po wsi – jak królowa! Dziadek obok idzie zadowolony, uśmiecha się chytrze, jakby wiedział, kto kogo tak naprawdę przechytrzył.
– Patrzcie na niego! – narzekała babcia córce, która przyjechała tydzień później. – Ja jeszcze ledwie żyłam, a on już z babami się umawiał! Jadzia, Krysia – wiejscy amanci! Nikomu go nie oddam! Na złość wszystkim wstałam – i żyć będę długo, jasne?
Tej samej nocy Iza i Kasia skończyły oglądać film. Potem siedziały i gadały. Noc długa, do końca dyżuru jeszcze daleko.
– Cudowni są twoi dziadkowie! – uśmiechała się Kasia. – Prawdziwa miłość.
– Już złote gody mieli. A do diamentowych niedaleko – powiedziała z dumą Iza. – Oczywiście, starość nie radość, ale trzymają się. I co najważniejsze – kochają się.
– A babcia Halina pewnie boi się, iż dziadek do innych rąk ucieknie?
– Oczywiście! – zaśmiała się Iza. – Ale niepotrzebnie. On u niej – wierny jak pies. Ale motywację ma – niech żyje!
I obie wybuchnęły śmiechem – szczerym, ciepłym, takim, jak tylko można się śmiać, gdy za plecami lata, ale w sercu wA potem, jakby tego było mało, dziadek Tadek ukląkł nagle przed babcią Haliną z pudełkiem pierścionków i szepnął: „No to co, kochanie, może przy okazji odnowimy też przysięgę małżeńską?”.