Kiedy byliśmy dziećmi, mama mawiała: „On musi mieć łatwiej w życiu, bo ty dasz sobie radę sama”. I tak dorastałam w cieniu jego potrzeb – ja odkładałam marzenia, żeby on mógł studiować, ja pracowałam w polu, żeby jemu starczyło na mieszkanie w mieście. Nie buntowałam się. Wmawiałam sobie, iż tak trzeba, iż rodzina to siła.
Lata minęły. Wyszłam za mąż, urodziłam dzieci, a potem zostałam sama. Mąż odszedł, dzieci wyfrunęły w świat i ułożyły sobie życie. Zostałam tylko ja – ze wspomnieniami i domem, który przez całe życie budowałam cegła po cegle. Byłam dumna, iż mam swój kąt, swoje cztery ściany.
Kiedy zachorowałam, poczułam się naprawdę bezradna. To wtedy brat zadzwonił. W jego głosie brzmiała troska, której nie słyszałam od lat: „Nie martw się, zajmę się tobą. Ale musimy to zrobić porządnie. Przepisz dom na mnie, a ja obiecuję, iż nigdy cię nie zostawię”. Łzy napłynęły mi do oczu. Wierzyłam mu – bo przecież to mój brat.
Podpisałam wszystko. U notariusza ręce mi drżały, ale on ściskał mnie za ramię i powtarzał: „Zobaczysz, będzie ci lepiej”. I faktycznie – przez pierwsze tygodnie dzwonił, przywoził zakupy, choćby zapytał, czy nie chcę zamieszkać bliżej jego rodziny. Myślałam, iż los wreszcie się do mnie uśmiechnął.
Ale potem telefony ucichły. Gdy próbowałam się dodzwonić – nikt nie odbierał. Zostawała tylko poczta głosowa. Pisałam listy, błagałam o spotkanie. Bez odpowiedzi. Minęły miesiące, a ja wciąż siedziałam w swoim domu, który już formalnie do mnie nie należał. Z każdym dniem rosło we mnie poczucie zdrady.
Pewnego dnia przyszedł list polecony. Patrzę – a tam wezwanie do opuszczenia domu. Podpisał go mój brat. Serce mi zamarło. Zrozumiałam, iż on od początku miał plan – nie chciał być opiekunem, chciał być właścicielem.
Teraz mieszkam w piwnicy u sąsiadki, dobrej kobiety, która nie mogła patrzeć, jak błąkam się po ulicy. Patrzę na ten świat z perspektywy zimnych ścian i zastanawiam się: jak mogłam być tak naiwna? Najbardziej boli nie to, iż straciłam dach nad głową. Najbardziej boli, iż straciłam brata – człowieka, którego kochałam całym sercem.