Od około 3 miesięcy noszę się z zamiarem
wyprowadzki. Po obejrzeniu ok 10 mieszkań/pokoi doszłam do wniosku, że
albo coś ze mną jest nie tak (mam za wysokie wymagania), albo inne czynniki (może
uroda i miły wyraz twarzy) przeszkadzają mi w znalezieniu czterech kątów, do
których przyjemnie byłoby wracać po pracy.
Dziś po kolejnej nieudanej próbie wynajmu 16
metrów kwadratowych, zwątpiłam. I to na tyle, iż jestem w stanie rzucić pracę i
przenieść się na odległą o 30 km wieś, by tam przy dźwiękach palonego w piecu
kaflowym drzewa, delektować się spokojem i obecnością psa demona. Jedynie
spędzane tam noce, mogą w mojej wyobraźni przypominać te z najgorszych
horrorów.
Postanowiłam Wam opisać to, co mnie spotkało w
ciągu 2 miesięcy poszukiwań gniazdka idealnego. Oto przed Wami: MIESZKANIOWE
PERYPETIE KAMILI B.
Mieszkanie nr 1. Studenckie. Cztery pokoje,
trzech lokatorów. Mój przyszły pokój posiada małe okno z widokiem na
smutne skupisko szarych wieżowców. Ściany
pokoju są w kolorze brudnej, zgniłej zieleni.
Dla dopełnienia efektu "dżungli" na jednej z nich naklejono
fototapetę z wizerunkiem ciemnego lasu. Swój wzrok kieruję na podłogę. Jej
powierzchnia pokryta
jest linoleum (brudne
i ciemnobrązowe, we wzór imitujący parkiet) pamiętające czasy PRL..Gdzieś w
kącie leży
jeden grosz. Pozostawiony chyba tak na
szczęście dla przyszłego lokatora. Pytam dziewczyny, która mnie oprowadza:
-
„Kto tu
mieszka?”
Uzyskuję odpowiedź:
- "Ja i dwóch chłopaków, ale jeden z
nich nie pojawia się tu od 2 miesięcy".
Pragnę jak najszybciej opuścić to miejsce i nigdy
nie wrócić. Żegna mnie widok obskurnych obitych skórą drzwi, z wygryzioną na
środku dziurą. Uciekam.
Pokój nr 2. Mieszkanie studenckie, liczba pokoi
4. Podoba mi się duża szafa i toaletka. Minusy- stare okna, przez które
prawdopodobnie zimą wiatr hula po pokoju. Dostrzegam taśmę izolacyjną gdzieś
przy górnej framudze. W pewnym momencie moja przyszła, niedoszła współlokatorka
nawet mnie rozbawia pytaniem:
- „ Masz chłopaka?”
Odpowiadam, iż mam. Moja odpowiedź ją satysfakcjonuje.
Mówi:
- "A widzisz jest duże łóżko. Będziesz
zadowolona".
Jak miło, dziewczyna od pierwszych minut naszej
znajomości dba o moje relacje z chłopakiem.
Pytam jej, jak wygląda sprawa sprzątania. Czy jej
koledzy się nie buntują gdy przychodzi czas na uprzątnięcie bałaganu? I tu słyszę:
- "Ostatnio jeden z chłopaków nie chciał
sprzątać, dlatego szukam dziewczyny jako współlokatorki, faceci są zbyt problemowi".
Moje kolejne pytanie brzmi:
- „A jak wygląda sprawa imprez?
Jej odpowiedź znów mnie rozbawia, ale nie
satysfakcjonuje.
- "Imprezy – spoko. Możesz śmiało je
organizować. Ja w swoim pokoju nic nie słyszę". Wychodzę i dochodzę do
wniosku, iż jestem za stara na mieszkanie studenckie.
Pokój nr XXX- Ogłoszenie brzmi fajnie, zdjęcia
mieszkania też są ok, cena przystępna i liczba lokatorów do mnie
przemawia. Dzwonię pod wskazany numer, nikt nie odbiera. Próbuję raz,
drugi, trzeci i nic. Zmieniam telefon na mamy, myśląc, iż to coś z moją komórką
jest nie tak. Kilka godzin później moja rodzicielka informuje mnie o telefonie od nieznajomego Pana. Znów próbuję się z nim
skontaktować bez skutku. Piszę więc sms z pytaniami:
- „Kto mieszka w mieszkaniu? Czy jest Internet?”
O dziwo!
Pan odpisuje. Prawie wszystko wydaje się ok. choćby informacja o tym, iż lokatorem jest dwudziestoparoletni chłopak
mnie nie przeraża. Stawiam się o umówionej godzinie pod drzwiami mieszkania i
...całuję klamkę. Kilka minut później na klatce schodowej pojawia się trzydziestoparoletni
mężczyzna, który nie chce mnie wpuścić do środka, póki nie sprzątnie bałaganu. Nie
pozostaje mi nic innego jak
cierpliwie poczekać.
Po chwili drzwi się otwierają, a moim oczom ukazuje się mieszkanie IDEALNE. Pierwszy
raz od x czasu jestem zachwycona. Na drugi dzień oddzwaniam i mówię, iż jestem
zdecydowana. Proszę tylko o dokładną cenę z rachunkami, aby potem przy
rozliczaniu się nie było niespodzianek. Moja dociekliwość nie prowadzi do
niczego dobrego. Pojawiają się schody. Pan nie wie ile wydaje na ogrzewanie,
gaz i prąd. Zapewnia mnie, iż to sprawdzi w ciągu kilku dni,
po czym pyta:
- "Czy mój chłopak nie będzie
zazdrosny?"
odpowiadam
, iż "Nie. Nie ma o co". Pan ma oddzwonić, kolejnego dnia. Niestety
nasz kontakt się urywa.
Przygoda z kolejnym mieszkaniem jest moją
ostatnią, którą tu opiszę. Przeglądając ogłoszenia, znalazłam po raz drugi mieszkanie
IDEALNE. Blisko rodzinnego domu i chłopaka. Lokum świeżo po remoncie, w bardzo
rozsądnej cenie. Jestem zainteresowana. Jedynie Pan, który zajmuje się sprawami
wynajmu, wydaje się trochę nieogarnięty, może zapracowany. Prosi mnie abym
oddzwoniła w poniedziałek, czyli dziś. Po konsultacjach z bliskimi decyduje się
na wynajem całego mieszkania. Przynajmniej w tym jednym wypadku wiem na co
będę przeznaczać połowę swojej wypłaty. Dzisiejszego ranka, pełna
nadziei, dzwonię. Pan odbiera i oświadcza mi, iż niestety, ale żona wynajęła
mały pokój i został ten drugi, większy. Grzecznie (a może z irytacją w
głosie) tłumaczę mu, iż po pierwsze nie taka była umowa, po drugie chcę wynająć
całe mieszkanie. W końcu po kilku minutach dochodzimy do konsensusu. Jestem
zdecydowana tam zamieszkać i godzę się choćby na lokatora w postaci licealisty.
Przemiły Pan obiecuje, iż żona oddzwoni wieczorem i dogada ze mną szczegóły. Dzisiejszy wieczór się kończy, a telefonu jak nie
było, tak nie ma.
Nie wspomnę tu o
moich rozmowach telefonicznych w sprawie wynajmu, gdzie okazywało się, iż w mieszkaniu nie ma pralki, a
"wszystkie media" (oznaczają prąd i gaz). Wybaczam to
właścicielom mieszkań pod wynajem. Przecież Białystok to Polska B. Pralka do
życia nie jest potrzebna, zaś internet to luksus, który nie dany jest każdemu.
fot. A. Dalidutko
kombinezon/jumpsuit - ZARA, naszyjnik/ necklace - CARRY, buty/shoes - SINSAY, torebka/bag- sh.