Z życia wzięte. "Nie chcę mojego zięcia w moim domu, a córka się uparła": Mówi, iż mam go zaakceptować

zycie.news 17 godzin temu
Zdjęcie: Zawiedziona mama, źródło: Pexels


Zdecydowałam, iż nie ma on prawa przebywać w moim domu. Ale moja córka poczuła się urażona i teraz też mnie nie odwiedza. Mówi, iż jeżeli nie akceptuję jej męża, to znaczy, iż ją obrażam, ponieważ są rodziną.

Moja córka ma dwadzieścia cztery lata i jest żoną Artura od trzech lat, a wcześniej chodzili ze sobą przez trzy lata. Spotkali się na uniwersytecie i umysł mojej córki stał się pusty, nigdy nie widziała nikogo innego poza nim.

Nie miałam żadnych pozytywnych emocji co do Artura. Nie był przystojny ani na twarzy, ani na sylwetce, już z brzuszkiem, a jego charakter nie był niczym, o czym można by pisać. Był leniwy jak foka, a do tego bezczelny. Ogólnie rzecz biorąc, nie lubiłam go, ale nie deptałam pierwszej miłości mojej córki.

Myślałam, iż jest mądrą dziewczyną, zrozumie, iż Artur nie jest dobrym wyborem. Kilka pierwszych miesięcy minie, różowe okulary spadną i wszystko się poprawi. Ale okulary nie spieszyły się ze spadaniem. Moja córka uparcie uganiała się za swoim chłopakiem. Mniej więcej rok później zerwali, a raczej Artur ją rzucił. Wylała wiele łez, chciała rzucić studia, aby go nie widzieć, odmówiła jedzenia, zniknęła z domu na kilka dni i ogólnie rzecz biorąc, zmarnowaliśmy dużo nerwów z powodu tego rozstania.

Kiedy burza emocji jakoś zaczęła się uspokajać, Artur pojawił się ponownie w życiu mojej córki i zaproponował, iż zaczną wszystko od nowa. Byłam gotowa wygonić go za drzwi dzięki złej miotły, ale moja córka zarzuciła mu ramiona na szyję. A ile rozstań mieli potem? Po każdym z nich moje serce krwawiło i za każdym razem miałam nadzieję, iż to już definitywny koniec.

Za każdym razem ten facet wracał. Najwyraźniej zdał sobie sprawę, iż nigdy nie znajdzie kogoś tak naiwnego i lojalnego jak moja córka. Kiedy przygotowywaliśmy się do ślubu, Artur powiedział mi, iż muszę zapłacić za połowę uroczystości, którą zaplanowali. Jego rodzice płacili połowę, a ja miałam zapłacić drugą połowę, ale nie było tego w moich planach. To ślub młodych ludzi, oni tego chcieli, więc niech sami to załatwią. Nie mają pieniędzy? W takim razie nie musisz organizować wesela dla całej okolicy.

Moja córka próbowała kłócić się ze mną w tej sprawie, a kiedy zdała sobie sprawę, iż nie zamierzam zmienić zdania, powiedziała, iż się mnie wstydzi. Rodzice Artura kochają go i są gotowi zapłacić za ślub, ale ja odmawiam. Musiałam przypomnieć córce, iż jestem jedyną osobą, która wychowuje ją przez całe życie, a jego rodzice mają pudełko pełne krewnych, którzy jakoś zbiorą wystarczająco dużo pieniędzy na zachcianki syna. Nie poszłam na wesele z zasady. Poszłam do urzędu stanu cywilnego, dałam bukiet, a potem poszłam do domu.

Później pogodziłam się z córką, albo dlatego, iż zdała sobie sprawę z tego, co źle powiedziała, albo dlatego, iż ktoś mądry jej to zasugerował. Nie byłam zadowolona z perspektywy wspólnego mieszkania, ale rozumiałam też obawy córki przed mieszkaniem z teściową, która wciąż dyszy Arturowi w kark.

Nie pozostało mi nic innego, jak pozwolić jej mieszkać. Myślałam, iż jakoś uda nam się dogadać, ale Artur nie podjął żadnej próby nawiązania relacji. W mieszkaniu zachowywał się jak szef, a kiedy prosiłam go o pomoc, zawsze odpowiadał: "A co, muszę?". Głównym argumentem było to, iż to nie jego mieszkanie, nie będzie tu nic robić. Przez nic, rozumiałam zmywanie naczyń, powieszenie półki, posprzątanie chociaż po sobie. Byłam zła, iż zięć zapytany o to, dlaczego w kuchni znowu jest bałagan, wyciągnął swoje "ja mam to sprzątać, czy co?". Powiedziałam mu, iż takie odpowiedzi będzie opowiadał mamie. Żebracy nie mają służących, więc nikt nie musi za nim biegać.

To bardzo wyrafinowany dżentelmen. Obsługujesz go, sprzątasz po nim, a on nie potrafi choćby wrzucić swoich skarpetek do kosza na pranie, więc leżą przy wannie, dopóki ja lub moja córka tego nie zrobimy. Artur poczuł się urażony, zaczął się głośno pakować, a moja córka biegała dookoła, próbując mu to wyperswadować. Potem zaatakowała mnie, żeby przeprosić. Ale zabrakło przeprosin dla rozpieszczonego chłopca. I tak zamieszkali z teściową.

Od tamtej pory postawiłam mojej córce warunek — nie chcę więcej jej męża w moim domu. Niech przyjeżdża w odwiedziny bez niego. Niby nie było w tej prośbie nic nadzwyczajnego, ale poczuła się urażona. Powiedziała, iż ona i jej mąż są rodziną, więc odwiedzają razem. Więc jeżeli nie zaakceptuję go, ona też nie przyjdzie. choćby nie pojawiła się na moich urodzinach, tylko pogratulowała mi przez telefon.

Oczywiście nie spodziewałam się tego po mojej córce. Ciągle mam nadzieję, iż otworzą jej się oczy, ale kiedy to nastąpi?

Idź do oryginalnego materiału