Za murem — słychać echo

newsempire24.com 1 tydzień temu

*Dziennik osobisty*

Za ścianą — nie cisza.

— No wyłącz wreszcie ten cholerny telewizor ciszej! — krzyknęła Halina Bogumiłowa, uderzając pięścią w ścianę. — Noc jest, ludzie śpią!

W odpowiedzi muzyka zagrzmiała jeszcze głośniej. Wydawało się, iż mieszkanie sąsiadów zamieniło się w salę koncertową, w której grały wszystkie orkiestry świata naraz.

— Mamo, nie denerwuj się — zmęczonym głosem powiedziała Kinga, wyglądając z kuchni z kubkiem herbaty w dłoni. — Porozmawiaj z nimi jutro jak z ludźmi.

— Jak z ludźmi? — Halina odwróciła się do córki, jej oczy błyszczały oburzeniem. — Już miesiąc próbuję „jak z ludźmi”! A oni są głusi! Albo udają!

Za ścianą znów coś runęło, dobiegły męskie głosy, śmiech, tupot butów. Halina złapała się za serce.

— Jezu, co to ma być! Wcześniej mieszkała tu Anna Józefowska, niech spoczywa w pokoju, cisza była, błogosławieństwo. A teraz…

Kinga postawiła kubek na parapecie, podeszła do matki.

— Mamo, no czego się tak przejmujesz? Młodzi, chcą się zabawić. Przypomnij sobie, jak my z Darkiem biegaliśmy po mieszkaniu.

— To było w dzień! I byliśmy dziećmi! A ci… — Halina machnęła ręką w stronę ściany. — Dorośli faceci, a zachowują się gorzej niż smarkacze.

Muzyka nagle ucichła. W zapadłej ciszy słychać było tylko tykanie starego zegara w kuchni i ledwo uchwytny szept za ścianą.

— No widzisz — westchnęła z ulgą Kinga. — Może sami zrozumieli, iż przesadzają.

Ale radowała się za wcześnie. Po kilku minutach rozległ się przeciągły, żałosny skowyt. Nie ludzki — zwierzęcy.

— Co to? — Kinga zbladła.

— Pies — mruknięciem stwierdziła Halina. — Teraz i psa sobie sprawili. Ogromny, sądząc po głosie.

Pies wył tak, jakby jego dusza rozdzierała się z tęsknoty. Skowyt przechodził w pisk, by znów wznieść się do nie do zniesienia wysokich tonów.

— Mamo, może mu źle? Może pomocy trzeba?

— Jakiej pomocy? Im po prostu na wszystko wy… — Halina znów zaczęła tłuc w ścianę. — Cicho tam! Słyszycie? Psa uciszcie!

W odpowiedzi dobiegły męskie głosy, ale słów nie sposób było rozróżnić. Pies zamilkł na chwilę, po czym zawył z nową siłą.

Halina opadła na fotel, położyła dłonie na kolanach.

— Kinga, nie mam już sił. To trwa od tygodni. Raz muzyka, raz telewizor, teraz ten przeklęty pies. Już nie śpię.

Córka podeszła, przysiadła na podłokietniku.

— A wzywałaś dzielnicowego?

— Wzywałam. Przyszedł. Pogadał. Na jeden dzień się uciszyli, potem znów to samo. Dzielnicowy mówi, iż dowodów nie ma. Jak udowodnisz hałas? Jak przychodzi, cichną, ale tylko na chwilę…

Za ścianą znów coś zatrzeszczało. Tym razem jakby ktoś przesuwał meble. Ciężkie, masywne. Skrzyp, huk, znowu skrzyp.

— O pierwszej w nocy meble przestawiają — mruknęła Halina. — Normalni ludzie tak nie robią.

— Mamo, a może naprawdę coś się stało? Może nie ze złości hałasują?

— Kinga, co ty, ich bronisz?

— Nie, tylko… Pamiętasz, co babcia Zosia opowiadała o wujku Staszku? Też w nocy robił hałas, a okazało się, iż chorował. Na… alzheimera. Nie wiedział, co robi.

Halina zamyśliła się. Rzeczywiście, hałas za ścianą był dziwny. Nie taki, jak u zwyczajnych hałaśliwych sąsiadów. Działo się tam coś niezrozumiałego, prawie mistycznego.

— Dobrze — wstała zdecydowanie z fotela. — Pójdę do nich. Porozmawiam. Dowiem się, o co chodzi.

— Mamo, jest pierwsza w nocy!

— No i co? Oni nie śpią! Skoro hałasują, to znaczy, iż nie śpią.

Halina narzuciła szlafrok, wsunęła stopy w kapcie i wyszła na klatkę. Drzwi sąsiadów były zwyczajne, niczym niewyróżniające się. Tylko numer — trzydzieści osiem — był zaklejony taśmą, jakby ktoś chciał go ukryć.

Nacisnęła dzwonek. W środku odezwała się melodia, ale nikt nie otwierał. Hałas trwał, pies znów zawył.

— Otwórzcie! — powiedziała głośno Halina. — Jestem waszą sąsiadką!

Cisza. Potem kroki. Powolne, ostrożne.

Drzwi uchyliły się na łańcuch. W szparze pojawiło się oko — szare, zmęczone.

— Czego pani chce? — spytał męski głos.

— Mieszkam obok. Bardzo głośno… Chodzi o muzykę, pies wyje. Ludzie nie mogą spać.

— Jaka muzyka? — głos brzmiał szczerze zaskoczony.

— Jak to jaka? Słyszy pan?

Za ścianą rzeczywiście grała muzyka. Cicha, smutna melodia, ale jak na głęboką noc — wciąż zbyt głośna.

— Nie słyszę żadnej muzyki — odparł mężczyzna.

Halina zdrętwiała.

— Ale… jak to? Przecież słychać!

— Proszę pani, może źle się czuje? Może wezwać lekarza?

— Co też pan! Jestem zdrowa! I słyszę doskonale!

Drzwi się zamknęły. Halina stała na korytarzu, nasłuchując. Muzyka grała dalej, ale teraz wydawała się jeszcze dziwniejsza. Jakby dobiegała z daleka, z innego czasu.

Wróciwszy do domu, zastała Kingę przytuloną do ściany, z uchem przyłożonym do tapety.

— No i? — spytała.

— Dziwne, mamo. Słyszę muzykę, ale jakaś… nierzeczywista. Jakby grał stary adapter.

— Adapter? Kto dziś używa adapterów?

— Nie wiem. I jeszcze… chyba słyszę głosy. Kobiecy i męski. Rozmawiają, ale nie rozumiem o czym.

Halina też przyłożyła ucho. Rzeczywiście, za ścianą płynęła stara piosenka, taka, jaką śpiewano za jej młodości. A między zwrotkami słychać było głosy — czułe, pełne miłości.

— Może oglądają jakiś spektakl? — zasugerowała Kinga.

— O pierwszej w nocy? I dlaczego ten facet powiedział, iż nie słyszy muzyki?

— Nie wiem, mI wtedy nagle zrozumiała, iż ci, którzy hałasowali za ścianą, tak naprawdę od dawna szukali spokoju, tak jak ona, tylko w inny sposób.

Idź do oryginalnego materiału