Cicha uliczka, ogródki pełne kwiatów, ptaki śpiewające od rana – wszystko wydawało się jak z marzeń. Myślałam, iż wreszcie odetchnę, iż to będzie miejsce, gdzie w spokoju spędzę jesień życia.
Na początku sąsiedzi byli uprzejmi. Uśmiechali się, zaglądali przez płot, pytali, czy potrzebuję pomocy. Wydawało się, iż to miła społeczność. Ale gwałtownie przekonałam się, iż za ich uśmiechami kryje się coś zupełnie innego.
Pewnego dnia zauważyłam, iż ktoś podrzuca mi śmieci pod furtkę. Potem zaczęły się plotki – słyszałam, jak za moimi plecami mówią, iż „stara baba przyjechała, żeby tylko zakłócać spokój”. Kiedy zapytałam jedną z sąsiadek, dlaczego tak mówią, odwróciła wzrok i poszła.
Najgorsze było jednak to, iż zaczęli się ze sobą umawiać – a mnie traktowali jak intruza. Kiedy szłam ulicą, milkli nagle, patrząc na mnie jak na obcą. Raz znalazłam na drzwiach kartkę: „Nie pasujesz tu”.
Wieczorami siedziałam w domu i czułam, jak rośnie we mnie strach. Bałam się wychodzić, bałam się choćby otwierać okno, bo sąsiedzi zaglądali, mierząc mnie wzrokiem. Z mojej wymarzonej spokojnej okolicy zrobiło się piekło, którego nigdy się nie spodziewałam.
Zrozumiałam wtedy, iż największym problemem nie jest samotność czy brak pieniędzy – tylko ludzie, którzy potrafią zamienić życie w koszmar.