Wyszłam za mąż drugi raz osiem lat temu. Z pierwszym mężem czułam się bezpieczna jak za murami twierdzy – dobrze zarabiał, zapewniał nam wszystko, co potrzebne. Aż pewnego dnia zupełnie niespodziewanie powiedział, iż nie chce żyć z kimś takim jak ja. Zostałyśmy z córką bez dachu nad głową i przeprowadziłyśmy się do mojej ciotki. Wtedy też poznałam mojego obecnego męża, z którym mam drugą córeczkę.

przytulnosc.pl 4 dni temu

Teściowa bardzo nas wspiera – przynosi jedzenie, słodycze dla dzieci, czasem dorzuci pieniądze. Ale mimo wszystko nie jestem z niej zadowolona. To przez nią jej syn nigdy nie nauczył się zarabiać na życie.

Z obecnym mężem jesteśmy razem od ośmiu lat. Mam córkę z pierwszego małżeństwa i wspólne dziecko z obecnym partnerem – też dziewczynkę. Moi dwaj mężowie to zupełne przeciwieństwa. Ten pierwszy był pewny siebie, decyzyjny, odpowiedzialny. Sam podejmował trudne decyzje, dbał o mnie i o naszą córkę. Niestety, pewnego dnia powiedział, iż już nie chce być ze mną, iż potrzebuje czasu w przemyślenie wszystkiego. Wprowadziłyśmy się wtedy do mojej cioci, a ja byłam przekonana, iż to tylko chwilowe, iż to przejściowy kryzys. Niestety, okazało się, iż mąż złożył pozew o rozwód.

Co najgorsze – całkowicie odciął się od córki. Nie tylko nie pomaga finansowo, mimo iż stać go, ale też w ogóle nie utrzymuje z nią kontaktu. Jakby nie istniała. A przecież to jego dziecko…

Mojego obecnego męża poznałam w pracy – przyszedł na rozmowę kwalifikacyjną. Spotkałam go później przy wejściu i tak zaczęliśmy się spotykać. Po czterech miesiącach zaproponował, żebym się do niego wprowadziła. Nie pamiętam już nawet, co wtedy czułam. Bardziej niż zakochana – byłam zmęczona. Chciałam mieć dom, spokój, nie czuć się ciężarem dla cioci, która nieustannie przypominała, iż mieszkamy u niej. Byłam już po trzydziestce, z dzieckiem na rękach – bałam się, iż zostanę sama. Zgodziłam się.

Mój obecny mąż okazał się dobrym człowiekiem. Znalazłam w nim towarzysza życia. Ale… nie potrafi albo nie chce zarabiać pieniędzy. Teraz jestem na urlopie macierzyńskim, urodziła się nam druga córeczka. I naprawdę jestem wdzięczna teściowej za pomoc – bez niej byłoby bardzo ciężko. Ale z drugiej strony… to właśnie ona wychowała go tak, iż sam niczego nie potrafi. Wszystko, co mamy, to zasługa jego mamy. Ona kupuje jedzenie, daje dzieciom prezenty, dorzuca pieniądze. Ale co będzie później? Gdy przejdzie na emeryturę? Będziemy głodować?

Mąż przyzwyczajony, iż mama zawsze coś załatwi, iż zrobi wszystko za niego. Jemu to wygodne. A ma już prawie 36 lat! Nie umie sam utrzymać rodziny. A dzieci rosną – trzeba im kupować ubrania, jedzenie. Mamy ich dwoje, więc wydatki są spore. Poza tym wszystkim mąż jest w porządku. Ale bez pieniędzy nie da się żyć. Mój pierwszy mąż nie miał takich problemów – mogłam pozwolić sobie na wszystko, nie musiałam liczyć każdego grosza. A teraz boję się wydać choćby złotówkę nieplanowaną. Jego pensja jest tak niska, iż musimy oszczędzać na wszystkim – choćby na podstawowych rzeczach. A ja tak nie umiem żyć.

Rozmawiałam z nim już kilka razy. Ale on trzyma się swojej marnej pracy i nie zamierza nic zmieniać – mówi, iż mu wygodnie. W pracy go cenią – za spokój, za uczciwość. Ale co mi po tym? Nasi znajomi żyją lepiej – ich mężowie zajmują kierownicze stanowiska. A mój? Nie jest od nich gorszy, ale nic nie robi, żeby coś zmienić. Czeka, aż mama znowu da mu parę złotych na koniec miesiąca. Ale przecież tak nie można żyć! Po co taki związek, w którym nie mam pewności ani jutra, ani męża? Teściowa kiedyś przestanie nas wspierać – ma prawo mieć dość. I szczerze mówiąc – doskonale ją rozumiem.

Idź do oryginalnego materiału