Z życia wzięte. "Po stracie córki rozpadłem się na kawałki i przestałem żyć": Moja żona tańczy, jakby nic się nie wydarzyło

zycie.news 2 godzin temu

Kiedy lekarz wyszedł z sali i potrząsnął głową, coś we mnie pękło. Moja córka, moja jedyna, moja mała Ania — już nie oddychała. Miała dziewiętnaście lat.


Nie ma słów, które opiszą to, co wtedy poczułem. Pustka, żal, wściekłość na Boga, na los, na siebie.

A potem… cisza. Taka, która nie jest spokojem, tylko dźwiękiem rozpaczy, której nie słychać.

Myślałem, iż żona i ja będziemy razem w tym bólu. Że trzymając się nawzajem, przetrwamy.
Ale już pierwszej nocy po pogrzebie wiedziałem, iż tak nie będzie.


Ona siedziała przy stole, piła wino, przeglądała stare zdjęcia i… śmiała się.


– Wspomnienia są po to, żeby nie bolało – powiedziała, gdy spojrzałem na nią z niedowierzaniem.

Nie mogłem tego pojąć. Ja nie potrafiłem spać, jeść, oddychać bez łez. A ona zachowywała się, jakby nic się nie stało.

Zaczęła wychodzić z domu. Spotkania z koleżankami, wyjazdy, kino, restauracje. Wracała późno, pachniała perfumami, których nigdy wcześniej nie używała.


– Muszę żyć – mówiła. – jeżeli się zatrzymam, zwariuję.

Ale dla mnie to brzmiało jak zdrada. Jakby śmiała się w twarz naszej córce.


– Ty już o niej zapomniałaś! – krzyknąłem któregoś wieczoru.


– A ty? – odpowiedziała. – Ty chcesz umrzeć razem z nią!

Nie wiedziałem, iż oboje mamy rację.

Zaczęliśmy mijąć się jak obcy. Ja chodziłem do pracy tylko po to, żeby nie siedzieć w pustym mieszkaniu. Ona wracała coraz później. Na stole leżały dwa talerze, ale tylko jeden był używany.

Pewnego dnia zobaczyłem ją w miasteczku. Śmiała się, rozmawiała z jakimś mężczyzną. Uśmiechnięta, rozświetlona.


Poczułem, jak we mnie narasta gniew – czysty, ostry, nie do zniesienia.

Jak ona może? Jak może żyć, kiedy nasza córka leży pod zimną ziemią?

Wróciłem do domu i rozbiłem ramkę ze zdjęciem Ani. To był impuls, bezmyślny, ale po chwili klęczałem na podłodze, zbierając szkło i płacząc jak dziecko.

Ona przyszła, stanęła nade mną, ale nie powiedziała nic. Po prostu odeszła do sypialni.

Od tamtej pory już ze sobą nie rozmawiamy. Dwoje ludzi, którzy kiedyś kochali się nad życie, dziś mieszkają razem jak duchy.

Po śmierci córki rozpadłem się na kawałki. Nie potrafię składać się na nowo – każda próba kończy się bólem.

A żona?


Ona tańczy, śmieje się, udaje, iż wszystko jest dobrze.


Może to jej sposób na przetrwanie. A może naprawdę zapomniała.

Nie wiem, kto z nas jest bardziej martwy – ja, który nie potrafię żyć, czy ona, która udaje, iż przez cały czas potrafi.

Idź do oryginalnego materiału