Siedzieliśmy przy stole w domu jego rodziców, a teściowa wpatrywała się we mnie chłodnym wzrokiem.
— Musicie pomagać, a nie żyć tak, jak żyjecie — powiedziała surowo, nalewając sobie herbaty.
„Żyć tak, jak żyjecie.”
Czyli jak?
Czyli po swojemu?
Nie chciałam mieszkać na wsi.
Nie tak wyobrażałam sobie nasze życie po ślubie.
Mieliśmy plany. Chcieliśmy rozwijać się zawodowo, może kiedyś kupić małe mieszkanie w mieście.
Nie sądziłam, iż teściowie zaplanują naszą przyszłość za nas.
— Mamo, ale… — zaczął mąż, ale jego ojciec uderzył dłonią w stół.
— Żadne „ale”! Dom stoi pusty, gospodarstwo wymaga rąk do pracy. To wasza przyszłość.
Nie nasza. Ich.
To oni postanowili, iż nasza przyszłość ma wyglądać tak, jak chcą.
Że mamy rzucić wszystko i zamieszkać w domu, który wcale nie był nasz.
— Ale my mamy inne plany… — odważyłam się w końcu powiedzieć.
Teściowa prychnęła.
— Jakie? Życie w mieście, w ciasnym mieszkanku, z kredytem na 30 lat? I praca w biurze za śmieszne pieniądze?
Spojrzałam na męża, szukając w nim wsparcia.
Był milczący.
Czyżby już podjął decyzję?
Następnego dnia wracaliśmy do naszego wynajmowanego mieszkania w ciszy.
— Co teraz? — zapytałam cicho.
— Nie wiem — westchnął.
Ale widziałam, iż on wie.
Wiedziałam, iż nie powie „nie” swoim rodzicom.
Wiedziałam, iż w głębi duszy czuje się zobowiązany, iż nie potrafi odmówić.
I iż jeżeli go kocham, to ja będę musiała zrezygnować ze wszystkiego.
Tylko czy miłość wystarczy, by pokochać życie, którego nigdy się nie chciało?