Z życia wzięte. "Jeśli masz za mało emerytury, to idź do pracy": Powiedziałam sąsiadce, która żebrała pod najbliższym sklepem

zycie.news 23 godzin temu
Zdjęcie: Żebraczka, źródło: YouTube/Pixabay


Mimo to nie narzekam. Owszem, wysokość mojej emerytury pozostawia wiele do życzenia, więc chwytam się niemal każdej okazji, by zarobić dodatkowe pieniądze. Na początku niańczyłam za pieniądze dzieci sąsiadów, a kiedy nie potrzebowali już niani, dostałam pracę w dużym supermarkecie.

Od tamtej pory wykładam tam towar przez kilka godzin dziennie. Płacą mi Bóg wie ile — kasjerki dostają więcej. Ale znowu, zatrudniają młodsze panie do pracy przy kasie, a moim zadaniem nie jest kłócić się z klientami i liczyć pieniądze przez dwanaście godzin. A praca na hali, choć jest fizyczna, nie wymaga wiele siły. Dlatego mam wystarczająco dużo zdrowia, by ją wykonywać.

Z zasady nie przyjmuję pomocy od syna. Niech zamiast tego utrzymuje moje wnuki. W końcu współczesne dzieci potrzebują wielu rzeczy — ładnych ubrań, telefonów, korepetytorów itp. Ale nie każdy ma taką pozycję. Weźmy na przykład moją sąsiadkę z klatki schodowej, Lucynę. Jest w moim wieku, przeszła na emeryturę jeszcze wcześniej i cieszy się lepszym zdrowiem — widziałam ją tylko raz w naszej klinice! Jednocześnie za każdym razem, gdy się spotykamy, Lucyna narzeka na to, jak źle jej się żyje. Jej emerytura jest niewielka, a dzieci również dają jej marne grosze.

Próbowałam subtelnie zasugerować mojej sąsiadce, iż jest w stanie zmienić sytuację, ale łatwiej jej było nic nie robić i cierpieć, więc przestałam słuchać jej skarg, powołując się na pilne sprawy. I naprawdę mam ich dość. Ale sąsiadka nie była stratna i znalazła inne wdzięczne uszy. Kiedy przychodzę do wejścia, Lucyna zawsze siedzi na ławce i narzeka innym sąsiadkom na swój los.

Ogólnie rzecz biorąc, nie obchodzi mnie to. Zwykle uśmiecham się do siebie i wracam do domu w milczeniu. Ale ostatnio Lucyna wymyśliła sposób na poprawę swojej sytuacji finansowej. Tylko iż okazał się on na tyle nieuczciwy, iż złamałam swoje zasady i odezwałam się na temat jej działań.

Sprawa wyglądała następująco. Byłam w drodze do kliniki, po drodze minęłam najbliższy sklep spożywczy. I nagle zobaczyłam Lucynę stojącą przy wejściu, swobodnie żebrzącą o jałmużnę od przechodniów. I opisała im swoje życie jeszcze bardziej tragicznie niż nam. Powiedziała, iż dzieci nie tylko nie pomagały jej z pieniędzmi, ale i zabierały większość z nich. To kłamstwo sprawiło, iż poczułam się bardzo zniesmaczona! Widziałam dzieci sąsiadki kilka razy i wcale nie wyglądają na sadystów. W dodatku sąsiadka powiedziała mi, iż wspierają ją finansowo.

"Nie słuchajcie tej aktorki ze spalonego teatru! Nikt jej nie krzywdzi", ostrzegłam kilku przechodniów. "Skąd wiesz?" Lucyna wybuchła płaczem, który był tak udawany, iż ci ludzie jej nie uwierzyli i oczywiście nic jej nie dali. Po upewnieniu się, iż w pobliżu nie ma naiwnych widzów, Lucyna natychmiast wpadła w złość i zaatakowała mnie gniewnymi wyrzutami. Wtedy przypomniałam sobie o wizycie u lekarza i popędziłam do niego, nic nie odpowiadając.

"Jaki jest sens kłócić się z tą kłamliwą i leniwą kobietą?" pomyślałam wtedy. Ale ani tego dnia, ani następnego nie spotkałam Lucyny w pobliżu tego sklepu. Może coś sobie uświadomiła, a może po prostu przeniosła się w inne miejsce, ale ten incydent z jakiegoś powodu wciąż mnie prześladuje.

Zerknij: W „19.30” skomentowano TV Republikę. Odniesiono się do słów Holeckiej o Owsiaku

Idź do oryginalnego materiału