Istnieją takie nostalgiczne chwile w życiu człowieka do których zawsze wraca. Wystarczy zapytać naszych mam i babek jak kiedyś wyglądał ślub i wesele. Wiele rzeczy zaciera się w pamięci, jednak to wydarzenie pozostaje wiecznie żywe, pomimo iż fotografie ślubne już pożółkły a sukienka panny młodej leży gdzieś na dnie szafy, o ile w ogóle jeszcze istnieje. W ostatni weekend wybrałam się do Muzeum Pana Tadeusza we Wrocławiu na finisaż wystawy “Wspomnienie miłosnego święta”, który był połączony z wieczorem czytania wierszy Miłosza. Wystawa to zbiór starych fotografii ślubnych z okresu PRL-u oraz niesamowita kolekcja sukien ślubnych. W niewielkiej sali czas stanął w miejscu, słuchając muzyki z adaptera “Bambino” można było poczuć magię tamtych lat.
Jak zatrzymać chwile kiedy on i ona przyrzekali sobie miłość, wierność i uczciwość dopóki ich śmierć nie rozłączy. Fotografia ślubna a także monidło ( obraz pary ślubnej spotykany w tym okresie) zatrzymują w czasie i przestrzeni chwile piękne i ulotne. Niesamowicie spodobał mi się cytat z publikacji opisującej wystawę “Śmierć kochanków jest zawsze eleganckim rozwiązaniem fabularnym. Julia się nie roztyje, Romeo nie wyłysieje. Nie przygarbią się, nie zgrzybieją, ząb czasu oszczędzi ich zęby”cyt.1,...na fotografiach będą bowiem zawsze młodzi i najpiękniejsi. Tego przecież wszyscy pragną.
Suknia ślubna to kostium, który przeistacza kobietę w księżniczkę dodaje jej czaru i powabu. W czasach tak trudnych jak okres powojenny i późniejszy okres PRL-u w Polsce to było nie łatwe. Brakowało odpowiednich materiałów oraz wysoko wyspecjalizowanych sklepów, które były niezbędne do uszycia takiej kreacji. Pierwsze sklepy tego typu pojawiły się dopiero w latach 60-tych podobnie jak i wypożyczalnie strojów ślubnych. Okres wcześniejszy to wyłącznie szczycie sukien na miarę u krawcowej lub wykonanie ich samemu. Trudny ekonomicznie czas powojenny, czyli lata 40 i 50 zmuszał przyszłe panny młode do heroicznych poszukiwań samego materiału z którego miała być uszyta suknia lub kostium (również popularny w tym okresie). Trudno było zdobyć cokolwiek, problem był także ze zdobyciem odpowiedniej bielizny oraz obuwia, więc całość stroju musiała być długo kompletowana często na bazarach nazywanych “ciuchami’”, gdzie handlowano ubraniami z paczek z zachodu. Gdzie można było zaczerpnąć inspirację co do formy i kroju wymarzonej sukni ślubnej? W latach 60 zaczęło ukazywać się pismo “Świat mody”, które było poświęcone strojom ślubnym. Ulubionym źródłem do podglądania zachodu i śledzenia najnowszych trendów modowych było jednak niemieckie pismo “Burda Modern”. Czasopismo uzyskało dlatego dość dużą popularność gdyż było uzupełnione o wykroje ubrań, które można było uszyć samemu. Mimo większej dostępności do wzorców przenikanie kulturowe nie następowało w skali 1:1, było to raczej adoptowanie pomysłów i wplatanie ich na nasz polski grunt. Stylizacje wielkich światowych dyktatorów choćby Yves’a Saint Laurent'a (bikini obszyte kwiatami) były zbyt odważne i prowokujące. Warto przyjrzeć się również na wystawie używanym materiałom. W latach 60-tych pojawiły się materiały syntetyczne (kremplina, bistor), które miały swoje zastosowanie w strojach ślubnych. W okresie PRL-u powstaje również “nowa świecka tradycja”, czyli śluby cywilne. Tu białe suknie ślubne nie miały raczej zastosowania. To w końcu ceremonia bardziej urzędowa i nie wypadało iść na nią np. w welonie. Strój dostosowany na taką okazje to dobrze skrojona garsonka lub sukienka w dowolnie wybranym kolorze, na wystawie również można zobaczyć kilka takich przykładów. Nareszcie w latach 90-tych pojawiła się popularna “beza”. Suknia z dużą ilością tiulu, opiętym stanikiem i bufiastymi rękawami. To jest właśnie typowy przykład przenikania wzorców, które stały się bardzo dostępne. Było to naśladownictwo tego, co można było obejrzeć w tamtym okresie w telewizji. I tu nastąpiła moja konsternacja dlaczego tak późno...czy to na pewno odwilż polityczna zmieniła gusta pań młodych. Kilka lat temu odwiedziłam parę salonów ślubnych razem z moją przyjaciółką i co się okazuje. Beza wciąż króluje, może trochę w uwspółcześnionej formie (bo jest to raczej połączenie obfitego tiulowego dołu z gorsetem o odkrytych ramionach) a mamy przecież rok 2016. Mało tego koleżanka chciała uszyć suknię według wzorca z angielskiego magazynu o tematyce ślubnej. Niestety w salonach na pokazany model tylko wzruszono ramionami. Odpowiedź była prosta. “Proszę Pani dziś się szyje to co się sprzeda”, a jak się okazuje polskim kobietom ciągle odpowiada ten sam styl od lat. Choć są nieliczne, które zaczerpnęły by wzorce z trochę innych źródeł. Jednak anegdota ta obrazuje, iż jest to zjawisko dość powszechne bardzo ostrożnego podchodzenia do tematu nowości mody ślubnej również w czasach obecnych. Wracając do tematu recenzowanej wystawy.
|
Jeden z przykładów opisów obrazujących w jaki sposób powstawały ślubne kreacje,są to historyjki z życia wzięte. |
Organizatorzy opatrzyli każdy z eksponatów w dość wyczerpujący opis w jakich okolicznościach powstały suknie prezentowane na wystawie. Opisy są czasem zabawne, czasem intrygujące z pewnością obrazują czasy w których powstały. Mnie urzekł jeden z opisów ślubu Pani Alicji Tybrowskiej i Adama Kłobuszewskiego. Data ślubu to 2 maja 1981 r., a odbył się w kościele Opieki Św. Józefa przy ulicy Ołbińskiej. Młoda para do ślubu przyjechała jakże modnym wtedy białym polonezem. Suknia ślubna uszyta była z bistoru, a wykrój zaczerpnięto z magazynu “Burda”. Krawcowymi była mama i ciocia panny młodej. Całość stylizacji uzupełniały białe buty ze skóry na wysokim obcasie, uszyte na miarę w państwowym zakładzie produkcji obuwia Spółdzielni im.Olgina, gdzie pracowali rodzice pana Adama. Najciekawsza jest w tej opowieści zabawa. Goście zaproszeni bawili się w ośrodku wypoczynkowym Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Turawie pod Opolem. Zabawa była oczywiście szalenie udana, a w roli kelnerów wystąpili i tu uwaga...więźniowie z pobliskiego zakładu karnego. Czy dziś coś takiego mogłoby się zdarzyć? Piękna historia z przed lat. Na końcu chciałam jeszcze zachęcić do obejrzenia tej wystawy osoby czytające moją recenzję. Pomimo, iż w zeszłą sobotę odbył się finisaż, została ona przedłużona o tydzień, wiec macie jeszcze okazje ją obejrzeć. Szczerze zachęcam to gratka nie tylko dla miłośników mody ale również dla osób interesujących się historią. W opracowaniu dzisiejszego posta była mi bardzo pomocna publikacja towarzysząca wystawie, która opisuje dość szczegółowo zarówno obrzędowość ślubną okresu PRL jak i przekrojowe ujęcie historii mody ślubnej. Zapraszam również na pokaz slajdów z wystawy.
cyt.1 artykuł z publikacji Wspomnienie miłosnego święta, Maria Marszałek
Przeczytaj również: Wystawa - "Modna i już! Moda w PRL"