Siedziałam w swoim ulubionym fotelu, patrząc na stół, na którym leżały dokumenty. Umowa z domem opieki. Na dole widniały podpisy moich dzieci. Mojego syna i córki, mojej dumy, dla których całe życie poświęcałam każdy dzień, każdą chwilę, każdy grosz. Teraz to oni podjęli decyzję – za mnie, bez pytania, bez rozmowy.
– „Mamo, to dla twojego dobra” – powiedziała Julia, moja córka, kiedy o tym wspomniała po raz pierwszy. Jej głos był ciepły, niemal delikatny, ale w jej oczach widziałam coś innego – ulgę. – „Nie możesz już sama mieszkać. Będziesz tam miała opiekę, ludzi do rozmowy. Przestaniesz być samotna.”
Samotna? Czy oni naprawdę wierzyli, iż to, czego mi brakowało, to rozmowy z obcymi ludźmi? Czy myśleli, iż ich brak można zastąpić pielęgniarkami i telewizorem w pokoju?
– „Mam wszystko, czego potrzebuję” – powiedziałam, starając się brzmieć spokojnie. Ale prawda była inna. Od miesięcy czułam, jak coraz bardziej staję się ciężarem. Ich wizyty były coraz rzadsze, rozmowy coraz krótsze. Mój świat kurczył się do czterech ścian i zdjęć na komodzie.
Przypomniałam sobie, jak wyglądało nasze życie kiedyś. Jakie to było szczęście, gdy mogłam kupić im nowe buty, choć oznaczało to, iż przez miesiąc sama chodziłam w zdartych. Jak płakałam ze wzruszenia, kiedy Julia zdała maturę, a Tomek dostał swoją pierwszą pracę. Byłam z nich dumna. Zawsze mówiłam sobie, iż moje życie ma sens, bo to oni są moim sukcesem.
A teraz? Siedziałam tu sama, a oni debatowali o tym, jak mnie „odpowiednio ulokować”.
Kilka dni później odbyła się rozmowa. Usiedliśmy przy stole w kuchni. Julia, jak zawsze, przejęła inicjatywę.
– „Mamo, my po prostu nie możemy zapewnić ci tego, czego potrzebujesz. Obiecuję, iż będziemy cię odwiedzać. To nie jest tak, iż cię zostawiamy.”
Spojrzałam na Tomka, który unikał mojego wzroku. Wiedziałam, iż to ona pociągała za wszystkie sznurki. Ale to bolało jeszcze bardziej – iż on, mój ukochany syn, nie miał odwagi mi się sprzeciwić.
– „Całe życie oddawałam wam wszystko, co miałam” – powiedziałam, czując, jak łzy napływają mi do oczu. – „Czy to za dużo, by teraz oczekiwać, iż będziecie tu, przy mnie?”
Julia westchnęła ciężko.
– „Mamo, to nie o to chodzi. Po prostu nie jesteśmy w stanie...”
– „Nie jesteście w stanie? Czy to dlatego, iż macie swoje rodziny? Swoje życie? A ja? Czym ja dla was jestem? Obowiązkiem?”
Nikt nie odpowiedział. Cisza była jak nóż, który wbijał się w moje serce coraz głębiej.
Wstałam od stołu i wyszłam, nie czekając na ich reakcję.
W nocy nie mogłam spać. Ich słowa dźwięczały mi w uszach, a moje myśli krążyły wokół jednego pytania: czy rzeczywiście oczekiwałam za dużo? Czy miłość, którą im dawałam przez całe życie, nie wystarczyła, by teraz zostać przy mnie?
Następnego dnia zadzwoniła Julia.
– „Mamo, musimy to przemyśleć jeszcze raz. Nie chciałam cię zranić.”
Nie odpowiedziałam od razu. W końcu powiedziałam:
– „Zastanówcie się dobrze, dzieci. Bo jeżeli mnie oddacie, to nie tylko stracicie matkę – stracicie coś, czego nigdy już nie odzyskacie. Ale decyzja należy do was.”
Odłożyłam słuchawkę, czując, iż coś w moim sercu pękło na zawsze. Być może miała rację – być może faktycznie to było dla mojego dobra. Ale czy ktoś w ogóle zapytał mnie, czego ja chcę?