To mieszkanie miało być nowym początkiem. Dla mnie, dla mojego syna Kamila, dla nas obojga. Włożyłam w nie całe swoje oszczędności, sprzedałam działkę po rodzicach, zrezygnowałam z marzeń o spokojnej emeryturze. Wszystko po to, żeby Kamil miał swój własny kąt, coś, czego ja nigdy nie dostałam od życia.
Początkowo wszystko układało się dobrze. Kamil mówił, iż to również mój dom, iż zawsze będę mile widziana. Pomagałam mu urządzać wnętrza, gotowałam dla nas obiady, dbałam, by niczego mu nie brakowało. Byliśmy rodziną, tak jak dawniej. Ale potem w jego życiu pojawiła się Martyna.
Nie miałam nic przeciwko. Byłam choćby szczęśliwa, iż znalazł kogoś, kto go pokochał. Jednak gwałtownie zauważyłam, iż Martyna traktuje mnie jak intruza. W jej spojrzeniach było coś, co sprawiało, iż czułam się nie na miejscu w mieszkaniu, które pomogłam kupić.
– Kamil, twoja mama powinna pomyśleć o swoim miejscu – rzuciła kiedyś podczas kolacji, jakby to była oczywistość. – My też potrzebujemy przestrzeni dla siebie.
Te słowa były jak cios w serce. Myślałam, iż Kamil stanie w mojej obronie, iż przypomni jej, iż to mieszkanie istnieje dzięki mojej pomocy. Ale on tylko wzruszył ramionami i powiedział:
– Mamo, Martyna ma trochę racji. Może warto pomyśleć o czymś swoim?
Siedziałam w milczeniu, próbując zrozumieć, co się właśnie wydarzyło. Czy naprawdę po latach poświęceń, po tym, jak oddałam wszystko, żeby Kamil mógł mieć ten dom, zostałam dla niego ciężarem?
Od tamtej pory atmosfera w domu zmieniła się na zimną i pełną napięcia. Martyna wprowadziła się na stałe, a ja z każdym dniem czułam się coraz bardziej niepotrzebna.
Słyszałam ich szepty, rozmowy o tym, iż potrzebują więcej miejsca, iż jestem „stara” i powinnam pomyśleć o sobie. Ale co to znaczy? Czy to, iż powinnam po prostu odejść?
Dzisiaj Kamil wrócił z pracy późno. Był zmęczony, a ja, mimo wszystko, postawiłam przed nim ciepły posiłek. Spojrzał na mnie z jakimś dziwnym wyrazem twarzy.
– Mamo, możemy porozmawiać? – zaczął, a ja już wiedziałam, co chce powiedzieć.
– Nie musisz. Wiem, iż Martyna chce, żebym się wyniosła – odpowiedziałam, próbując ukryć drżenie głosu. – Ale powiedz mi, Kamil… czy ty też tego chcesz?
Milczał przez chwilę, unikając mojego wzroku. W końcu odpowiedział cicho:
– To nie tak, mamo. Po prostu... My chcemy zacząć nasze życie. A ty zasługujesz na spokój.
Zasługuję na spokój? Czy tak teraz nazywa się wyrzucenie własnej matki z domu? Patrzyłam na niego, mojego syna, którego wychowałam, dla którego poświęciłam całe swoje życie. I czułam, jak coś we mnie pęka.
Nie wiem, co zrobię. Nie mam dokąd pójść, nie mam pieniędzy na nowe mieszkanie. W głowie kołacze mi tylko jedna myśl: czy moje życie naprawdę sprowadza się do tego, iż teraz jestem zbędna? Wszystko, co zbudowałam, wszystko, co dałam… nie ma już znaczenia.