Z życia wzięte. "Moja najlepsza przyjaciółka zażądała ode mnie prezentu za pięć tysięcy": Wtedy zrozumiałam, ile naprawdę była warta nasza przyjaźń
Byłam przy niej, gdy płakała po pierwszej miłości, gdy zdawała egzaminy, gdy dostała pracę. Kiedy się zaręczyła, byłam pierwszą, która zobaczyła pierścionek.
– Bez ciebie nie wyobrażam sobie wesela – powiedziała wtedy. – Jesteś dla mnie jak siostra.
Uwierzyłam jej bez wahania.
Spotkałyśmy się na kawie, kilka tygodni przed ślubem. Marta pochyliła się nad stołem, jakby miała mi zdradzić największy sekret.
– Wiesz, liczę na ciebie – zaczęła słodkim tonem. – Goście dadzą po dwa tysiące, może trzy… Ale ty jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Od ciebie wypada, żeby było pięć tysięcy.
Zamarłam. – Pięć… tysięcy?! Marta, ty oszalałaś? Ja nie zarabiam takich pieniędzy!
Ona spojrzała na mnie lodowato. – Nie rób scen. To twój obowiązek. W końcu jestem dla ciebie najważniejsza, prawda?
– Obowiązek?! – wyrwało mi się. – Byłam przy tobie całe życie, a ty mówisz, iż moja przyjaźń kosztuje pięć tysięcy?!
Marta wzruszyła ramionami, jakby mówiła o czymś oczywistym. – Zawiodłaś mnie. Myślałam, iż potrafisz się poświęcić. Widać się pomyliłam.
– Nie! – podniosłam głos. – Ty się pomyliłaś. Przyjaźń nie ma ceny. A jeżeli uważasz, iż mierzy się ją pieniędzmi, to nigdy nie byłaś moją przyjaciółką.
Wstała, rzuciła mi pełne pogardy spojrzenie i wyszła, zostawiając mnie samą w kawiarni.
Na jej weselu siedziałam przy stoliku z dalekimi znajomymi. Nie byłam już „najlepszą przyjaciółką”. Byłam tylko jedną z wielu, która wrzuciła do koperty to, na co ją stać.
Marta zyskała męża, ale straciła kogoś, kto naprawdę był przy niej przez całe życie.
A ja zrozumiałam, iż niektóre więzi nie rozpadają się przez zdradę czy kłamstwo. One umierają wtedy, gdy ktoś próbuje wycenić serce w złotówkach.