Ponad trzydziestu śmiałków zmierzyło się z zawiłościami polskiej ortografii oraz interpunkcji podczas kolejnej edycji Dyktanda Świdnickiego. Jakie pułapki czekały na nich tym razem? Zobacz tekst dyktanda przygotowanego przez Mariolę Mackiewicz, polonistkę z II Liceum Ogólnokształcącego w Świdnicy.
Liga Kobiet Polskich już po raz siedemnasty zaprosiła do rywalizacji w Dyktandzie Świdnickim. Konkurs zachęca do pracy nad doskonaleniem poprawności ortograficznej, a dodatkową motywacją są cenne nagrody. W wydarzeniu mogły uczestniczyć osoby w każdym wieku, będące mieszkańcami miasta Świdnicy, gminy i powiatu świdnickiego, za wyjątkiem absolwentów filologii polskiej z tytułem magistra bądź licencjata oraz pracowników naukowych z tej dziedziny.
Dyktando zorganizowano w sobotę w Miejskiej Bibliotece Publicznej im. Cypriana Kamila Norwida w Świdnicy. W kategorii pełnoletnich mieszkańców powiatu najlepiej wypadł Tomasz Lewicki, drugie miejsce zajęła Patrycja Wiśniewska, natomiast na trzecim miejscu uplasowała się Wanda Śliwowska. Z kolei w gronie dzieci i młodzieży do 18. roku życia podium wyglądało następująco: I miejsce – Maksymilian Jezierski, II miejsce – Marek Angierman.
– Kiedy zakończyliśmy pisanie dyktanda – dosyć długiego, zabrało nam to sporo czasu i sporo miejsca na kartkach uczestników – pytałam o wrażenia. Padały różne komentarze: iż trochę trudne, iż bardzo trudne. Okazuje się jednak, iż są osoby, które błędów ortograficznych, tudzież interpunkcyjnych, popełniły niewiele. Różne pułapki, które się pojawiły, nie były przeszkodą nie do przeskoczenia. Trzeba stawiać tę poprzeczkę jeszcze wyżej, dlatego iż uczestnicy świetnie znajdują się w tych wszystkich propozycjach, które pojawiają się w dyktandzie. Największe problemy sprawia interpunkcja. Przy sprawdzaniu prac podziwialiśmy też piękny charakter pisma. Tym razem nikogo nie zdyskwalifikowaliśmy za nieczytelny charakter pisma bądź nieprzestrzeganie zasad – komentuje Mariola Mackiewicz, autorka tegorocznego tekstu.
Tekst XVII Dyktanda Świdnickiego zamieszczamy poniżej.
XVII DYKTANDO ŚWIDNICKIE 2024
„Pokaż mi swój język, a powiem ci, kim jesteś!” – głosi przytaczane po wielokroć, czasem znienacka lub ni stąd, ni zowąd, porzekadło. Język, ten w przenośni i rozumiany dosłownie, zawsze coś arcyważnego mówi o nas.
Współcześnie doliczono się prawie siedmiu (7) tysięcy kodów językowych, a spośród nich nieomalże dwu (2) tysiącom zagraża anihilacja. Około miliarda ludzi włada chińskim, zaś hindi mówi niecałe czterysta (400) milionów. Trochę poniżej w rankingu uplasowały się: hiszpański oraz język dawnego Albionu, który zangliczył („zangliczył”) w XX wieku naszą mowę. W Papui-Nowej Gwinei zarejestrowano aż 750 dialektów, zaś w RPA mamy do wyboru 11 urzędowych języków, w tym(:) zulu czy afrikaans. Uwagę lingwistów przykuwa slang z rodziny bantu, zwany suahili (swahili), używany niechybnie w Tanzanii i Kenii. Nie od rzeczy jest nierozstrzygnięta kwestia, czy można go nazywać narzeczem.
Korzenie polszczyzny sięgają języka prasłowiańskiego, który wywodzi się ze wspólnoty indoeuropejskiej. Ponadto uznaje się go za hipotetyczny, zrekonstruowany na podstawie procesów historycznych (,) język Słowian. W naszym, jakże różnorodnym, alfabecie występują charakterystyczne dwuznaki, głoski zmiękczone oraz nosówki. To wyróżnia polski inwentarz fonetyczny, a cudzoziemcom przysparza kłopotów artykulacyjnych. Miażdży ich między innymi takie oto(,) naszpikowane spółgłoskami(,) zapytanie: „Cóż potrzeba przygwożdżonemu w leśniczówce, rozhisteryzowanemu z nagła strzelcowi do namierzenia drzemiącego w dżdżysty dzień na chwiejącym się drzewie rozchybotanego cietrzewia?”
Z kolei mnogość samogłosek przypisywana jest choćby francuszczyźnie znanej na 5 kontynentach. Używa się jej we Francji czy Belgii, ale i w niektórych kantonach Szwajcarii, Kamerunie i na Wybrzeżu Kości Słoniowej. Powszechnie twierdzi się, iż jest to, ani chybił, język salonów, artystów i inteligencji, dlatego też jest jednym z oficjalnych języków Unii Europejskiej, a także roboczym kodem w NATO i na forum ONZ. Influencja języka komediopisarza Moliera widoczna jest w zapożyczeniach modowych takich jak: balejaż, makijaż, żorżeta, żabot, bagaż, róż czy negliż, jednak nierzadko, bez żenady, na nie narzekamy, bo można by znaleźć dla nich rodzime synonimy.
Język definiuje nie tylko naszą przynależność narodową, ale również wskazuje na grupę wiekową czy środowisko, z którym się identyfikujemy. W żargonie uczniowskim „zajarzyć” to skojarzyć, zaś „zrzynanie” oznacza ściąganie. Gwara teatralna szokuje nas „graniem ogonów i halabardników”, którym podpowiada „szeptucha”, czyli suflerka. Najwyższa galeria w teatrze to „jaskółka”, a „fuksówka” bywa czasem heroicznego terminowania studentów. W medycznym slangu „sortownią” nazywany jest SOR, natomiast „pigularz” określa lekarza pogotowia. Więźniowie poskarżą się, iż „kat rozdaje z brewiarza”, zatem sędzia orzeka według kodeksu. Jako „bałamut” funkcjonuje psychiatra, a strażnik dekoruje skazańców bynajmniej niebiżuteryjnymi „bransoletkami”. Owe socjolekty, nazywane też profesjolektami, nie tylko utajniają przekaz, ale też powiązane są ściśle z subkulturami.
Pamiętajmy, iż poprzez język dokonuje się nasza autoprezentacja, gdyż jest to nie tylko lingwistyczna wizytówka mówiącego, ale nade wszystko wskazówka odnośnie naszego wykształcenia, pochodzenia, kultury i upodobań.
W nawiasach podano fakultatywne warianty zapisu tekstu.
/mn/
fot. Dariusz Nowaczyński, mn