Wprowadzenie się do mieszkania, które w połowie należy do mojej teściowej, było dla mnie na początku spełnieniem marzeń. Jednak gwałtownie okazało się, iż życie pod jednym dachem z teściową to nie lada wyzwanie! Każda kłótnia z jej nowym mężem kończy się powrotem do nas, a ja czuję, jak drżą mi powieki na myśl o jej krytycznych uwagach.
Teściowa w akcjiGotowanie, pranie czy choćby układanie koszul mojego męża – wszystko staje się polem bitwy. Krytyka teściowej potrafi zepsuć mi nerwy na długie tygodnie. Mój mąż, choć zna doskonale temperament matki, nie chce się zgodzić na przeprowadzkę do innego mieszkania. Dla niego łatwiej jest znieść te dziwactwa, które ja odbieram jako prawdziwy koszmar.
Czy jest dla nas nadzieja? Może warto pomyśleć o własnych czterech kątach, które będą wolne od jej zasad? Z tym pomysłem nosiłam się już od dwóch miesięcy, od ostatniej wizyty teściowej.
Rozumiem, iż oszczędzanie potrwa dłużej, bo musimy płacić czynsz, a teściowa może to odebrać po swojemu i się obrazić, ale nie mogę dłużej mieszkać w tym domu wariatów nazwanym imieniem matki mojego męża.
Wizyty teściowej stawały się dla mnie coraz bardziej uciążliwe. Cóż, nie mogę się do niej przyzwyczaić, cierpieć przez dzień czy dwa to jedno, ale żyć w takim rytmie napięcia i skandali, które nieustannie szaleją — sorry, nie jestem do tego przyzwyczajona.
Nawet argument, iż połowa mieszkania należy do mojego męża, nie zadziałał. Teściowa zaczęła krzyczeć, iż nie zapłacił za nie ani grosza i iż stał się właścicielem, ponieważ jego ojciec zapisał swój udział synowi podczas rozwodu. Mój mąż starał się nie angażować w spór z matką, angażując się tylko wtedy, gdy jego zdaniem posuwała się za daleko. W takich momentach byłam gotowa uciec z domu, bo nie mogłam już tego znieść.
Życie w bliskim sąsiedztwie z teściową to z pewnością sytuacja, która wymaga wiele cierpliwości i zrozumienia. Czy to błogosławieństwo czy przekleństwo – decyzja należy do nas!