Z życia wzięte. "Pracowałam za granicą, żeby moje dzieci miały lepsze życie": Teraz, gdy wróciłam, nie mają dla mnie czasu

zycie.news 1 tydzień temu

Decyzja o wyjeździe za granicę była najtrudniejszą w moim życiu. Pamiętam, jak patrzyłam na moich dwoje małych dzieci – Anię i Krzysia – kiedy spały w jednym łóżku. Byłam przerażona. Mąż odszedł, zostawiając nas bez środków do życia, a ja wiedziałam, iż jedyną szansą na przetrwanie będzie praca za granicą. Obiecałam sobie, iż zrobię wszystko, by moje dzieci miały lepszą przyszłość, choćby jeżeli oznaczało to rozłąkę.


Wyjechałam do Niemiec, gdzie pracowałam jako pomoc domowa. Wstawałam o świcie, sprzątałam, gotowałam, opiekowałam się dziećmi obcych ludzi. Każdą zarobioną złotówkę wysyłałam do Polski, by moje dzieci mogły chodzić do dobrej szkoły, mieć nowe ubrania, podręczniki i wszystko, czego potrzebowały.

Czasem pozwalałam sobie na drobiazg – wysyłałam im kartkę z serdecznymi życzeniami lub mały prezent. Ale tęsknota była nie do opisania. Przez lata oglądałam ich dorastanie jedynie na zdjęciach, słuchałam ich głosów przez telefon i wyobrażałam sobie, jak bardzo się zmieniają.


Kiedy w końcu zdecydowałam się wrócić, byłam pełna nadziei. Wyobrażałam sobie, jak usiądziemy razem przy stole, jak będziemy nadrabiać stracone lata. Ania miała już rodzinę, a Krzyś był na dobrej drodze do ukończenia studiów. Czułam, iż moje poświęcenie się opłaciło.


Pierwszego dnia, kiedy przyjechałam do domu, wszystko wydawało się inne. Dom był zadbany, ale zimny, jakby mnie w nim nigdy nie było. Kiedy Ania przyszła z mężem i dziećmi, jej powitanie było chłodne. Przytuliła mnie szybko, a potem spojrzała na zegarek.


– Mamo, super, iż wróciłaś, ale mamy tylko chwilę. Dzieci mają zajęcia, a potem spotkanie w szkole.


Próbowałam rozmawiać z Krzysiem, ale jego odpowiedzi były zdawkowe. Siedział przy stole, przeglądając telefon.


– Jak ci minęły studia? – zapytałam z nadzieją.


– W porządku, mamo – odpowiedział, nie podnosząc wzroku.


Przez kolejne dni czułam się jak gość w ich życiu. Ania i Krzyś byli zajęci swoimi sprawami. Nie zapraszali mnie na obiady, nie dzwonili, nie pytali, jak się czuję. Każdy mój telefon kończył się szybko, zawsze tym samym zdaniem: „Mamo, przepraszam, ale teraz nie mam czasu.”


Któregoś dnia zebrałam się na odwagę i zapytałam Anię:


– Córeczko, dlaczego wydaje mi się, iż mnie unikasz?


Spojrzała na mnie z lekkim wyrzutem.


– Mamo, my po prostu przyzwyczailiśmy się do życia bez ciebie. Przez tyle lat byłaś za granicą. Nie można tego zmienić w jeden dzień.


Jej słowa były jak cios. Czy moje miejsce w tej rodzinie naprawdę przepadło? Czy poświęcenie, które dla nich poniosłam, nie miało żadnego znaczenia?


Tamtej nocy długo płakałam. Myślałam o wszystkich chwilach, które straciłam, o pierwszych dniach szkoły, urodzinach, świętach. Zrozumiałam, iż choć budowałam dla nich lepsze życie, nie byłam częścią ich codzienności.


Następnego dnia postanowiłam zmierzyć się z rzeczywistością. Wstałam wcześnie rano i zaczęłam przygotowywać śniadanie. Gdy Krzyś zszedł na dół, zaskoczony zapytał:


– Mamo, co ty robisz?


– Chcę, żebyśmy spędzili razem trochę czasu – odpowiedziałam. – Chociaż teraz, kiedy już wróciłam.


Usiedliśmy razem przy stole. Opowiedziałam im o swoim życiu za granicą, o trudnościach, o samotności.

Idź do oryginalnego materiału