Wyszłam z Michałem na rękach i stąpnęłam po mokrych schodach

polregion.pl 7 godzin temu

Wyszedłem z Michałem na rękach i postawiłem stopę na mokrych schodach. Krople deszczu wślizgiwały się przez uchylone drzwi bloku, mocząc moje włosy. Na zewnątrz ulice były puste. choćby psy nie ważyły się wychodzić w taką pogodę. Czułem, jak zimno przenika przez ubranie, ale nie miałem dokąd iść.

Błądziłem po mieście kilka godzin, z dzieckiem przytulonym do siebie. W końcu starsza sąsiadka, pani Irena, zobaczyła mnie przemokniętego i drżącego, i zaprosiła do swojego małego, ale ciepłego mieszkania. Dała mi ręcznik, kubek herbaty i prowizoryczne łóżko dla Michała. Tej nocy płakałem w ciszy, wpatrując się w sufit. Wiedziałem, iż coś musi się zmienić.

Następne dni były ciężkie. Próbowałem znaleźć pracę, ale nikt nie chciał zatrudnić samotnego ojca z małym dzieckiem. Pieniędzy na jedzenie ubywało, a upokorzenie w oczach znajomych bolało bardziej niż głód. Robert i Elżbieta zachowywali się, jakbym nie istniał. A ja czułem, iż zniknąłem z ich życia jak plama starta gąbką.

Po tygodniu dostałem oficjalny list. Na początku myślałem, iż to wezwanie od władz, może jakiś dług, o którym nie wiedziałem. Otworzyłem kopertę drżącymi rękami. Ale wydrukowane słowa zmieniły moje życie: *Szanowny Panie Kacprze Kowalski, zawiadamiamy, iż jest Pan jedynym spadkobiercą majątku śp. pani Aurelii Nowak, Pani dalekiej ciotki*

Przeczytałem list trzy razy. Nie mogłem uwierzyć. Aurelia, którą widziałem raz w dzieciństwie, zostawiła wszystko na moje nazwisko. Okazały dom na obrzeżach miasta, pokaźne konta i, co najważniejsze, udziały w szanowanej firmie handlowej.

Natychmiast poszedłem do notariusza i krok po kroku wszedłem w posiadanie spadku. Po raz pierwszy od dawna poczułem, iż i dla mnie wschodzi słońce. Kupiłem nowe ubrania, dałem Michałowi wszystko, czego nigdy nie miał: zabawki, ciepłe ubrania, dobre jedzenie. Ale przede wszystkim dałem mu bezpieczeństwo.

Lata mijały. Nauczyłem się zarządzać interesami ciotki i ku zaskoczeniu wszystkich radziłem sobie świetnie. Zacząłem mądrze inwestować, gromadząc wokół siebie ludzi godnych zaufania. Powoli moje nazwisko stało się znane w świecie biznesu. Silny, elegancki, tajemniczy mężczyzna. Nikt już nie wspominał dni, gdy zostałem wyrzucony na deszcz.

Tymczasem Robert i Elżbieta nie byli już na fali sukcesu. Ich firma chwiała się w posadach. Błędy w zarządzaniu, pochopne decyzje, stracone kontrakty wszystko to rosło jak śnieżna kula. Próbowali znaleźć inwestorów, ale drzwi zamykały się przed nimi.

Pewnego ranka zadzwonił mój prawnik:
Panie Kacprze, firma rodziny Nowickich jest wystawiona na sprzedaż. Mają ogromne długi. jeżeli Pan zechce, może wziąć udział w przetargu.

Serce mi zabiło szybciej. To była ta chwila. Los podsuwał mi szansę, o której marzyłem tamtej deszczowej n

Idź do oryginalnego materiału