Zawsze uważałam swoje małżeństwo za udane i niezawodne. Wyszłam za mąż, gdy byłam bardzo młoda, w wieku 20 lat za chłopaka z sąsiedztwa. Kochaliśmy się szczerze i niedługo się pobraliśmy.
Wkrótce urodził się Marcin, a trzy lata później Łukasz. Żyliśmy dobrze, bawiliśmy się i rzadko się kłóciliśmy. Lubiłem swoje życie tak bardzo, iż często zazdrościłam samej sobie. Tak minęło 25 lat naszego szczęśliwego życia rodzinnego. Nasi chłopcy dorastali i żenili się, a my z euforią komunikowaliśmy się ze sobą i z niecierpliwością czekaliśmy na nasze małe i drogie wnuki, dla których byliśmy gotowi poświęcić choćby niebo.
I jakoś choćby nie zdawałam sobie sprawy, kiedy w naszym życiu rodzinnym zaszły zmiany. Nie, mój mąż pozostał taki sam w naszym związku, ale postanowił radykalnie zmienić swój wizerunek. Że tak powiem, odmłodzić się. Zaczął odwiedzać salony piękności i ubierać się w markowych sklepach, co nigdy wcześniej nie miało miejsca przez tyle lat naszego rodzinnego życia.
Kiedy obchodził urodziny, wzniósł toast: "Za nowe i jasne życie!" Wtedy choćby nie zwróciłam uwagi na te słowa. Mój mąż zaczął wracać do domu z pracy późno i w bardzo podniosłym nastroju. choćby przez myśl mi nie przeszło, iż powodem tego może być inna kobieta, nigdy bym w to nie uwierzyła.
Pewnego dnia w parku podeszła do mnie młoda dziewczyna i poprosiła o rozmowę. Nie znałam jej, ale zgodziłam się z nią porozmawiać. Nie byłam jednak przygotowana na to, iż usłyszę od tej kobiety następujące zdanie: "Ty i twój mąż wiedliście dobre życie, więc daj innej szansę na takie szczęście".
Nie wiedziałam, jak na to zareagować, więc wstałam w milczeniu i po prostu poszłam do domu. Nie powiedziałam nic mojemu mężowi. Wyglądał na szczęśliwego i radosnego, ale teraz znałam prawdziwy powód i byłam zbyt smutna z tego powodu. Kilka dni później świętowaliśmy naszą 25. rocznicę ślubu w restauracji. Postanowiłam z nim porozmawiać. Od razu ostrzegłam męża, iż chcę tylko prawdy.
Przyznał, iż bardzo kocha tę dziewczynę i mieszka ze mną tylko z wdzięczności za nasze życie i nasze dzieci. Nie wszczynałam żadnych kłótni, nie rozumiałam wszystkiego, ale po prostu pozwoliłam mu odejść. Słyszałam pocztą pantoflową, iż przez cały czas mieszkają razem. Nie wiem jednak, jak długo potrwa ta sielanka.
Tak rozpadło się nasze małżeństwo, ale nie poddaję się. Za dwa miesiące mojemu synowi urodzi się córka, a ja będę szczęśliwa, mogąc im pomóc. Nie spodziewałam się tego po moim mężu po 25 latach naszego szczęśliwego życia; poświęciłam się naszej rodzinie, ale on postanowił zacząć życie od nowa. A teraz będę prawdziwą babcią, nie będę już szukać innego mężczyzny...