Siedzę na ławce w parku, otulona zimowym płaszczem, patrząc na śnieg, który powoli pokrywa ziemię. Mój telefon w kieszeni milczy, choć chciałabym, żeby zadzwonił. Chciałabym, żeby to był mój syn, który powie, iż wszystko, co powiedział, było pomyłką. Ale on milczy. Milczy, odkąd wyrzucił z siebie te słowa, które zniszczyły moje serce.
– „Mamo, nie ma dla ciebie miejsca w naszym domu. Musisz to zrozumieć.”
Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Patrzyłam na niego, mojego jedynego syna, człowieka, dla którego poświęciłam wszystko. To ja sprzedałam mieszkanie, żeby on i jego żona mogli kupić swój wymarzony dom. Wierzyłam, iż będziemy rodziną, iż zawsze znajdzie się dla mnie miejsce. Ale teraz stałam przed nim, czując, jak moje życie rozpada się na kawałki.
– „Jak możesz tak mówić? Oddałam ci wszystko, co miałam! Dzięki moim pieniądzom kupiliście ten dom!”
Jego spojrzenie było zimne, jakby słowa, które wypowiadałam, nie miały dla niego znaczenia.
– „Mamo, to była twoja decyzja. My cię o to nie prosiliśmy. A teraz musimy myśleć o swoim życiu. Mamy dzieci, mamy plany. Nie możemy się tobą zajmować.”
Każde jego słowo było jak kolejny cios. Czy to ja źle go wychowałam? Czy popełniłam jakiś błąd, którego choćby nie zauważyłam? A może po prostu miłość matki zawsze jest zbyt wielka, zbyt bezwarunkowa, by dzieci mogły ją zrozumieć?
Kilka miesięcy temu sprzedałam swoje mieszkanie. To była trudna decyzja, ale byłam pewna, iż robię to z miłości. Mój syn, Tomek, opowiadał mi o problemach z pieniędzmi, o tym, jak ciężko jest spłacić kredyt, jak bardzo chcą mieć większy dom dla swoich dzieci. Nie zastanawiałam się długo. Moje mieszkanie było małe, a ja myślałam, iż u nich znajdę ciepło i bezpieczeństwo. „Zamieszkam z nimi” – powtarzałam sobie. „Będę blisko wnuków, pomogę im, a oni pomogą mi.”
Ale rzeczywistość okazała się inna. Kiedy się wprowadziłam, od razu poczułam, iż jestem intruzem. Synowa rzucała ukradkowe spojrzenia, wnuki pytały, dlaczego zawsze jestem w domu. Tomek starał się być miły, ale widziałam, iż moja obecność ich przytłacza.
A teraz siedzę tutaj, w parku, bez domu, bez planu. Nie wiem, dokąd pójść. Pieniądze ze sprzedaży mieszkania dawno zainwestowane w ich dom. Mam tylko niewielkie oszczędności, które mogą wystarczyć na kilka miesięcy wynajmu. Czuję, iż jestem dla nich ciężarem, którego nigdy nie chcieli.
Próbuję zrozumieć, jak to się stało. Jak miłość matki mogła zostać tak odrzucona? Gdzie popełniłam błąd? Może to ja byłam naiwna, wierząc, iż można oddać wszystko i w zamian otrzymać choć odrobinę wdzięczności.