**Wszystkiemu winien jest deszcz**
Popołudniowe niebo zasnuło się chmurami, a pod wieczór zaczął padać drobny deszcz. Wiosną ulice wyglądają szczególnie posępnie, zwłaszcza w taką szarugę.
Wiktor krążył po mieście samochodem od ponad godziny, zabijając czas przed wyjazdem. Wieczorem ulice zapełniły się samochodami, co chwila utykając w korkach i na światłach. Czas wlókł się niemiłosiernie, ale nie chciało mu się wracać do domu, a na dworzec było jeszcze za wcześnie.
Zatrzymał auto przy chodniku i wyłączył wycieraczki. Drobne krople deszczu, jak przeźroczyste kropki, rozsiały się po przedniej szybie, zniekształcając świat za nią.
Cały tydzień dochodził do siebie po odejściu Karoliny. I wciąż nie mógł uwolnić się od tej myśli. Gdyby został w domu, znów upiłby się, jak robił to przez ostatnie dni. Bez wina nie mógł zasnąć.
Żyli z Karoliną razem około roku, a przed tym dwa miesiące się spotykali. Na początku było dobrze, choćby bardzo. Zaczął już planować, iż latem pojadą nad morze, i tam, na plaży, oświadczy się Karolinie, mimo iż ostatnio często się kłócili. Przyczepiała się do niego o byle co, ciągle była na coś zła, wysuwała pretensje.
Tuż przed jej odejściem pokłócili się o prezent na Dzień Kobiet. Bukiet holenderskich tulipanów i torebka, o której marzyła, wydały się jej „żałosnym prezentem”.
— Sam przecież wiedziałeś, iż chcę tę torebkę — oburzył się Wiktor. — I wcale nie była tania, przy okazji.
— Spodziewałam się, iż ją kupisz. Myślałam, iż dodasz coś od siebie, zrobisz niespodziankę. Prezent ma być zaskoczeniem, ma cieszyć.
— No przepraszam, mogłaś dać znać, iż chcesz coś jeszcze — mruknął Wiktor.
— A sam nie umiałeś się domyślić?
I Karolina znów zaczęła. Mówiła, iż nie potrafi zadowolić kobiety, iż mało zarabia. Paweł kupił Oli futro, a Magdzie jej chłopak wręczył pierścionek z brylantem.
— Paweł kręci jakieś szemrane interesy, zarabia nieuczciwie, balansuje na granicy prawa.
— I co z tego? Przynajmniej ona ma nowe futro i jeździ na europejskie kurorty. A ty taki uczciwy, więc siedzimy w biedzie.
— Nie przesadzaj, nie jesteśmy biedni. Chciałem kupić pierścionek, ale później. Po co ci futro na wiosnę? Poza tym on sporo zaoszczędził, kupując je na wyprzedaży.
— Udajesz, czy naprawdę nie rozumiesz? — Głos Karoliny brzmiał ostro jak szkło w wietrze.
Wszystkie te kłótnie miały przyczynę, Wiktor choćby domyślał się jaką, ale nie chciał w to wierzyć. Wcześniej też się sprzeczali, ale nocą się godzili. Tym razem Karolina odsunęła się od niego, klepnęła go po dłoni, gdy próbował ją objąć.
Rano nie odezwała się do niego. Dzwonił przez cały dzień, ale nie odbierała, w końcu wyłączyła telefon. Wiktor ledwo doczekał się wieczoru. W drodze do domu kupił bukiet, ale gdy wszedł do mieszkania, znalazł tylko kartkę.
Karolina napisała, iż ma wszystkiego dość, iż jest zmęczona i odchodzi do kogoś, kto rzuci jej cały świat do stóp. Z szaf zniknęły jej rzeczy i walizka, z którą jeździli na wakacje.
Wiktor rzucał się po mieszkaniu, rzucając wszystkim, co wpadło mu w ręce, zwłaszcza drobiazgami, które Karolina zapomniała albo świadomie zostawiła sobie na nowe, bogate życie. W końcu wziął reklamówkę, wrzucił do niej resztę jej rzeczy. Dołączyła do tego szczoteczka do zębów, słoiczek kremu i szlafrok, który wisiał na haczyku w łazience. Nie leniąc się, wyniósł torbę do śmietnika za blokiem.
Najgorsze było to, iż nie odeszła po prostu, ale do innego, wystawiając go na pośmiewisko. Tak też się czuł — jak nieudacznik. Nie mógł spać, przeszkadzał mu zapach Karoliny, którym nasiąkły poduszki. Wspomnienia dusiły go. Wstał, sięgnął po butelkę i wypił kieliszek wina. Nie zrobiło mu się lżej, ale udało mu się zasnąć na kilka godzin.
Tak mijał cały tydzień. Do pracy przychodził z podkrążonymi oczami. Koledzy współczuli. Wszystko odbiło się na jego pracy. Szef ulitował się nad Wiktorem i wysłał go „zaleczyć złamane serce” na staż do Gdańska zamiast nowego pracownika.
— Zmień otoczenie, odetnij się od tego i wróć w formie — klepnął go po ramieniu.
Po pracy Wiktor wpadł do domu, spakował rzeczy do torby sportowej, wrzucił ją do bagażnika i ruszył jeździć po mieście. Szyby auta pokryły się kroplami, za którymi zniknął świat, widać było tylko rozmyte błyski świateł mijających samochodów.
Wiktor opuścił szybę i zobaczył na budynku neon kawiarni. Natychmiast wyobraził sobie przytulne wnętrze ze stolikami, przytłumione światło, cichą muzykę i gwar rozmów — dokładnie to, czego potrzebował. Wysiadł z auta i skierował się do kawiarni. Ludzi nie było wielu, ale wolnych stolików brakowało. Przysiadł przy barze i poprosił o kawę.
— W barze podajemy tylko alkohol. Niech pan zajmie stolik i zamówi kawę u kelnera — życzliwie doradził barman.
— Rozumiem — odparł Wiktor i rozejrzał się po sali, szukając, do kogo mógłby się przyłączyć.
Nieopodal baru zauważył samotną dziewczynę. Przed nią stała filiżanka, którą uważnie mieszała łyżeczką. Ciemne włosy związane w kucyk na karku. Delikatny profil z drobnym nosem, oczy… Oczu jeszcze nie widział. Patrzyła w filiżankę. Wąskie spodnie i dopasowany sweter podkreślały jej smukłą sylwetkę.
„Ciekawe, jaki ma kolor oczu?” Zapragnął to natychmiast sprawdzić. Z niewiadomych przyczyn był pewien, iż go nie odtrąci. Podszedł do jej stolika.
— Mogę? — zapytał i usiadł naprzeciw.
Dziewczyna podniosła na niego wzrok. Miała zielone oczy. „A Karolina miała brązowe” — przypomniał sobie niepotrzebnie.
— Już pan usiadł — zauważyła.
Podeszła kelnerka z menu.
— Kawę bez cukru. — Wiktor spojrzał na filiżankę dziewczyny. — Dwie, proszOtworzyli drzwi kawiarni i wyszli na zalany deszczem chodnik, trzymając się za ręce, wiedząc, iż tym razem los zesłał im nie przypadek, ale drugą szansę.