Irena długo i ciężko pracowała w Wielkiej Brytanii. Każdy dzień jej życia był podobny do poprzedniego: wczesna pobudka, pracowity dzień ciągnący się do późnego wieczora i krótki sen, by znowu wstać i zacząć wszystko od nowa.
Kobieta żyła i pracowała w obcym kraju, daleko od domu, od swoich dzieci, rodziców i wszystkich, których kochała.
Ale te lata ciężkiej pracy przyniosły owoce: uzbierała pieniądze, aby zapewnić przyszłość swoim dzieciom, i teraz wreszcie miała możliwość wrócić do domu.
Przez cztery lata Irena nie mogła być w domu, tylko rzadko przyjeżdżała na kilka dni. Bardzo tęskniła za bliskimi, tak bardzo, iż każdy dzień w pracy był prawdziwą próbą.
Ale myśl o dzieciach dodawała jej sił, by wytrwać. Cały czas obiecywała sobie, iż jej trud nie pójdzie na marne, iż ten wkład nie będzie daremny. I oto wreszcie jest w domu.
Wróciwszy do rodzinnej wsi przed Bożym Narodzeniem, Irena poczuła, jak spada z niej ciężar.
Przez te ostatnie lata żyła w obcym kraju, a teraz mogła być z dziećmi, nie martwiąc się o czas i obowiązki.
Była zmęczona i w pierwszych dniach w domu po prostu cieszyła się spokojem i ciszą.
Razem z dziećmi jadła kolację, spacerowała po lesie, pomagała w domowych obowiązkach. Wydawało się nawet, iż powietrze w domu jest inne – swojskie, znajome.
Ale po kilku tygodniach odpoczynku, gdy zmęczenie trochę minęło, kobieta zrozumiała, iż w jej duszy znów pojawia się to pragnienie, które kiedyś skłoniło ją do wyjazdu na zarobek za granicę.
Patrzyła na dzieci – syna Michała i córkę Marię – i widziała, iż w ich oczach nie ma już tego, co dawniej.
Dzieci stały się dojrzalsze, bardziej poważne. Przyzwyczaiły się do tego, iż mama ciągle nie jest w domu, i choć bardzo cieszyły się z jej powrotu, trudno im było zaakceptować jej nieobecność w poprzednim życiu. Przywykły także do maminych pieniędzy i pomocy.
Matka nie mogła zapomnieć, iż trzeba dalej zarabiać na ich przyszłość, choćby będąc w domu.
Każdy dzień dla Ireny był podobny do poprzedniego: wstawała wcześnie, pomagała dzieciom, zajmowała się gospodarstwem, gotowała posiłki. Ale w duszy nie było tego spokoju, którego oczekiwała.
Czuła, iż coś jest nie tak, i iż znów zaczyna tęsknić za pracą. Odpoczynek i domowe zajęcia nie wypełniały pustki w jej sercu. Nie mogła usiedzieć bezczynnie, wiedząc, iż nie zarabia dla dzieci.
Zaczęła myśleć o przyszłości: ile jeszcze trzeba zarobić, czego dzieciom brakuje.
Aż pewnego dnia, kiedy próbowała porozmawiać z dziećmi, one zaskoczyły ją swoimi słowami. Wieczór przy stole, rodzina je kolację, a Michał z Marią, nie patrząc na siebie, cicho zaczęli mówić:
– Mamo, a dlaczego nie chcesz znowu pojechać do Wielkiej Brytanii na zarobek?
Irena poczuła, jak jej dusza ściska się na te słowa. Patrzyła na dzieci siedzące przed nią i rozumiała, iż nie chodzi tylko o pieniądze. One już trudno wyobrażają sobie inny tryb życia.
Przyzwyczaiły się, iż mama wyjeżdża, iż to jedyny sposób, by mieć to, czego im potrzeba: dobrą edukację, nowe ubrania, możliwość podróżowania, pewność co do swojej przyszłości.
Irena siedziała w milczeniu, ze spuszczoną głową. Nie mogła od razu odpowiedzieć. Jej serce było przepełnione emocjami, których nie umiała ubrać w słowa.
Tęskniła za dziećmi, ale zarazem rozumiała, iż jeżeli zostanie w domu, to nie rozwiąże ich problemów. Pieniądze, które zarobiła, były ważne, ale nie dawały jej wewnętrznego spokoju.
– Mamo, my chcemy, żebyś pojechała – odezwała się Maria, trochę nieśmiało, ale szczerze. – Przecież zawsze mówiłaś, iż wszystko robisz dla nas, a my chcemy, żebyś nam pomogła, póki możesz.
Michał jej przytaknął:
– Nie chcemy, żebyś była smutna, ale teraz będzie nam łatwiej, jeżeli wyjedziesz znowu. Wiesz, iż tam zarabiasz więcej. Nam będzie lżej, gdy wrócisz do pracy, a nie będziesz siedzieć w domu, i jeszcze sobie na starość coś odłożysz.
Irenie było smutno, ale zrozumiała, iż dzieci dorosły i myślą jak dorośli. Same rozumieją, iż życie na wsi nie zapewni im tego, czego potrzebują do rozwoju i przyszłości.
Widziały, jak trudno jej był ten wypoczynek, i rozumiały, iż choćby po powrocie do domu pozostała myślami w tamtym wielkim świecie, który pomagał im żyć lepiej.
Irena spojrzała w ich oczy i zobaczyła nie tylko dążenie do lepszego życia, ale i głębokie zrozumienie. Uświadomiła sobie, iż dzieci mówią prawdę, choćby jeżeli jest niewygodna.
– Rozumiem was – odpowiedziała, starając się powstrzymać łzy. – Może rzeczywiście powinnam pojechać jeszcze raz. Ale obiecajcie mi, iż będziecie o mnie dbać na starość tak, jak ja teraz dbam o was. Pamiętajcie, iż najważniejsza jest miłość i wzajemne wsparcie.
Michał i Maria z uśmiechem ją objęli.
— Mamo, kochamy cię i wszystko będzie dobrze. Nie chcemy, żebyś wyjeżdżała na długo, może na rok–dwa, a potem zrobimy wszystko, żebyś mogła odpocząć.
I tak Irena podjęła decyzję. Wiedziała, iż to trudny krok, ale też rozumiała, iż dzieci tego potrzebują i ona musi im pomóc, póki jeszcze może to zrobić.
Dzieci ją wspierały, a to dodawało jej sił iść naprzód. Nie mogła zostawić swoich dzieci bez wsparcia, i chociaż jej serce nie chciało znów wyjeżdżać, wiedziała, iż to adekwatna decyzja.
I choć jej dusza pragnęła spokoju w domu, Irena rozumiała, iż jej miłość i chęć zapewnienia dzieciom lepszych możliwości będą bodźcem do dalszej, trudnej pracy.
Wszyscy bliscy nie rozumieli jej decyzji, przecież przyjechała z zamiarem, by zostać w domu na zawsze, bo przez cały ten czas skarżyła się rodzinie, jak ciężko jej przychodzą te wyjazdy zarobkowe. A tu – znów wyjeżdża. Wszyscy bliscy ją odradzali, prosili, żeby została w domu.
Ale Irena zdecydowała, iż jednak wyjedzie, tylko najpierw obchodzą wspólnie Boże Narodzenie.
Czy to na pewno adekwatna decyzja? Czy matka naprawdę musi tak ciężko pracować za granicą, jeżeli w głębi duszy chce być w domu – wszystko dla lepszej przyszłości dzieci?