Rozpoczynamy nowy projekt na naszym blogu pod nazwą „Historie z podróży”. Będziemy rozmawiać z osobami, które podróżują, spełniają marzenia i inspirują innych do własnych podróży. Już dziś w pierwszym odcinku mamy prawdziwą podróżniczą petardę! To rozmowa o rodzinnej podróży do Finlandii, na spotkanie ze Świętym Mikołajem w Laponii. Przełom grudnia i stycznia, ogromne mrozy, wycieczka z reniferami, elfie warsztaty i niezapomniane chwile. Dziś naszym gościem są Glosy na szlaku. Tak też znajdziesz ich na Instagramie – @_glosynaszlaku_.
Możecie na sam początek powiedzieć coś o sobie?
Podbeskidzka rodzinka 2+2 – mama Ewa, tata Artur, 8-letnia Kinga i 5-letni Remik z pasją do podróży, gór, przyrody i przygody. Zdobyliśmy wspólnie z dziećmi 27 z 28 szczytów Korony Gór Polski, przy okazji poznając różne interesujące zakątki naszego kraju.
Zachwyciły nas Wyspy Kanaryjskie, odwiedziliśmy trzy z archipelagu i mamy plan, by zobaczyć wszystkie. Chyba nie ma takich miejsc na świecie, których nie chcielibyśmy zobaczyć. Niekiedy czas wydaje się być mniej lub bardziej odpowiedni na dany kierunek. Pewnego dnia usiedliśmy i spisaliśmy listę 15 topowych destynacji, które chcielibyśmy odwiedzić. Staramy się planować i realizować nasze podróżnicze marzenia. Uważamy, iż każda podróż jest nauką, w każdej podróży nasze dzieciaki zyskują nowe umiejętności, a my budujemy w tym czasie nasze wzajemne relacje i mamy nadzieję – otwieramy nasze dzieciaki na świat.
Nie jesteśmy typem konsumpcjonistów, rzeczy materialne nie są nam tak potrzebne. Kiedyś postanowiliśmy, iż będziemy kolekcjonować wspomnienia. Dlatego kierujemy się mottem Jean-Paul Sartre: „Wspomnienie jest jedynym rajem, z którego nikt nie może nas wypędzić”.
Skąd pomysł na podróż do Finlandii i to jeszcze na przełomie grudnia i stycznia?
Finlandia, a adekwatnie Laponia i wizyta w Rovaniemi w wiosce Mikołaja, znajdowała się na naszej liście TOP15, czyli podróżniczej liście marzeń. To było takie moje marzenie z dzieciństwa, by spotkać Mikołaja. Pamiętam, iż gdy byłam dzieckiem, Teleekspres relacjonował jego wizytę w Warszawie. Oj było we mnie trochę takiej zazdrości, iż nie mieszkam na tyle blisko, by móc go zobaczyć. Czytałam potem o jego wiosce i o Laponii i wydawało mi się to fascynujące miejsce.
A dlaczego taki termin? Bo to święta. Pomyśleliśmy, iż to idealny czas, by poczuć ten klimat, magię świąt, a przy okazji pokazać dzieciom prawdziwą zimę, przywitać Nowy Rok za kołem podbiegunowym (liczyliśmy na zorzę zamiast fajerwerków). Zapomnieliśmy wprawdzie o tym, iż istnieje noc polarna ;), ale to szczegół.
Cały nasz wyjazd był niespodzianką dla dzieci. Kupiliśmy bilety na samolot i postanowiliśmy, iż dostaną je w prezencie 6 grudnia. Zamówiliśmy też przez Internet personalizowane listy od Mikołaja, w których pisał, iż zaprasza ich i rodziców do swojego kraju, by mogli poznać go osobiście i zobaczyć jego świat.
Jak się dostaliście do Finlandii i jak się po niej poruszaliście? Jak się jeździ samochodem zimą po Finlandii?
Do Finlandii przylecieliśmy samolotem linii Ryanair. Od początku byliśmy zdecydowani na lot do Helsinek, bo wiedzieliśmy, iż chcemy poznać bliżej ten kraj. To nie miała być jedynie wizyta w wiosce Mikołaja. Oczywiście są też rejsy bezpośrednio do Rovaniemi, jest tam lotnisko. Są to często czartery czy loty sezonowe, a ceny są nieporównywalnie wyższe. Alternatywa dla chcących zobaczyć jedynie to jedno miejsce, ewentualnie okolice.
Na lotnisku w Helsinkach czekał na nas samochód, który zarezerwowaliśmy jeszcze w Polsce. Rezerwując zaznaczyliśmy, iż chcemy opony zimowe. Standardem fińskim są kolce, nie używa się tu łańcuchów. I te kolce bardzo dobrze się sprawdzały. Jazda po Finlandii zimą była jedną z dwóch rzeczy, która tak naprawdę najbardziej nas niepokoiła – nie wiedzieliśmy, czego możemy się spodziewać.
Okazało się jednak, iż większość dróg była zawsze odśnieżona, te bardziej lokalne utrzymane na biało, ale nigdy nie trafiliśmy na żadną zaspę. Trzeba jedynie pamiętać, iż tu naprawdę gwałtownie zapada zmrok, na północy Finlandii po 15:00 było już całkiem ciemno (niebo jest dosłownie czarne) i światła jadących z naprzeciwka samochodów potrafiły oślepiać. Druga istotna kwestia – fotoradary! Jest ich bardzo dużo, dlatego radzimy naprawdę pilnować znaków ograniczenia prędkości.
Jak radziliście sobie z noclegami? Spaliście w jednym miejscu, czy zmienialiście kwatery?
Spaliśmy w różnych miejscach, różnych typach noclegów, wszystkie zarezerwowaliśmy przed wylotem z trzymiesięcznym wyprzedzeniem. Nasz pierwszy nocleg w miejscowości Jyvaskyla był typowym noclegiem-odpoczynkiem i rezerwowaliśmy go przez AirBnB. Po przylocie o 18:30 chcieliśmy odjechać jak najdalej z Helsinek, bo w kolejnym dniu czekał nas do przejechania najdłuższy odcinek, już za koło podbiegunowe, do miejscowości Vuotso.
Jyvaskyla logistycznie najbardziej nam spasowała, stąd taka lokalizacja. W Vuotso zostaliśmy na dwie noce, tu też witaliśmy Nowy Rok. Kolejne dwie noce spędziliśmy u hodowców reniferów w Lampsijärvi, 75 km od Rovaniemi. Dalej jeden nocleg w Kuopio (AirBnB) i ostatnia noc w hostelu w Helsinkach. Dziś mówimy – tydzień to za mało.
Jaki był Wasz najdłuższy odcinek do pokonania samochodem? Jak wyglądała Wasza trasa? Na coś trzeba szczególnie uważać?
Najdłuższa trasa to właśnie ta z Jyvaskyla do Vuotso – 775 km i prawie 9 godzin jazdy przez lasy, lasy i lasy. Pięknie ośnieżone, ale dość monotonne, choć dzieci zniosły to naprawdę dobrze z pomocą „Mikołajka”, którego przygód słuchaliśmy przez całą podróż. W pozostałe dni około 300-400 km i uzbierało się mniej więcej 2700 km.
I uwaga dla kierowców – w Finlandii nie ma tylu stacji benzynowych, co u nas. Trzeba pilnować poziomu paliwa, bo można stanąć gdzieś w lesie i mało prawdopodobne, iż pomoc gwałtownie nadejdzie. Dodatkowo stacje benzynowe często czynne są do 18:00 (ciepłe posiłki wydawane są jeszcze krócej). A jeżeli traficie na stacje samoobsługowe, to musicie sami określić, ile litrów chcecie zatankować i za tą ilość zapłacić, a dopiero potem dystrybutor zwolni paliwo.
Jakie to uczucie, gdy o godzinie 14 jest ciemno?
Dość ciężko to opisać. Noc polarna jest specyficzna. Nie jest to tak uciążliwe zjawisko, a przynajmniej dla nas nie było, ale mieliśmy okazję doświadczać go przez jeden tydzień. Na dłuższą metę pewnie byłoby przygnębiające.
Słońce wschodzące około godziny 10:00 rano jest i tak bardzo nisko i adekwatnie niebo ciągle wygląda tak, jakby zaraz miał być zachód. A jak już słońce schowa się za horyzont, to ciemno robi się momentalnie. I niebo nie jest granatowe, jak u nas – jest całkowicie czarne. Niektórzy mówili nam – no tak, ale jest śnieg, więc pewnie odbija światło. No nie, tak to nie wygląda. Po prostu jest czarno-biało. Mamy choćby takie zdjęcia ze spaceru w Saariselka, które wyglądają jakby były wykonane w czarno-białej stylizacji, a tak naprawdę jesteśmy tam ubrani w nasze kolorowe ubrania.
Czy spotykaliście wielu innych turystów, czy raczej głównie mieszkańców?
Był to okres świąteczny, turystów było sporo. jeżeli chodzi o narodowości, to poza Finami największą grupę stanowili Francuzi. Ich spotykaliśmy wszędzie. Natomiast Rovaniemi to punkt, do którego zjeżdża chyba cały świat. Początkowo był tu jedynie dom-biuro Mikołaja i poczta, natomiast podróżni tak sobie upodobali to miejsce, iż zaczęli masowo je odwiedzać. I tu też było sporo turystów z Polski. Ze statystyk wynika, iż nacją najliczniej odwiedzającą Santa Claus Village są Chińczycy.
Mieliście okazję spróbować jakichś fińskich przysmaków?
Dobra podróż nie może się obejść bez skosztowania lokalnych potraw. My bardzo chcieliśmy skosztować mięsa renifera, który jest tu serwowany wszędzie i jako dodatek do wszystkiego. Jedliśmy (wszyscy – dzieci też) pizzę z mielonym mięsem renifera i fińskim serem, gulasz z renifera podawany na puree ziemniaczanym i burgery z renifera. Musimy przyznać, iż całkiem niezłe – w smaku mięso podobne do naszej dziczyzny. Ale jeżeli nie jesteście przekonani do renifera czy łosia, to skandynawskie pulpety w stylu Ikea są dostępne na każdym kroku.
Bardzo popularne są też placki z brukwi, też polecamy. Pierogi karelskie – to rodzaj otwartego pieroga z ciasta pszennego lub żytniego, z nadzieniem z ziemniaków. Można je zjeść na zimno, ale smaczniejsze są ciepłe. Dostępne są wszędzie, w każdym markecie na stoisku z pieczywem. Wreszcie pannukakku czyli pieczony naleśnik – może być na słono lub na słodko. My jedliśmy tą słodką wersję. Jest mocno mleczny i pyszny – spróbujcie koniecznie! Ja przed wyjazdem próbowałam przygotować go w domu i poniosłam totalną porażkę, więc postawiłam sobie za cel sprawdzić, jak to danie powinno smakować.
Jak radziliście sobie z tak niską temperaturą? A przede wszystkim dzieci? Jaka była najniższa? Czy faktycznie tak bardzo czuć taki mróz?
To była ta druga rzecz, której mocno się obawialiśmy. Szczerze mówiąc nie spodziewaliśmy się aż takich mrozów. W trakcie naszego pobytu, do Laponii nadeszła fala lodowatego powietrza znad Rosji i najniższa temperatura, jaką odnotowaliśmy, osiągnęła -39,5°C. Byliśmy wtedy w samochodzie, ale przy -38°C spędzaliśmy czas na powietrzu. Jednak ten mróz w Laponii nie jest tak dotkliwie odczuwalny – powietrze jest suche i jak nie wieje wiatr, jest naprawdę ok.
Oczywiście trzeba ubrać się na cebulkę, w odpowiednie ubrania utrzymujące ciepło. Wełna merino świetnie się sprawdza. Czapka to mus podczas spacerów! Rękawiczki – inaczej odmrozi się palce. Ja miałam grube rękawice do chodzenia i takie cieńsze, żebym mogła robić zdjęcia. I zdjęć mamy stosunkowo mało, bo naprawdę trudno było wytrzymać, palce gwałtownie zaczynały szczypać. Kolejna bardzo ważna część ciała, która odczuwa zimno, to stopy. Trzeba mieć naprawdę dobre buty. My kupowaliśmy takie na mrozy do -30°C i w takich temperaturach dawały radę. Poniżej też, ale dopóki chodziliśmy. Natomiast podczas siedzenia już było czuć w palcach stóp temperaturę.
Dla porównania, dużo gorzej było w miejscowościach nadmorskich, jak Olulu czy w samych Helsinkach, gdzie przy -18°C, temperatura odczuwalna wynosiła -32°C. Wiało, ciągnęło od morza, mieliśmy kominy na nosach i one momentalnie nam sztywniały. Inna wilgotność powietrza i naprawdę dużo gorsze odczucia.
Dzieci zadziwiająco dobrze zniosły mrozy, to wielowarstwowe ubieranie się i każdorazowe rozbieranie, gdy tylko wchodziliśmy na przykład do restauracji. Chyba ta piękna zima i zwierzęta pozwalały im zapomnieć o niedogodnościachJ
Co interesujące – w Laponii szkoły zamykane są dopiero przy -50°C, a rodzice nie smarują dzieci kremami na mróz, bo kremy mają w składzie wodę. Dowiedzieliśmy się tego od miejscowej hodowczyni reniferów, zaufaliśmy i schowaliśmy kremy głęboko na dno walizek.
Czy pierwszy raz widzieliście renifery? Jakie to uczucie?
Tak, tu po raz pierwszy mieliśmy okazję zobaczyć renifery. Nie tylko te hodowane na farmach, ale też te dzikie. To niesamowite uczucie móc widzieć te zwierzęta w ich naturalnym środowisku. Są takie dostojne, przechadzają się powoli, nie biegają jak nasze sarny. choćby jeżeli potrzebują podbiec, bo się czegoś wystraszą, to wygląda to bardziej jak kłus. Niektóre spacerowały pojedynczo, czasem wdzieliśmy je w lesie, niektóre naprawdę z bardzo bliska; były renifery szukające porostów na poboczu drogi, albo przechadzające się po tafli jeziora.
W sylwestra jechaliśmy do Inari. Nagle autobus jadący z naprzeciwka zamrugał nam światłami. W pierwszym momencie pomyśleliśmy, iż pewnie niedaleko czyha kontrola policji. Jechaliśmy uważnie i za chwilę okazało się, iż kierowca w ten sposób chciał dać nam znać, żebyśmy uważali na całe stado reniferów, które pasło się po obu stronach drogi! To dopiero było niesamowite – było ich około dziesięciu, małe i duże, szare i białe.
Niestety nie mieliśmy możliwości, żeby się zatrzymać, bo droga była wąska, a za nami jechało kila samochodów. Nie mamy zdjęć, ale wspomnienia zostaną w pamięci! Dzieci miały frajdę, bo od naszego pierwszego spotkania z tym zwierzakiem, zaczęliśmy wypatrywać i liczyć dzikie renifery. Naliczyliśmy 30, choć pewnie nie jeden dobrze się zakamuflował między drzewami i umknął naszej uwadze.
Wybraliście się na wycieczkę z reniferami – jak ona wyglądała?
W Laponii ofert tzw. safari reniferami jest bardzo dużo. choćby w samej wiosce Mikołaja jest miejsce, gdzie można wsiąść w sianie i przejechać się po wyznaczonej trasie. My mieszkaliśmy w Lampsijärvi/Pello i nasi gospodarze prowadzili swoją własną farmę reniferów, dlatego postanowiliśmy skorzystać z możliwości odbycia przejażdżki u nich.
W ofercie takiego safari jest przejażdżka saniami, które są prowadzone przez renifera. Do sań wchodzą dwie osoby dorosłe, dwoje dzieci można wziąć między nogi. Oczywiście zimą siedzi się na skórach reniferów, dostaje się koce i przykaz, by nie wyciągać spod nich rąk. Sanie są ze sobą połączone, przy pierwszym reniferze prowadzącym idzie też dodatkowo osoba dorosła, która go prowadzi.
Jazda jest stosunkowo wolna, my wyobrażaliśmy sobie, iż będzie bardziej dynamicznie. Jechaliśmy przez las i bardzo gwałtownie ta przejażdżka minęła, ale szczerze mówiąc było też okropnie zimno – 34°C. Próbowałam zrobić jakieś zdjęcie i film i później miałam wrażenie, iż palce mi odmarzną. Wtedy też dzieci narzekały na szczypanie w palcach u stóp, a przygotowaliśmy się dobrze, bo mieliśmy podwójne skarpety z merynosa i naprawdę dobre buty. Plus do tego koc, którymi gospodarze owinęli nas szczelnie.
Po przejażdżce byliśmy cali w szronie, białe brwi i rzęsy i włosy, które wystawały spod czapek. Poszliśmy nakarmić renifery porostami. jeżeli będziecie mieli taką okazję, uważajcie na rogi. Ich rogi są bardzo szerokie, więc jak schylają się do dłoni dziecka po porosty, to ich poroże również się obniża i może zrobić krzywdę. Podobnie w czasie jazdy saniami – renifer, który prowadził sanie za nami, upodobał sobie moje włosy i ciągle je wąchał i trącał moją głowę pyskiem. Próbowałam się odwrócić, bo początkowo nie zorientowałam się, co się dzieje, ale rogi mnie zwolniły.
Dalej następuje część edukacyjna – gospodarze zabierają swoich gości do specjalnego szałasu, na środku znajduje się palenisko. Wspólnie piecze się kiełbaski, dla dorosłych przewidziana jest kawa lub herbata, dla dzieci gorąca czekolada. A gospodarze opowiadają o hodowli reniferów i o ich zwyczajach. Na koniec można odwiedzić zagrodę, gdzie zobaczycie jeszcze więcej tych wspaniałych zwierząt.
Jakie mamy wrażenia? Ogólnie dobre, ale było tak zimno, iż nie do końca skorzystaliśmy z tej atrakcji. Dzieci tak zmarzły, iż po oddaniu naszemu reniferowi porosta nie chciały iść na pieczenie kiełbasy i choćby gorąca czekolada ich nie skusiła. Poszłam sama upiec kiełbaski, Artur z dziećmi uciekli z mrozu do pokoju. A ja po powrocie z prowiantem grzałam ręce pod kranem, tak przemarzły!
Jak wyglądało Wasze spotkanie ze Świętym Mikołajem? Czy łatwo było go spotkać?
To było piękne doświadczenie. W Rovaniemi są dwie możliwości na spotkanie z Mikołajem – można go spotkać w jego biurze w Santa Claus Village, tu wizyta jest bezpłatna. Tu znajduje się też słynna poczta. Natomiast niecałe 4 km dalej jest Santa Park – swego rodzaju park rozrywki, zlokalizowany pod ziemią. Wstęp do parku jest płatny, ale wewnątrz czeka mnóstwo atrakcji i można tam spokojnie spędzić kilka godzin. I spotkanie z Mikołajem jest gwarantowane.
W wiosce poniekąd też, jednak w okresie (mam na myśli okres świąteczny) trzeba uzbroić w cierpliwość i nastawić na choćby dwugodzinne stanie w kolejce. A ponieważ z dziećmi ciężko jest tak po prostu stać w kolejce, tym bardziej przy mrozach podchodzących pod -30°C, postanowiliśmy skorzystać z wizyty w Santa Park. I nie żałujemy!
Atrakcja była otwarta od 10:00 rano i przyjechaliśmy zaraz po otwarciu. Na wejściu trzeba okazać Elfowi vouchery, które ten zamienia na żetony (różnią się kolorami w zależności od wybranego pakietu i dobranych atrakcji). Jest szatnia, gdzie można zostawić swoje ubrania. Potem wchodzicie do środka magicznym tunelem, który prowadzi Was do miasteczka.
Oczywiście najpierw sklepy z pamiątkami, ale dalej czeka na Was wiele możliwości spędzenia czasu: warsztaty produkcji figurek elfów, warsztaty zdobienia pierników, przejażdżka magicznym pociągiem po świecie Mikołaja, podróż dookoła świata w saniach Mikołaja w okularach VR, pokazy akrobatyczne „profesjonalnych” elfów-akrobatów (odbywają się kilka razy dziennie), wejście do szkoły elfów i udział w warsztatach elfickich czarów.
Możecie też odwiedzić galerię lodowych figur, przekroczyć Koło Podbiegunowe, czy odwiedzić pocztę, gdzie Elfy segregują listy od dzieci. Na terenie parku działa też restauracja, posiłek można wykupić podczas rezerwacji biletów. My tę opcję polecamy – wybór jest duży, to forma szwedzkiego stołu i każdy znajdzie coś dla siebie. Restauracja mieści się pod sceną, na której realizowane są pokazy elfów, więc można to fajnie zgrać w czasie.
Teraz najważniejsze – na miejscu jest też oczywiście Biuro Mikołaja. Wejścia pilnuje Elf, drugi czeka z Mikołajem w środku. Biuro Mikołaja znajduje się adekwatnie zaraz na początku parku i polecamy od razu udać się na spotkanie z tym niezwykłym starszym Panem, ponieważ im późniejsza godzina, tym kolejki do niego są dłuższe. My nie czekaliśmy wcale i adekwatnie byliśmy całkowicie zaskoczeni, gdy Elf otworzył nam drzwi, a za nimi siedział On! Mikołaj zapytał, skąd jesteśmy, po czym przywitaj nas polskim „Dzień dobry” i zaprosił dzieci do siebie, potem też zawołał nas.
Pytał, dzieci, jak mają na imię, ile mają lat. Nas – czy to nasza pierwsza podróż do Finlandii, gdzie byliśmy poza Rovaniemi, czy na północy Finlandii było bardzo zimno. Dał też dzieciom prezenty (zamówiliśmy je wcześniej przez Internet przy zakupie biletów, ale jest też możliwość przyniesienia własnych i przekazania dyskretnie Elfowi, a Mikołaj wręcza je później maluchom). Później Elf wykonał profesjonalne zdjęcie, ale zrobił też zdjęcie naszym telefonem, mogliśmy też nagrywać wizytę. Było naprawdę bardzo sympatycznie.
Po kilku godzinach spędzonych w Santa Parku pojechaliśmy do Wioski Mikołaja. Oczywiście – jest magiczna, urocza i romantyczna. Ale było tam tylu turystów, iż utworzyły się dwie kolejki: kolejka do biura Mikołaja i kolejka do kolejki do biura Mikołaja. Ta druga na godzinę stania, tej pierwszej choćby nie widzieliśmy, nie byliśmy w stanie jej zobaczyć. I tym bardziej utwierdziło nas to w przekonaniu, iż dobrze zrobiliśmy.
Mroziło bardzo, ale dzieciom to nie przeszkadzało, by jeździć na sankach, których jest w Wiosce bardzo dużo i to na każdym kroku. Można jeździć z górek, albo po prostu wozić dzieciaki. To się naszym bardzo spodobało. Obowiązkowo odwiedziliśmy też pocztę.
Wysłaliście kartki świąteczne? Kiedy powinny dotrzeć?
Tak, oczywiście. Na poczcie są dwa rodzaje skrzynek: te z pocztą bieżącą, skąd możecie wysyłać kartki z pozdrowieniami z Finlandii przez okrągły rok i one są dostarczane według standardowego trybu; jest też druga skrzynka „świąteczna” dokładnie opisana – jeżeli karta zostanie wrzucona do tej skrzynki, listonosz powinien dostarczyć ją na kolejne święta (czyli teraz na Boże Narodzenie 2024).
Puijo Tower – czy to najpiękniejszy punkt widokowy, na którym byliście?
To kolejne wyjątkowe miejsce. Sam dojazd do Puijo Tower drogą, którą porastają olbrzymie sosny, obsypane gęstym śniegiem – to już było wspaniałe doświadczenie! Widoki z wieży są piękne – wokół jest wiele jezior, lasy. Obeszliśmy wieżę z zewnątrz dość gwałtownie z uwagi na siarczysty mróz, ale mieliśmy możliwość delektować się widokami w cieple przy kawce i czekoladzie zza okna Tower Cafe.
W ogóle na miejscu można fajnie spędzić czas – jest tu tor do jazdy pontonami. adekwatnie to był pierwotnie – poza wieżą – cel naszej wycieczki, chcieliśmy zrobić dzieciom niespodziankę i pobawić się z nimi, trochę poszaleć. Okazało się jednak, iż przy tak dużych mrozach ta atrakcja jest zamknięta. Pani z obsługi wytłumaczyła nam, iż po jednym ślizgu wszystko by nam zamarzło. Dobrze, iż nie zawsze mówimy dzieciom, co zaplanowaliśmy.
Ucieszyli się z samego wyjazdu windą na 75-metrową wieżę. Potem poszliśmy na spacer pod skocznię narciarską Kuopio, a dalej do lasu na bajkowy spacer, który na dzieciach wywarł największe wrażenie. Była to leśna ścieżka z kładką, a po obu stronach co krok spotykaliśmy różne bajkowe postaci. Wieczorem ta trasa jest dodatkowo oświetlona, to dopiero musi być bajka!
Po tym wszystkim, co usłyszeliśmy widzimy, iż przeżyliście wspaniałą przygodę. Jakie są Wasze 3 najpiękniejsze chwile, o których zawsze będziecie pamiętać?
Najwspanialszym przeżyciem bez wątpienia było nasze pierwsze spotkanie z reniferami. To był sylwestrowy poranek, na północy Laponii w Vuotso. Wracaliśmy ze śniadania, które było serwowane przez naszych gospodarzy w innym budynku. Szliśmy niespiesznie, rozmawialiśmy, śnieg skrzypiał pod nogami.. i nagle Remik mówi: Renifer! I ten renifer dosłownie przeszedł jakieś dwa metry przed nami! To były takie emocje, nie da się ich opisać. Takie prawdziwe szczęście, nie tylko dla dzieci, ale dla nas też. Postanowiliśmy przejść się drogą w kierunku, skąd ten renifer przyszedł. I wyobraźcie sobie, iż szliśmy może minutę, może dwie, a tu nagle zza krzaków wyłania się następny renifer, a za nim kolejny! To ta parka, którą udało się nam sfilmować. Nic nie jest w stanie oddać tych emocji, do tej pory wspominamy te spotkania.
Spotkanie z Mikołajem też zaliczamy do tych najpiękniejszych momentów, bo to jednak było nasze marzenie, dzieci tak na to czekały. adekwatnie cały nasz wyjazd był owiany magią Starszego Pana. Poza tym było naprawdę sympatycznie.
Trzecia chwila – nasze sylwestrowe ognisko za kołem podbiegunowym, pieczenie kiełbasek przy siarczystym mrozie. A wszystko to odbyło się w szałasie z paleniskiem, gdzie byliśmy całkiem sami, pośrodku głębokiej czarnej nocy. Prószył śnieg, a my grzaliśmy się przy ogniu, siedząc pod kocami na skórach reniferów.
Dzieci do tego dorzucają jeszcze jeżdżenie na sankach w różnych miejscach, bo faktycznie w Laponii sanki po prostu leżały przygotowane i można z nich było korzystać, a potem je odstawiać. Dla nas dorosłych to może się to wydawać dziś dziwne, ale fakt jest taki, iż w Polsce śniegu jest coraz mniej i dzieci mają coraz mniej okazji do takich zabaw, które dla nas były kiedyś naturalne.