Z życia wzięte. "Matka wymaga, żebym się nią zaopiekowała, bo jest bardzo chora": Ale przez całe życie była wobec mnie bardzo toksyczna

zycie.news 3 godzin temu

Moja matka była trudną kobietą. Dorastając, czułam się bardziej jak jej wroga niż córka. Zawsze miałam wrażenie, iż jestem dla niej ciężarem. Każde moje osiągnięcie spotykało się z chłodnym spojrzeniem i słowami: „Mogłaś zrobić lepiej.” Każdy błąd kończył się krzykiem lub wyśmiewaniem. Jej słowa pozostawiły głębokie blizny, których nie widziało nikt poza mną.

Przez lata próbowałam zdobyć jej uznanie, choćby odrobinę ciepła. Ale to nigdy nie przyszło. Gdy skończyłam osiemnaście lat, wyprowadziłam się, marząc o wolności i życiu z dala od jej krytyki. Chciałam budować swoje życie na własnych zasadach, bez jej toksycznego wpływu.

Ale teraz, po latach, ta wolność została mi odebrana. Matka jest ciężko chora. Ma poważne problemy zdrowotne i potrzebuje opieki. „To twój obowiązek” – powiedziała, kiedy odwiedziłam ją po długim czasie. „Nie masz nikogo poza mną” – dodała z goryczą, jakby to ja zostawiłam ją samą, a nie ona przez lata odpychała mnie od siebie.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Czułam mieszaninę współczucia i gniewu. Jak mam opiekować się kimś, kto przez całe życie sprawiał, iż czułam się nic niewarta? Czy naprawdę jestem jej coś winna tylko dlatego, iż mnie urodziła?

Pierwsze dni opieki nad nią były koszmarem. Każda rozmowa kończyła się pretensjami. „Dlaczego tak długo ci to zajmuje? Zawsze byłaś taka powolna” – mówiła, gdy próbowałam podać jej lekarstwa. „Twoja kuzynka opiekowałaby się mną lepiej” – dodawała z przekąsem, przypominając mi o latach porównań do innych.

Pewnego dnia nie wytrzymałam. „Dlaczego tak mnie traktujesz?” – zapytałam, a mój głos drżał z emocji. „Przyszłam tu, żeby ci pomóc, mimo tego, jak mnie traktowałaś przez całe życie. Dlaczego nie możesz po prostu powiedzieć: dziękuję?”

Spojrzała na mnie z wyrazem twarzy, który był mieszanką zdziwienia i gniewu. „Bo to twój obowiązek!” – odparła ostro. „Jestem twoją matką. Poświęciłam dla ciebie wszystko, a ty teraz robisz z siebie ofiarę?”

Te słowa zabolały mnie bardziej, niż chciałam przyznać. Poświęcenie? Nigdy nie czułam, iż zrobiła dla mnie coś z miłości. Każda chwila mojego dzieciństwa była naznaczona jej krytyką, każda próba rozmowy kończyła się kłótnią.

Ale mimo wszystko nie mogłam jej zostawić. Może to było poczucie obowiązku, a może po prostu wciąż gdzieś głęboko pragnęłam jej uznania. Każdego dnia opiekowałam się nią, gotowałam, podawałam leki. Mimo jej pretensji i chłodnych słów starałam się być najlepszą wersją siebie. Ale z każdym dniem czułam, jak tracę część siebie.

Pewnego wieczoru, kiedy pomagałam jej położyć się do łóżka, powiedziała cicho: „Nigdy nie chciałam być taka. Nie wiem, dlaczego tak trudno mi cię kochać.” Zamarłam, słysząc te słowa. To była pierwsza i jedyna chwila, kiedy przyznała, iż coś między nami było nie tak.

Nie odpowiedziałam. Nie potrafiłam. Te słowa były jak plaster na ranę, która przez lata krwawiła. Były za późne, ale jednocześnie coś we mnie poruszyły.

Dziś opiekuję się nią dalej. Wciąż nie wiem, czy robię to z miłości, czy z poczucia obowiązku. Ale wiem jedno – nauczyłam się, iż choćby najtrudniejsze relacje nie muszą definiować tego, kim jesteśmy. Matka mogła nie być idealna, ale ja nie pozwolę, żeby jej błędy zabrały mi resztę mojego życia. Choć jej choroba może nigdy nie pozwoli nam odbudować relacji, to przynajmniej wiem, iż próbuję zrobić to, co słuszne. Dla niej. I dla siebie.

Idź do oryginalnego materiału