Z Somalii przez Polskę aż do Niemiec. „Lot na Białoruś można zarezerwować w dowolnym biurze podróży”. Gorzka prawda o migracji

news.5v.pl 6 godzin temu

Mieszkam w Somalii od ponad 10 lat. Początkowo pracowałem dla organizacji międzynarodowych. Dziś pracuję niezależnie w dziedzinie ochrony środowiska. Moja praca prowadzi mnie do bliskiego kontaktu z miejscową ludnością, na obszarach wiejskich, w miastach, z przedsiębiorcami, rodzinami i młodymi ludźmi. Czasami wydaje mi się, iż widzę, co się zmienia: w umysłach ludzi, w ich rodzinach, w ich marzeniach. Jednym ze zjawisk, które przyspieszyło i zmieniło się w ostatnich latach, jest migracja. Mówiąc dokładniej: emigracja do Europy, a coraz częściej głównie do Niemiec.

W Niemczech o somalijskich uchodźcach mówi się często dopiero wtedy, gdy pojawiają się na granicy z Polską. Ale problem nie zaczyna się tam. Zaczyna się znacznie wcześniej, w wyobraźni tutejszych ludzi. Migracja od dawna ma wartość kulturową. Jest postrzegana jako sprytna, odważna i obiecująca. Ci, którzy zostają, mogą wydawać się bierni. Ci, którzy wyjeżdżają, są podziwiani. Ci, którym się udaje, zostają bohaterami.

Dynamika ta jest napędzana przez kilka źródeł. Sytuacja ekonomiczna w Somalii nie jest szczególnie dynamiczna, zwłaszcza dla młodych ludzi. Ci, którzy wykonują lub muszą wykonywać ciężką pracę fizyczną, są często postrzegani przez społeczeństwo jako przegrani. Brakuje regularnie płatnych miejsc pracy, perspektyw i społecznego uznania dla codziennej pracy. Jednocześnie pojawiają się struktury, które aktywnie zachęcają do emigracji, szczególnie w miastach i w mediach cyfrowych. Często to znajomi lub krewni informują o swoich sukcesach lub przynajmniej malują taki obraz.

Historie sukcesu mają swoją moc

W społeczeństwie somalijskim, i nie tylko tam, głęboko zakorzenione jest przekonanie, iż liczy się tylko sukces. Porażka jest zatajana, ukrywana lub przemianowywana. Ci, którzy wracają do Somalii, ale nie dotarli do Europy, nie mówią o tym. Ci, którzy jeszcze nie wyjechali, są pod presją, by przynajmniej spróbować.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Siostra mojego znajomego wiele lat temu wyemigrowała do Niemiec. Podróżowała przez Etiopię, Egipt i Morze Śródziemne. Teraz mieszka w Monachium. Czasami przewożę dla niej paczki z Somalii do Niemiec. Adres, na który wysyłam paczkę w Niemczech, to adres schroniska dla bezdomnych. Nie wiem, czy naprawdę tam mieszka, czy po prostu potrzebuje oficjalnego punktu kontaktowego. Teraz próbuje sprowadzić tam swoją córkę, dziewczynkę, którą przez wiele lat trzymała w Kenii. Czasami zastanawiam się, co to dziecko, które praktycznie zna swoją matkę tylko z rozmów wideo, tak naprawdę wie o Niemczech, poza tym, iż wszystko ma być tam lepsze i iż „mama” tam mieszka.

Nie jest przesadą stwierdzenie, iż legalny wjazd do Niemiec jest dla Somalijczyków praktycznie niemożliwy. Teoretycznie można ubiegać się o wizę. W rzeczywistości procedura jest najeżona przeszkodami, które są adekwatnie nie do pokonania. Po pierwsze, potrzebne jest zaproszenie z Niemiec, w tym liczne dokumenty. Następnie trzeba umówić się na spotkanie w niemieckiej ambasadzie, która nie znajduje się w samej Somalii, ale w Nairobi, stolicy sąsiedniej Kenii.

Oznacza to, iż najpierw należy ubiegać się o wizę do Kenii. Można ją uzyskać głównie za pośrednictwem pośredników, którzy z kolei umożliwiają dokonywanie płatności na rzecz urzędników. Nawet wtedy wiza jest często wydawana dopiero na kilka godzin przed wylotem lub wcale. Po przybyciu do Nairobi znów potrzebne są pieniądze: na rozmowę kwalifikacyjną w ambasadzie, na tłumacza, aby upewnić się, iż przetłumaczono adekwatne rzeczy.

Procedura przypomina bardziej sprawę sądową. A choćby jeżeli wszystko pójdzie dobrze, czas oczekiwania jest szczególnie długi, ponieważ Somalia jest klasyfikowana jako kraj wysokiego ryzyka. Wizy często nie są przyznawane. Prowadzi to do absurdu: każdy, kto uczciwie próbuje legalnie wjechać do kraju, jest blokowany. Z drugiej strony ci, którzy korzystają z nieoficjalnych kanałów, mają realne szanse.

Szara strefa migracji

Wielu Somalijczyków ucieka się więc do alternatywnych rozwiązań. Jedną z popularnych tras prowadzi przez Białoruś. Mińsk wydaje wizy bez żadnych przeszkód, a lot z Somalii na Białoruś nie jest już problemem i można go zarezerwować w dowolnym biurze podróży. Dalsza podróż do Polski i Niemiec wydaje się możliwa, a pomoc jest dostępna. To nie jest żadna tajemnica. To powszechna praktyka.

Po przyjeździe jedyną opcją jest złożenie wniosku o azyl. Ok. 60 proc. wniosków składanych przez obywateli Somalii jest uznawanych. Pozostali otrzymują prawo pobytu, ponieważ Somalia jest oficjalnie uznawana za kraj niebezpieczny. Kategoryzacja ta jest jednak przestarzała. Somalia jest stabilna w innych obszarach. Pod względem bezpieczeństwa choćby Mogadiszu nie jest już chaosem, jakim było wiele lat temu. Owszem, istnieją niestabilne regiony na południu i wzdłuż granicy między Puntlandem a Somalilandem, ale nie ma ogólnego stanu wojny.

Ali Ebubekir Tokcan / Anadolu/ABACAPRESS.COM / PAP

Obóz namiotowy, w którym Somalijczycy walczą o przetrwanie. Mogadiszu, 3 czerwca 2025 r.

Mimo to niemieckie władze przez cały czas uznają Somalię za kraj niebezpieczny. To część szerszego systemu. Raporty bezpieczeństwa dokumentują każdy incydent, nieważne jak mały. Organizacje międzynarodowe, organizacje pomocy doraźnej i firmy ochroniarskie czerpią zyski z tej narracji. Od tego zależą milionowe budżety. Nikt nie jest zainteresowany uznaniem Somalii za stabilną. choćby niemiecka ambasada w Nairobi — ponieważ wtedy mogłaby być zmuszona do obecności w Mogadiszu i przeniesienia części placówki.

Fakt, iż sam somalijski rząd oficjalnie ogłosił rok temu, iż emigranci mogą wrócić w dowolnym momencie, nie został w jakiś sposób odpowiednio uznany przez stronę niemiecką. Nie pasuje to do narracji i zagraża strukturom, w których europejscy aktorzy już dawno znaleźli swoje role i wygodne życie.

Nieformalne mechanizmy funkcjonują również w ramach niemieckiej procedury azylowej. Liczba wykwalifikowanych tłumaczy języka somalijskiego jest ograniczona. Ci, którzy mają dostęp do życzliwego tłumacza, zwiększają swoje szanse. Tłumacze i prawnicy wiedzą, które sformułowania działają. Są częścią systemu, który sam się reguluje i opracował własne zasady. Oficjalnie wszystko jest poprawne. Ale w praktyce często liczy się nie tylko to, co zostało powiedziane, ale także to, kto to przetłumaczył i odpowiednio zapłacił.

Nowe trasy, wskazówki i kontakty krążą codziennie za pośrednictwem mediów społecznościowych. TikTok, Telegram, Facebook — infrastruktura cyfrowej migracji działa lepiej niż niejeden oficjalny serwis informacyjny. Jest szybka, skuteczna i głęboko zakorzeniona w codziennym życiu tutejszych ludzi.

To nie zarzut, to tylko obserwacja

Nie winię ludzi. Ci, którzy tu mieszkają, nie widzą żadnej alternatywy. Nie ma legalnej drogi. Ci, którzy próbują, są niszczeni. Ci, którzy kłamią, są nagradzani. Sam system sprzyja łamaniu prawa. A ci, którym udaje się dotrzeć do Niemiec, nie zawsze mają łatwo. Wielu nie udaje się zintegrować: z powodu języka, rynku pracy, władz, oczekiwań. Wizerunek imigranta, który odniósł sukces, wciąż jednak istnieje.

To, co dzieje się na granicy polsko-niemieckiej, nie jest wyjątkiem. Jest to logiczna konsekwencja globalnego systemu, który zapobiega legalnej migracji, toleruje nieformalne szlaki, a jednocześnie zmienia wszystkich zaangażowanych — od somalijskich rodzin po biura podróży i władze europejskie — w graczy.

EPA/HANNIBAL HANSCHKE / PAP

Kontenery służące jako schronienie dla uchodźców na terenie dawnego lotniska Berlin-Tempelhof w Berlinie, 1 kwietnia 2025 r.

Być może powinniśmy spróbować przyjąć bardziej zrelaksowane podejście do całej sprawy. Czy to naprawdę tylko źle, jeżeli Niemcy/Europa są postrzegane jako wartościowy cel emigracji? Oznacza to również, iż życie w Europie jest naprawdę dobre. A cała sprawa nie jest tak naprawdę nowa. Ok. 150 lat temu miliony Europejczyków wyemigrowały do Ameryki z marzeniami o lepszym życiu. Wielu się udało, a wielu nie. choćby dziś emigranci z tamtych lat bywają bohaterami filmów.

Czasami zastanawiam się, czy Europa naprawdę rozumie siłę swoich obietnic. Oraz to, kto płaci za nie jaką cenę.

Idź do oryginalnego materiału