“Mamo, ona ci się spodoba. To prawdziwy cud!” – zachwycony powiedział Krzysiek.
“A nie znudzi ci się życie z cudem?” – zapytała ironicznie Alina.
Alina stała przy kuchence, nasłuchując. Kiedy żył jej mąż, zawsze gotowała tak, by kolacja była gotowa na jego powrót. Męża nie było już od ośmiu lat. Teraz w ten sam sposób czekała na syna wracającego z pracy.
W drzwiach zaskoczył zamek, a z przedpokoju dobiegł głos Krzyśka:
“Mamo, jestem!”
“Słyszę” – odpowiedziała Alina i uśmiechnęła się.
“Co dziś na obiad? Kotlet schabowy z ziemniakami?” – Krzysiek objął matkę i zajrzał przez jej ramię, wciągając nosem zapach ulubionych ziemniaków z cebulką.
Alina wyłączyła gaz i przykryła patelnię pokrywką.
“Jakiś ty dziś wesoły. Co się stało?” – Po tonie jego głosu potrafiła odgadnąć nastrój syna.
Krzysiek odsunął się lekko.
“Mamo, żenię się.”
“W końcu. A czemu Marysia do nas nie zagląda?” – Alina odwróciła się, wpatrując w nagle zmroczniałą twarz syna.
“Żenię się z Jadzią.”
I Alina poczuła, jak zimny dreszcz przebiega jej po plecach. Syn od dawna był dorosły. Przytulał ją, okazywał czułość tylko w chwilach ważnych wyznań albo radości.
“Obiety imię… A co z Marysią?”
“Marysia wychodzi za mąż w sobotę. Nie chcę o tym mówić, mamo. Jedzmy kolację.”
“Dobrze, iż ślub Marysi nie odebrał ci apetytu. Umyj ręce.”
Alina postawiła przed synem talerz z ziemniakami, usiadła naprzeciw, podpierając brodę dłonią, i patrzyła, jak je.
“A ta Jadzia, kim ona jest?”
“To dobra dziewczyna. Przekonasz się sama. Chcę, żebyś ją poznała. W sobotę może?” – Krzysiek przestał jeść i spojrzał na matkę. – “Jadzia ci się spodoba, jestem pewien. To prawdziwy cud!” – zawołał entuzjastycznie.
Coś podobnego mówił kiedyś o Marysi. Że wybrała bogatszego kandydata, Alina dowiedziała się od jej matki, z którą chodziły do jednej szkoły i przyjaźniły się, mając nadzieję, iż ich dzieci się ze sobą zwiążą. Spotkały się przypadkiem w sklepie, a tamta zwierzyła się z wiadomości. Przeprosiła za wybór córki.
“Cudów na ziemi wiele nie ma. A nie znudzi ci się życie z cudem?” – zapytała drwiąco Alina.
“Mamo, nie śmieszne.”
“A ja się nie śmieję. Opowiedz o niej. Co w niej takiego cudownego?”
“Czemu przyczepiłaś się do tego słowa?” – Krzysiek zawahał się. – “Jest nauczycielką, uczy polskiego i historii, dopiero pierwszy rok. Poważna, oczytana. Dobrze mi z nią.”
“A rodzice?”
“Tata inżynier, mama w domu.”
“I przyjechała z…?” – Alina nie dokończyła, czekając, aż syn podpowie.
“A co to za różnica, skąd?” – zirytował się Krzysiek.
“Rzeczywiście. Więc nie jest stąd. Mieszkacie tutaj?”
“Jeśli masz coś przeciwko, wynajmiemy mieszkanie.” – Krzysiek spojrzał matce prosto w oczy.
“Nie, skądże. Będę tylko szczęśliwa. Co ja sama tu będę robić? Będę czekać na wnuki. jeżeli nie dogadamy się, wtedy wynajmiecie.”
“Jadzia nie chce się spieszyć z dziećmi, chce popracować, zdobyć doświadczenie.”
“Jadzia nie chce, Jadzia zdecydowała…” – przedrzeźniła Alina. – “Dobra, zaproś swojego cuda na obiad.” – Wstała od stołu i zabrała pusty talerz do zlewu.
“Jesteś najlepszą mamą na świecie” – Krzysiek też wstał.
“Mam nadzieję, iż o tym nie zapomnisz, kiedy się ożenisz.”
Alina zamyśliła się, zmywając naczynia. *Nauczycielka… Całe wieczory będzie spędzać na sprawdzaniu zeszytów, przygotowaniach do lekcji, a weekendy na wycieczkach z klasą…* – westchnęła. – *Jak gwałtownie Krzysiek wyrósł, już się żeni. Szkoda, iż mąż nie dożył.*
W sobotę od rana Alina krzątała się po kuchni. Krzysiek długo przeglądał się w lustrze, dobierając koszulę i krawat. W końcu wyszedł po Jadzię.
Alina próbowała sobie wyobrazić ową cudowną nauczycielkę, ale na myśl przychodziła jej tylko postać z jakiejś dawnej polskiej komedii.
Jadzia okazała się drobną dziewczyną o długich prostych włosach i dużych oczach. Nie można było nazwać jej pięknością – przeszłaby ulicą niezauważona. Jadła mało, każdą potrawę skromnie chwaliła. Wina tylko dotknęła ustami. Krzysiek też nie pił, patrząc na nią.
“Nie krępuj się, Jadziu” – dodała otuchy Alina.
*Zaskoczona, boi się mnie. Pierwszy raz poznaje matkę narzeczonego* – pomyślała Alina. – *Co syn w niej znalazł? Czyżby ze złości na Marysię tak się spieszył? Ach, Marysia, Marysia…*
Dwa miesiące później odbył się skromny ślub. Przyjechali rodzice Jadzi. Matka – wątła, zagubiona, małomówna. Ojciec żartował, opowiadając, iż jako nastolatek zakochał się w bohaterce starego filmu i tak nazwał córkę.
“Może lepiej było dać jej imię aktorki, która grała tę rolę?” – nie wytrzymała Alina.
“Mówiłam mu to samo, ale uparł się na Jadzię” – cicho odezwała się matka Jadzi, spojrzała na męża i zamilkła na resztę wieczoru.
“A panią nazwali na cześć królowej?” – odciął się ojciec.
“Gdyby tak było… Rodzice chcieli syna, imię wymyślili wcześniej. Tak zostałam Aliną.”
Dziwna to była para. Ojciec pił, wychwalając córkę – mądrą i piękną. Matka jadła mało, milczała, siedziała wyprostowana jak struna.
Krzysiek oprowadził ich po mieście. W prezencie przywieźli mnóstwo pościeli, narzut… Słowem – tradycyjne wiano. Ojciec był głową rodziny. Matka bez jego wiedzy nie mogła kroku postawić. Rzadkość w dzisiejszych czasach. Alina też nie pozostała dłużna, obdarowując ich przed wyjazdem.
Gdy syn z Jadzią wychodzili do pracy, Alina zmywała naczynia, myła podłogi, potem szła do sklepu. Młodzi nie zmywali po sobie, tylko zostawiali brudne talerze w zlewie. No cóż, Krzysiek, ale Jadzia? Nie przyI gdy Alina pewnego wieczoru zobaczyła, jak Jadzia śmieje się z żartów Krzysztofa, a on przytula ją czule, zrozumiała, iż ich miłość, choć niedoskonała, jest prawdziwa i warto było przeczekać burzę.