Z życia wzięte. "Przyjęłam dorosłą córkę z powrotem pod dach": Teraz traktuje mnie jak swoją służącą

zycie.news 21 godzin temu

Kiedy moja córka, Anna, oznajmiła mi, iż rozwodzi się z mężem, byłam zszokowana. Od lat wydawali się zgodnym małżeństwem – mieli dom, wspólne plany i pozornie szczęśliwe życie. „Mamo, nie mogę dłużej z nim być” – powiedziała ze łzami w oczach. „Nie rozumiemy się, wszystko się między nami skończyło.”

Nie zadawałam pytań, nie osądzałam jej decyzji. Była moją córką i chciałam ją wspierać. „Możesz wrócić do domu” – powiedziałam. „Zawsze znajdziesz tu dla siebie miejsce.”

Anna przyjechała tydzień później, z walizkami i smutkiem wymalowanym na twarzy. Początkowo cieszyłam się, iż znów jest w domu. Pamiętałam, jak kiedyś spędzałyśmy razem wieczory, rozmawiając godzinami przy herbacie. Myślałam, iż te czasy wrócą, iż będziemy mogły zbudować nową bliskość, której brakowało nam, odkąd wyszła za mąż.

Ale bardzo gwałtownie rzeczywistość okazała się inna.

Pierwsze dni minęły spokojnie. Anna odpoczywała, oglądała filmy, a ja gotowałam jej ulubione potrawy, chcąc wynagrodzić jej trudne chwile. Ale z każdym kolejnym dniem zaczęłam zauważać, iż jej obecność w domu staje się coraz bardziej przytłaczająca.

„Mamo, mogłabyś zrobić pranie? Nie mam na to siły” – powiedziała pewnego dnia, rzucając swoje rzeczy na podłogę w łazience.

„Mogę ci pomóc, ale może sama to zrobisz?” – odpowiedziałam delikatnie.

„Naprawdę?” – rzuciła z pretensją. „Po tym wszystkim, co przeszłam, nie możesz mi pomóc? Myślałam, iż mogę na ciebie liczyć.”

Nie chciałam jej urazić, więc zrobiłam pranie. Ale to był tylko początek. Z każdym kolejnym dniem Anna stawała się coraz bardziej wymagająca. „Mamo, zrób mi kanapki, muszę gwałtownie wyjść.” „Mamo, posprzątaj w moim pokoju, bo jestem zmęczona.” „Mamo, dlaczego nie ma nic do jedzenia?”

Czułam, jak moja cierpliwość jest wystawiana na próbę. Próbowałam z nią rozmawiać, tłumaczyć, iż potrzebuję też czasu dla siebie, ale Anna zawsze znajdowała wymówkę. „Mamo, ja teraz wszystko muszę zaczynać od nowa. Ty tego nie rozumiesz, bo twoje życie jest stabilne. Pomóż mi, proszę.”

Najgorsze było to, iż zaczęła traktować mój dom jak hotel. Przychodziła i wychodziła, kiedy chciała, zostawiała bałagan, a kiedy zwracałam jej uwagę, odpowiadała: „To tylko tymczasowe. Jak znajdę mieszkanie, zniknę z twojego życia.”

Ale czas mijał, a Anna wciąż była u mnie. Jej rzeczy zajmowały każdą wolną przestrzeń, a ja czułam, jak z każdym dniem tracę kontrolę nad swoim życiem.

Pewnego dnia, po tym jak wróciłam do domu zmęczona po pracy i zastałam kuchnię w kompletnym bałaganie, nie wytrzymałam. „Anna, musimy porozmawiać” – powiedziałam, próbując opanować emocje.

„Co się stało?” – zapytała, choćby nie podnosząc wzroku znad telefonu.

„Nie mogę już dłużej tak żyć” – powiedziałam. „Czuję, iż zamiast cię wspierać, pozwalam ci mnie wykorzystywać. To nie jest fair.”

Anna spojrzała na mnie z wyrzutem. „Wykorzystywać? Serio, mamo? Przecież pomagasz swojej córce. Czy to tak dużo?”

„Pomoc to jedno, ale to, co robisz, to coś zupełnie innego” – odpowiedziałam. „Nie szanujesz mnie, nie doceniasz tego, co dla ciebie robię. Czuję się jak twoja służąca.”

„Jeśli tak uważasz, to może rzeczywiście powinnam się wyprowadzić” – powiedziała z sarkazmem, wstając od stołu.

Po tej rozmowie Anna zaczęła się odsuwać. W końcu oznajmiła, iż wynajmuje mieszkanie i niedługo się wyprowadza. Czułam mieszankę ulgi i smutku – ulgi, iż znów odzyskam swój dom, i smutku, iż nasza relacja została tak bardzo nadwyrężona.

Dziś, kiedy myślę o tamtych miesiącach, zastanawiam się, czy mogłam zrobić coś inaczej. Czy byłam zbyt surowa? Czy powinnam była bardziej ją wspierać? Ale wiem jedno – każda relacja, choćby między matką a córką, opiera się na wzajemnym szacunku. A bez niego choćby największa miłość może zostać zraniona.

Idź do oryginalnego materiału