Z życia wzięte. "Zawsze wiedziałam, iż moja mama nigdy nie przeoczy żadnego szczegółu": Przeszła na emeryturę i szpieguje sąsiadów

zycie.news 3 godzin temu

Po przejściu na emeryturę miałam nadzieję, iż wreszcie będzie mogła odetchnąć pełną piersią i cieszyć się zasłużonym odpoczynkiem. Jednak rzeczywistość okazała się inna.

Mieszkałam niedaleko niej i odwiedzałam ją regularnie — w środy i piątki. Kiedy przekraczałam próg jej mieszkania, zawsze czułam ten sam zapach herbaty z cytryną oraz lekką nutę wanilii unoszącą się w powietrzu. Mama siadała przy stole, a ja obok niej, gotowa na kolejną dawkę jej spostrzeżeń o sąsiadach.

Na początku traktowałam je jako niewinne żarty:

-Zobacz, Kasia! Sąsiadka wynosi śmieci o siódmej rano! Pewnie znowu kupiła coś niepotrzebnego! – mówiła z uśmiechem. Śmiałam się wtedy razem z nią; wydawało mi się to bzdurne. Ale po kilku tygodniach te banalne obserwacje przerodziły się w obsesję.

Mama zaczęła śledzić sąsiadów przez wizjer, jakby była detektywem przydzielonym do naszej klatki schodowej.

-Wczoraj zauważyłam - zaczynała pewnego dnia podczas parzenia herbaty - iż pies z czwartego mieszkania nie wychodził na spacer. - Zdziwiło mnie to — kto przy zdrowych zmysłach martwiłby się o psa? Próbowałam ją uspokoić:

-Mamo, może po prostu właściciele mają złe dni.

Jednak moje słowa odbijały się od niej jak kulki pingpongowe od ściany.

-Ktoś tu knuje! – upierała się mama coraz bardziej nerwowo.

Szybko zdałam sobie sprawę, iż nasze rozmowy zaczynały przypominać dialogi ze sztuki absurdalnej — ja starałam się zachować resztki zdrowego rozsądku, a ona unikała go jak ognia. Z każdym spotkaniem nasza relacja stawała się napięta niczym struna gitary przed koncertem rockowym.

Pewnego wieczoru mama wyznała mi coś jeszcze dziwniejszego:

-Kasia! Mężczyzna z brodą wszedł do mieszkania tych samych sąsiadów z torbami i nie wyszedł. - To przelało czarę goryczy moich nerwów. Jak mogła myśleć tak irracjonalnie? Moje zdenerwowanie eksplodowało:

-Mamo! A co jeżeli po prostu wynajmują swoje mieszkanie? Co za dwuznaczne podejrzenia!

W tym momencie spojrzenie mojej matki stało się zimne jak lód na jeziorze w grudniu:

-Jesteś taka głupia! Niczego nie rozumiesz!

Postanowiłam działać — czas zakończyć tę spiralę szaleństwa. Zabrałam mamę na zajęcia plastyczne; był to krok ku normalności w naszym życiu pełnym plotek i inwigilacji. Na początku protestowała głośno jak dziecko zmuszone do jedzenia warzyw, ale udało mi się namówić ją na pierwszą lekcję malowania akwarelami.

Gdy weszłyśmy do pracowni artystycznej pełnej farb i euforii twórczej atmosfery, zauważyłam błysk ciekawości w oczach mamy; może jeszcze jest nadzieja? W ciągu kilku tygodni obserwacje sąsiadów ustąpiły miejsca kolorowym obrazom kwiatów oraz pejzażom usianym słońcem.

Każda środowa herbata stawała się teraz pretekstem do opowiadania o swoich postępach artystycznych zamiast doniesień o psie czy mężczyźnie z brodą. Czasem wspominałyśmy również naszych sąsiadów — ale tylko jako tło dla naszych codziennych sprawunków.

Idź do oryginalnego materiału