– Za Matkę i Syna

newsempire24.com 3 tygodni temu

Za Mamę i Synka

Znalazł go za rogiem jednego z domów. Po prostu biegał od jednego śmietnika do drugiego, szukając jedzenia. I tam natknął się na malutkiego, szarego kociaka.

Malec pełzał po asfalcie i rozpaczliwie miauczał. Wtedy pojawił się duży, brudny i chudy rudawy pies a adekwatnie

Właściwie trudno było powiedzieć, czy był rudy, czy szary. Warstwa kurzu pokrywała go tak grubo, iż naturalny kolor futra był prawie niewidoczny. Zatrzymał się, a maluch

Maluch, zobaczywszy go, pisnął i podpełzł. Pies warknął, ale kotek się nie przestraszył.

No nie brakowało tylko tego pomyślał pies. Hej, hej! Zaraz twoja mama wróci. Nie pchaj się do mnie.

Spróbował odsunąć natrętnego malca łapą, ale ten Ten kompletnie to zignorował. Przytulił się do dużej, brudnej łapy psa, wczepił w nią swoimi malutkimi łapkami i pazurkami. I ucichł.

No dobra pomyślał pies. Poczekam, aż jego mama wróci, a potem sobie pójdę.

Malec ułożył się wygodnie i zasnął. Było mu ciepło i spokojnie. A duży pies o nieokreślonym kolorze też się położył i czekał.

Czekał bardzo długo, a adekwatnie nigdy nie doczekał się kociej mamy.

Minął dzień, nadszedł wieczór, a ona nie przychodziła. Nadeszła noc i pies zrozumiał. Dalsze czekanie nie miało sensu. Coś złego musiało jej się stać.

A malec obudził się i szturchał pyska w brzuch psa. Był głodny.

No i kolejny problem pomyślał pies. Co ja mam teraz zrobić? Nie mogę go przecież zostawić tu samego, żeby umarł z głodu?

No dobrze

Zaniosę go pod ten śmietnik koło restauracji. Tam wyrzucają różne smakowitości, a w tym dużym kontenerze z boku jest dziura. Tam zawsze się wdrapywał, żeby coś znaleźć.

Nakarmię go i zostawię. Nie będę się z nim przecież nosił!

Chwycił malca zębami za kark, wstał i ruszył w drogę. Nie było daleko. Zostawił kociaka w krzakach, żeby nie odpełzł, podczas gdy on sam grzebał w odpadkach.

Pies nerwowo się wiercił i cały czas nasłuchiwał rozpaczliwego miauczenia. Szary malec go szukał. Wołał swoją mamę.

O cholera warknął pod nosem pies. Jaka znowu mama?

Znalazł kilka otwartych, niedojedzonych pojemniczków po jogurtach. Wrócił i zaczął zlizywać językiem słodką, kaloryczną masę ale nie dla siebie. Smarował nią pyszczek kociaka, a ten lizał go i mruczał.

No i świetnie. No i dobrze.

Pies się ucieszył.

Właśnie tak się karmi dzieci.

Potem malec wdrapał się na ciepły bok psa, wczepił pazurkami w jego brudną sierść i zasnął.

No dobra pomyślał pies. Niech będzie. Zostanę do rana. Nakarmię go, a potem potem pójdę.

W nocy kotek budził się i popiskiwał. Płakał, a pies lizał go, żeby uspokoić.

Zasnął dopiero nad ranem. Kiedy pies się obudził, spotkał się wzrokiem z maleńkimi oczami szarego kociaka. Ten szturchnął go mokrym noskiem i cichutko miauknął:

Mamo.

I nagle pies zrozumiał. Że tak naprawdę nigdzie nie pójdzie i nie zostawi tego malca.

I tak już zostało.

Znajdował coś miękkiego albo po prostu przeżuwał jedzenie dla swojej kociej córeczki, a ona

Jadła i przytulała się. Obejmowała swoją psią mamę. Bawiła się jej ogonem i spała na niej. I psu zrobiło się jakoś dobrze i spokojnie. Jakby

Jakby w końcu znalazł dom i rodzinę.

Jedli razem, spali razem. Resztę czasu pies spędzał, bawiąc się z malcem, zachęcając go do biegania i skakania.

Skoro już tak wyszło, to nauczę go wszystkiego, co trzeba, żeby przetrwać.

Latem kotek urósł, a pies

Pies schudł jeszcze bardziej. Ale nadeszła jesień. I zaczęły się niekończące się deszice. Znalezienie suchego, ciepłego miejsca na noc stawało się coraz trudniejsze.

Czasem pies, obejmując łapami swoją córeczkę, przyciskał ją do siebie, chroniąc przed zimnem i wodą. Drżał z zimna, ale wciąż lizał malca. Najważniejsze było ogrzać go i nakarmić.

Pies się przeziębił. Kasłał, kichał. Z nosa i oczu ciekło, a kotek patrzył na niego z przerażeniem i pytał:

Mamo, mamo Co się stało? Jesteś chora?

Nie, nic poważnego, moja śliczna odpowiadał pies.

Nie martw się o mnie. Wszystko będzie dobrze. Przytul się, ogrzeję cię.

Właśnie przez łzy zasłaniające oczy, przez tę przeziębienie, nie zauważył

Padało, a na dodatek na tym śmietniku nie było już nic do jedzenia. Trzeba było iść dalej.

Jak zwykle chwycił kociaka zębami za kark i poniósł.

Po chodniku i jezdni płynęły strumienie wody, a z nieba Z jesiennego nieba lał się nieustanny deszcz. Krople rozbijały się o głowę i grzbiet psa, ale on

Myślał tylko o jednym.

Moja córeczka nie może zmoknąć i zachorować.

Chciał jak najszybciej przebiec przez jezdnię, więc

Więc nie zauważył samochodu, który wyjechał zza zakrętu.

Na szczęście auto jechało powoli. Wycieraczki nie radziły sobie z potokami wody na przedniej szybie.

Uderzenie nie było mocne, ale wystarczyło, żeby przedni zderzak odrzucił psa na chodnik.

Kierowca zatrzymał się i wysiadł. Podszedł do psa. Ten leżał na lewym boku, podkulając uszkodzoną tylną łapę.

Pozwól, iż spojrzę powiedział kierowca, ale pies

Przycisnął coś przednimi łapami i warknął groźnie.

Nie bój się powiedział mężczyzna najłagodniejszym głosem, na jaki się zdobył.

Jestem lekarzem. Pozwól mi zobaczyć ranę.

Deszcz zaczął padać jeszcze mocniej.

Lekarz krzywił się, gdy woda spływała mu po plecach. Ale pies jeszcze mocniej przycisnął coś do siebie i zamknął oczy.

Co ty tam masz? zdziwił się lekarz. Co ukrywasz?

Ostrożnie zajrzał i westchną

Idź do oryginalnego materiału