Z ciężkim sercem wyruszam z synem, by odwiedzić moją matkę. Serce ściska mi się na samą myśl o wyjeździe, a jednak pakuję nasze rzeczy i jadę z moim synem, Tymkiem, do mojej matki, Elżbiety Kowalskiej. Wszystko przez to, iż wczoraj, gdy spacerowałam z Tymkiem, mój mąż, Marek, postanowił być gościnny i bez pytania przygarnął swoją kuzynkę Kasię, jej męża Jacka i ich dwójkę dzieci, Zosię i Krzysia, do naszej sypialni. Po prostu oznajmił: Ty i Tymek możecie zostać u twojej matki, tam jest miejsce. Wciąż jestem w szoku po takiej bezczelności. To nasz dom, nasza sypialnia, a ja mam się pakować, żeby ustąpić miejsca obcym? Nie, to już przesada.
Wszystko zaczęło się, gdy wróciłam ze spaceru z Tymkiem. Zmęczony marudził, a ja marzyłam tylko o tym, żeby go położyć i napić się herbaty w ciszy. Ale gdy weszłam do mieszkania, zapanował chaos. Kasia i Jacek już urządzili się w naszej sypialni. Ich dzieci biegały wszędzie, rozrzucając zabawki, a moje rzeczy książki, kosmetyki, choćby laptop były rzucone w kąt, jakbym przestała istnieć. Zamarłam, oszołomiona: Co to ma być? Marek, niewzruszony, odparł: Kasia i jej rodzina potrzebowali miejsca. Pomyślałem, iż możecie pojechać do twojej matki. Tam będzie wam wygodnie.
O mało nie udusiłam się ze złości. Po pierwsze, to nasz dom! Kupiliśmy go razem, wybierając każdy mebel z namysłem. A teraz mam się usuwać, bo jego rodzina chce zwiedzać Warszawę? Po drugie, dlaczego mnie nie zapytał? Może bym się zgodziła, gdybyśmy najpierw porozmawiali. Ale on po prostu wydał rozkaz. Kasia choćby nie przeprosiła. Tylko się uśmiechnęła: No co, Aniu, nie dramatyzuj, zostaniemy tylko dwa tygodnie! Dwa tygodnie? Nie chcę, żeby dotykali moich rzeczy choćby jednego dnia!
Jacek milczy jak zaklęty. Rozwalony na naszej kanapie, sączy kawę z mojej ulubionej filiżanki, tylko kiwa głową na słowa Kasi. A ich dzieci? Katastrofa. Zosia, sześciolatka, wylała sok na nasz dywan, a Krzyś, czterolatek, zamienił moją szafę w kryjówkę. Próbowałam przypomnieć, iż to nie hotel, ale Kasia tylko wzruszyła ramionami: No co, dzieci są dziećmi, czego się spodziewasz? Oczywiście. A sprzątać mam ja.
Próbowałam porozmawiać z Markiem sam na sam. Powiedziałam mu, jak bardzo mnie zranił, iż Tymek potrzebuje stabilności. Ciągnięcie go do mojej matki, gdzie będzie spał na rozkładanym łóżku, to nie rozwiązanie. Marek westchnął: Aniu, nie przesadzaj. To rodzina, trzeba im pomóc. Rodzina? A my? O mało nie rozpłakałam się. Ale zacisnęłam zęby i spakowałam walizki. jeżeli myśli, iż się podporządkuję, to się myli.
Moja matka, Elżbieta, wpadła w furię, gdy usłyszała, co się stało: Marek uważa się za króla tego domu? Przyjeżdżajcie, kochanie, u mnie jest miejsce dla was i Tymka. A twój mąż będzie miał przede mną tłumaczenie! Gotowa była przyjechać i wyrzucić tych intruzów. Ale nie chcę skandalu. Pragnę tylko spokoju, żeby wszystko przemyśleć.
Gdy pakowałam zabawki Tymka, spojrzał na mnie swoimi wielkimi oczami: Mamo, długo zostaniemy u babci? Przytuliłam go mocno: Nie długo, skarbie. Tylko do czasu, aż tata zrozumie. Ale w głębi serca wiem: wrócę dopiero, gdy nasz dom znów będzie nasz. A Marek będzie musiał wybrać: swoją gościnność albo rodzinę.