"Za hotel zapłaciliśmy tyle, co inni, ale w basenie nie mogliśmy pływać". Są równi i równiejsi

gazeta.pl 2 godzin temu
Hotele bez dzieci, restauracje adults only, "strefy relaksu" - to zjawiska, które coraz śmielej wkraczają do polskiej branży turystycznej i nie tylko. Dla niektórych to sposób na spokojny wypoczynek, dla innych - bolesny sygnał, iż rodziny z dziećmi są niemile widziane.Choć wielu polityków i przeciętnych Polaków deklaruje, iż "rodzina jest najważniejsza", to coraz mniej widać to w przestrzeni publicznej i społecznym dyskursie. "Strefy ze dzieci" stają się już nie tylko wątpliwą etycznie ciekawostką, ale luksusowym "upgrade'em". Co gorsza, mowa już nie tylko o hotelach. Mali ludzie nie są mile widziani także w pewnych restauracjach. Patrząc na to, jak ewoluuje ten trend, można mieć wrażenie, iż niedługo dzieci zostaną wykluczone też na przykład z innych przestrzeni.
REKLAMA


Kiedy na pokładzie samolotu małe dziecko zanosi się płaczem, serce mi się łamie. Wiem, iż maluch jest zaniepokojony, przestraszony. Żal mi rodziców, bo wiem, iż niektórzy podróżni patrzą na nich wymownie, aby "jak najszybciej uciszyli wyjca".A przecież nie można zakazać dzieciom płaczuJesteśmy świadkami niepokojącego zjawiska odgradzania się od dzieci, a choćby eliminowania ich z przestrzeni publicznej. Aż połowa z nas nie akceptuje krzyku i płaczu dzieci w restauracjach, a choćby tego, iż dzieci płaczą na ulicy (za badaniami cytowanymi w "Rzeczpospolitej").


Zdjęcie poglądowe fot: archiwum prywatne, JB


Coraz więcej restauracji decyduje się na sale tylko dla dorosłych, hotele oferują wypoczynek w strefie wolnej od dzieci lub w ogóle są miejscami, do których dzieci nie mają wstępu. Pojawił się choćby pomysł, aby na Śląsku wybudować osiedle dla bezdzietnych lub singli. Osiedle finalnie nie powstało, ale oczami wyobraźni widzę, co działoby się na forach osiedlowych, gdyby młode małżeństwo jednak zdecydowało się na dzidziusia. Albo gdyby do kogoś w odwiedziny przyjechały dzieci i wyszły na balkon albo patio. Nie chciałabym czytać dyskusji lokatorów o tym, iż zapłacili specjalnie za to, aby dzieci nie słyszeć i nie widzieć.


Najładniejsze baseny tylko dla dorosłychUsługodawcy chwalący się strefami bez dzieci nie narzekają na brak klientów i klientek. Stąd nie mam wątpliwości, iż takich miejsc będzie przybywać. Sama też miałam okazję otrzeć się o hotel, w którym niektóre miejsca były dla mojej rodziny niedostępne.


Zdjęcie poglądowe fot: shutterstock/oneinchpunch


Największy basen, ten z najładniejszym widokiem - wcale nie głębszy od innych basenów na terenie hotelu - był pilnie strzeżony przez ludzi pracujących w hotelu, aby nie zawitało tam żadne dziecko. Przy wyjściu widniała tabliczka: "Kids free zone". Dlaczego mnie to zdziwiło? Bo nie zapłaciłam za hotel mniej niż inni, a moje dzieci, wówczas 9 i 11 lat nie dostały żadnych zniżek z powodu wieku, ani z powodu tego, iż z niektórych atrakcji nie mogą korzystać, bo zostały z nich wykluczone.Moje dzieci potrafią pływać, wiedzą, jak zachowywać się w miejscach, w których wymagana jest cisza, a ja jako matka, czuję się odpowiedzialna za zachowanie moich dzieci w miejscach publicznych. Zarówno przy basenie dla dorosłych, jak i przy tym dla rodzin z małymi dziećmi, serwowano alkohol, dlatego tym bardziej nie rozumiem, dlaczego po prostu nie zaznaczono, iż najatrakcyjniejszy basen na terenie hotelu jest strefą ciszy i osoby - tak dzieci, oraz dorośli - robiące hałas i zamieszanie, zostaną poproszone o opuszczenie basenu.


Nie wszyscy równi. Dorośli przodemCiekawe jest to, iż nigdy obostrzenia nie działają w drugą stronę. Np. krzyczący dorośli nie mają wstępu na plac zabaw. Lub: Dorośli, którzy są pod wpływem alkoholu, nie powinni przebywać przy basenie, w którym kąpią się dzieci. Albo: Dorośli, którzy głośno imprezują po nocach, nie powinni mieć pokoi obok rodzin z małymi dziećmi".Takich zasad nie ma i nie będzie, bo dorośli wciąż są przekonani, iż świat jest stworzony dla nich, pod nich i ma funkcjonować na ich zasadach. Dzieci w świecie takich dorosłych są wciąż intruzami i na pewno nierównoprawnymi obywatelami i obywatelkami.Wyobrażenie o dzieciństwie jako o okresie ułomności społecznej i traktowanie dzieci jak istot w okresie transformacji: od natury do kultury, w naukach społecznych mamy już za sobą. Dzisiaj socjologie nie postrzegają świata dorosłych jak tego nadrzędnego względem świata dzieci, podkreślają, iż dzieci też są podmiotem. (A. James, Ch. Jenks, A. Prout, "Theorizing Childhood", 2012 r.).W naszej Konstytucji w art. 32. czytamy, iż "wszyscy są wobec prawa równi. Wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne. Nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny". Wszyscy, czyli dzieci również.


Dlatego dziwi mnie, iż dzieci w hierarchii społecznej, wciąż są na samym dole. To jedyna grupa społeczna, którą bezkarnie można marginalizować bez żadnych konsekwencji. Kiedy na naszym portalu pojawił się artykuł o hotelu w Polsce, który jest tylko dla dorosłych, jeden z komentujących zauważył:"O, tylko zakaz wstępu dla dzieci? Może kolejny hotel z zakazem dla gejów bądź czarnoskórych? Gwarantuję, iż na to nikomu odwagi nie starczy".Zgadzam się z komentującym. Oczywiście, iż nie starczy. Bo gdyby tak się stało, wybuchłaby afera na całą Polskę, sprawa - bardzo zresztą słusznie - trafiłaby do sądu. Dlaczego zatem mnożą się lokale zakazujące wstępu dzieciom, a dorośli klaszczą i proszą o więcej takich miejsc? Chyba tylko nieliczni zauważają, iż to selekcja i dyskryminacja.Z małymi dziećmi podróżuje się własnym autemBombelki. Bachory. Gówniaki. Kaszojady. Zafajdańce. Usmarkańce. Wyjce. Łajzy. Gówniarze. Pętaki. Miernoty. O dzieciach można mówić, jak się chce i co się chce. Dorośli kpią z dzieci bez żadnych konsekwencji.I chociaż "bombelki" można jeszcze potraktować z przymrużeniem oka - chociaż według mnie to złośliwe określenie - tak "gówniaki" niekoniecznie.


Wciąż powiedzenie czegoś negatywnego o dziecku uchodzi płazem. A co więcej, wydaje się albo śmieszne, albo OK. Dorośli chyba po prostu czują, iż mają przewagę nad dziećmi i więcej im wolno. Lepiej też potrafią domagać się swoich praw, bo wiedzą, jak głośno mówić o własnych potrzebach i jak stawiać swoje ego na pierwszym miejscu. Wystarczy poczytać komentarze ludzi pod artykułami o tym, iż są restauracje czy hotele, do których dzieci nie mają wstępu. Jest w nich przede wszystkim zachwyt."Nie każdy lubi słuchać dziecięcych krzyków, kwęków i jęków. To dziecięce prawo, ale słuchanie tego nie jest niczyim obowiązkiem" - to jeden z komentarzy. W innych komentujący prześcigają się w pomysłach, skąd jeszcze można wyeliminować dzieci, bo "nie wszyscy chcą znosić drące się bachory".I tak np. przydałyby się plaże, na które dzieci nie mają wstępu (tak, jest sporo takich wątków na forach!) przedziały kolejowe bez dzieci. Idealnie byłoby też, aby nie tylko wybrane, ale wszystkie linie lotnicze wydzieliły strefy dla płaczących dzieci. Dorośli piszą, iż w metrze też można wprowadzić podział na wagony: na te dla rodzin z dziećmi i na te ze znaczkiem: "Dzieciom wstęp wzbroniony".Czytamy też o tym, iż w sumie, to dzieci w ogóle nie powinny pojawiać się w komunikacji miejskiej. Ktoś z komentujących wpadł na pomysł, iż "z małymi dziećmi podróżuje się własnym autem, bo nie każdy ma ochotę na wrzeszczące, niewychowane dzieci".


A dzieci coraz mniejI chociaż rozumiem ideę stref bez dzieci, tego, iż dzieci potrafią czasami dać w kość, to niepokoi mnie to, iż coraz głośniej wybrzmiewa myśl, iż dzieci zakłócają błogi spokój dorosłych i najlepiej byłoby, aby się gdzieś na zawsze schowały.Szczególnie dzisiaj, w czasach, kiedy od lat systematycznie spada u nas liczba urodzeń. Zamiast celebrować i czcić dzieci, cieszyć się nimi i tym, iż są, to robimy wszystko, aby się od dzieci odizolować.


Zdjęcie poglądowe fot: Shutterstock/Iryna Tolmachova


Intuicja podpowiada mi, iż niedługo będziemy mieli do wyboru dwie opcje. Albo wczasy w hotelu dla rodzin z dziećmi, albo w tym tylko dla dorosłych. W restauracjach też będziemy wybierać: głośne sala dla dzieciatych lub te, w których siedzą tylko grzeczni, wiedzący, jak się zachować dorośli. I według życzenia, nikt podczas obiadu nie uświadczy śmiechu dziecka, bo przecież może popsuć i tak już zgorzkniały nastrój.Czytaj także:
Nastolatki w drogeriach sieją postrach. "Wpadają w amok, robią bajzel"
Idź do oryginalnego materiału