Wyszłam za mąż i zaczęłam pracować, kiedy nagle przyszła wiadomość, iż babci już nie ma. Cały spadek przepisała na mamę. A mama postanowiła rozporządzić mieszkaniem po swojemu – oddała je mojej młodszej siostrze. Mnie nie przypadło nic

przytulnosc.pl 3 tygodni temu

Moja siostra była młodsza ode mnie o pięć lat. Mama miała nas z różnymi mężczyznami, dlatego i traktowała nas inaczej. Mojego ojca porzuciła jeszcze zanim się urodziłam, więc do mnie i do niego nie miała nigdy ciepłych uczuć.

Siostrę natomiast urodziła z wielkiej miłości do żonatego mężczyzny. I choć on nigdy nie odszedł od swojej rodziny, to w oczach mamy był „ten jedyny”. Może dlatego moja siostra zawsze była dla niej jak księżniczka, a ja – jak Kopciuszek.

Babcia mieszkała osobno – w pięknym, przestronnym mieszkaniu w centrum miasta, jeszcze z czasów PRL-u, kiedy dziadek i babcia zajmowali wysokie stanowiska.

Na początku lat 90. wyszłam za mąż za oficera i wyjechałam z nim do dalekiego garnizonu. Siostra ogromnie mi zazdrościła – „oficerowa”! Tam od razu dostaliśmy mieszkanie służbowe, kawalerkę, a w przyszłości obiecywano nam większe.

Ledwie zaczęliśmy się urządzać, przyszła wiadomość o śmierci babci. Pojechałam na pogrzeb. Po uroczystości mama powiedziała:
– Ty masz szczęście, córko. Masz męża – przystojnego oficera, własne mieszkanie. A twoja siostra dopiero zaczyna życie. Niech to mieszkanie po babci zostanie dla niej. Nie obrażaj się.

Obiecała, iż kiedyś przepisze mi swoje mieszkanie. Ale wiadomo – to zupełnie co innego. Ona mieszkała na obrzeżach, a mieszkanie po babci było w samym centrum. I mama była jeszcze młoda, choćby pięćdziesiątki nie miała.

Jak się później okazało – miałam rację. Po latach mama wyszła za niezbyt uczciwego mężczyznę, a po jej śmierci to on odziedziczył mieszkanie. Nam z siostrą nic nie przypadło.

Ale wtedy najbardziej bolało mnie mieszkanie po babci. Wiedziałam, iż różnie bywa – mogę zostać sama z dzieckiem, a mieszkanie wojskowe to przecież służbowe.

Chciałam przemówić siostrze do rozsądku, ale ona tylko szydziła i powtarzała, iż nie każdemu trafia się taki los – być żoną oficera.

Po powrocie do garnizonu dowiedziałam się, iż spodziewam się dziecka. Tymczasem siostra już była pełnoprawną właścicielką mieszkania i choćby nie myślała się dzielić.

Mama pisała do mnie listy, jakby nic się nie stało. Ja jej nie odpisywałam. Dzwoniła na telefon stacjonarny, odpowiadał mąż. Raz tylko powiedziałam jej krótkie „Gratulacje!”, kiedy wyszła za mąż.

Pod koniec lat 90. mamy zabrakło. Prawdę mówiąc, nie czułam nic – ani żalu, ani ulgi. choćby nie pojechałam na pogrzeb. Byłam tuż przed porodem drugiego dziecka i nie chciałam widzieć siostry. O wszystkim dowiedziałam się od sąsiadki.

Z tą sąsiadką utrzymywałam kontakt jeszcze kilka lat. Opowiadała mi, iż siostra prowadzi hulaszcze życie, ciągle zmienia partnerów, ślubu nigdy nie miała, ale urodziła córkę – też z żonatym mężczyzną. Potem kontakt się urwał, nastała era internetu, a tam już wszystko było widać jak na dłoni.

Siostra próbowała wysyłać mi zaproszenia do znajomych w różnych portalach społecznościowych. Nigdy nie przyjęłam. Wrzuciłam ją na czarną listę. Od wspólnych znajomych dowiedziałam się, iż sprzedała mieszkanie po babci i kupiła skromniejsze na obrzeżach. Pieniędzy najwyraźniej jej brakowało.

A ja… przez cały czas jestem z moim mężem. Dzieci dorosły. Czasem myślę, iż to los oddał jej sprawiedliwość – za chciwość i szyderstwa. Do dziś słyszę w uszach jej kpiący śmiech, kiedy dowiedziała się, iż to ona zostanie spadkobierczynią.

Niby rozumiem, iż powinnam już to puścić i wybaczyć, ale nie potrafię. Nie chcę, by ta kobieta znów pojawiła się w moim życiu.

Idź do oryginalnego materiału