11 stycznia br. był ważnym dniem w życiu 53-letniej łódzkiej księgowej Renaty Nowak – po blisko półrocznym oczekiwaniu jechała do szpitala na opłaconą przez NFZ rehabilitację. Wychodząc z domu, kobieta zobaczyła nadjeżdżający tramwaj linii 12. – Podbiegłam, bo jeżdżą nie najczęściej, a nie chciałam się spóźnić – opowiada. – Usiadłam z tyłu wagonu, zdjęłam rękawiczki, bo bez tego nic się nie zrobi w telefonie, i jak zawsze zaczęłam płacić za przejazd w internetowej aplikacji. Niedługo po tym, gdy skończyłam płacić i miałam już elektroniczny bilet, podszedł do mnie facet z zawieszoną na szyi legitymacją kontrolera. Obejrzał ekran w moim telefonie i powiedział, iż bilet jest nieważny, bo kupiłam go za późno, kiedy kontrola w tramwaju już się zaczęła.
Pasażerka tłumaczyła, iż kupiła bilet od razu, a kontroli, która rozpoczęła się w innej części wagonu, choćby nie widziała, bo patrzyła w ekran aplikacji. Kontroler był jednak niewzruszony. – „Powinnam kupić bilet przed wejściem, a nie 40 sekund po odjeździe pojazdu”, powtarzał, i nie przekonało go choćby to, iż do tramwaju po prostu biegłam.
– Ja dla odmiany wracałem od lekarza. Widziałem, iż tuż po tym, jak wsiadłem i autobus linii 96 ruszył, zaczęła się kontrola, ale zachowałem się po prostu normalnie – opowiada 40-letni Grzegorz Kowalski. – Usiadłem na miejscu i od razu kupiłem w internecie bilet. Chwilę później podeszła kontrolerka i stwierdziła, iż kupiłem go za późno. Słowem, zostałem potraktowany jak oszust i złodziej.
Przed, a najpóźniej po
Sprawy Renaty i Grzegorza to tylko dwie z blisko 380 podobnych do siebie historii pasażerów skupionych w internetowej grupie „poszkodowani przez łódzkie MPK”. Pasażerowie kupowali e-bilety w internetowych aplikacjach tuż po wejściu do tramwaju czy autobusu, a kontrolerzy podeszli do nich tuż po zakupie lub w jego trakcie. – Biegłam z 6-letnią córką do autobusu 53. Ta linia pasuje nam jako jedyna, która jeździ na peryferie Łodzi, gdzie mieszkam – opowiada 38-letnia Edyta Kałuża, na co dzień pracująca w korporacji. – Usiadłyśmy z przodu koło kierowcy i kupowałyśmy razem bilet, bo mała chciała się tego nauczyć. Kiedy podszedł do nas „kanar”, byłam spokojna i przekonana, iż zrozumie oczywistą sytuację. Ale on powiedział, iż jest już za późno i wręcz zakazał mi dokończenia płatności za bilet! Zorientowałam się, iż chce wystawić mnie i córce mandaty i mimo to dokończyłam płatność, żeby faktycznie nie wyjść na oszustkę. Kiedy już nas ukarał i wysiadałyśmy z autobusu, zaczepił nas kierowca, który widział całą sytuację. Powiedział, żebym się nie poddała, bo to był skandal, a on już niejeden podobny numer w wykonaniu „kanarów” widział.
Część ukaranych pasażerów po wystawieniu „mandatu” za jazdę „bez ważnego biletu” wpadła dodatkowo w kolejną pułapkę zastawioną przez Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne. W taryfie przewoźnika (podobnie jak w wielu innych miastach) są dwie karne stawki. Pierwsza, ok. 250 zł, obowiązuje, gdy pasażer zapłaci karę w ciągu 7 dni. Druga, dwukrotnie wyższa, działa w przypadku wpłaty późniejszej. Pasażerowie, którzy zdecydowali się na zapłatę „na wszelki wypadek” niższej kwoty i później walczyli o jej odzyskanie, otrzymywali od MPK pisma, iż ich odwołania są bezzasadne, bo płacąc karę, przyznali się do jazdy bez biletu. O zjednoczonych w grupie pasażerach dowiedział się krakowski radca prawny Marcin Kałuża, który po zapoznaniu się ze sprawą postanowił pro bono pomóc poszkodowanym. – Zastanowił mnie fakt, iż MPK wymaga kupna biletu przed wejściem do pojazdu, choć w Łodzi obowiązują bilety czasowe, 20- i 40-minutowe – mówi. – Oznacza to, iż kupno biletu na przystanku, kiedy nie wiadomo, czy i o której autobus przyjedzie, jest nonsensem. Kiedy zajrzałem w przepisy, które w Łodzi obowiązują, złapałem się za głowę.
Przepis regulujący kupno biletów łódzkiego MPK przez internet mówi, iż opłaty trzeba dokonać i bilet elektronicznie skasować „przed rozpoczęciem podróży, jednak najpóźniej po wejściu do pojazdu”. – Reguła ta jest skrajnie nieprecyzyjna – tłumaczy prawnik – bo co to znaczy „po wejściu”? W przepisie nie użyto choćby obowiązującej w innych miastach reguły „niezwłocznie”, która oznacza „bez nieuzasadnionej zwłoki”. W takiej sytuacji można wręcz założyć, iż uprawniony jest zakup biletu w dowolnym momencie podróży. jeżeli jednak choćby przyjąć interpretację niedosłowną, a wynikającą z logiki, wszyscy, którzy kupowali bilety bezpośrednio po wejściu i zajęciu miejsca, zostali ukarani bezprawnie. jeżeli do tego dodamy wielokrotne, nieprawdziwe zapewnienia kontrolerów, iż „bilet trzeba było kupić przed wejściem do pojazdu”, mamy do czynienia z prawdziwym skandalem.
Co ciekawe, wersję o obowiązku kupna biletu przed rozpoczęciem podróży wciąż oficjalnie utrzymuje łódzkie MPK. – Chodzi o to, by ukrócić proceder polegający na trzymaniu przez pasażera podczas jazdy telefonu z uruchomioną aplikacją i kupowanie biletu wyłącznie wtedy, gdy jest kontrola – mówi Piotr Wasiak, rzecznik MPK. – A zapis o kupnie „najpóźniej po wejściu” oznacza moment, w którym pojazd rusza z przystanku. Taka była intencja radnych, gdy wprowadzali przepisy – dodaje, kiedy wskazuję, iż nie jest to nigdzie napisane. – Nie można kupić biletu po wejściu i zanim pojazd ruszy – kontruję – bo tramwaj czy autobus odjeżdża niemal od razu, a kupno w aplikacji trwa dłuższą chwilę. – Nie do końca – twierdzi rzecznik i zapewnia, iż każdy przypadek można rozpatrzyć po odwołaniu pasażera od kary indywidualnie, bo w łódzkich tramwajach i autobusach jest monitoring.
Nagranie cudownie znalezione
– Biegliśmy z moim partnerem z dworca kolejowego do tramwaju – opowiada 25-letnia doktorantka teatrologii Weronika Żyła. – W środku postawiliśmy tylko walizki i zaczęliśmy kupować bilet, kiedy podszedł kontroler i powiedział, iż kupiłam bilet… 5 sekund za późno. W odwołaniu od kary wystąpiłam oczywiście o zapis monitoringu, ale dostałam odpowiedź, iż akurat tego dnia w tym wagonie była awaria systemu.
Renata Nowak, która po kłótni z „kanarami” ostatecznie na rehabilitację do szpitala pojechała taksówką, również złożyła odwołanie i wystąpiła o zbadanie zapisu z kamer. – Z powodu awarii technicznej systemu w wagonie nr 1886, w dniu zdarzenia brak jest zapisu nagrania z monitoringu – odpisał, odrzucając prośbę, Adam Kralisz, kierownik zakładu obsługi klienta MPK. Pani Renata postanowiła walczyć dalej. Z pomocą prawnika napisała do sądu pozew przeciwko MPK o zwrot niesłusznie naliczonej kary. Podczas rozprawy w łódzkim Sądzie Rejonowym okazało się, iż zapis monitoringu, który miał „z powodu awarii” nie istnieć, cudownie się odnalazł. Nagranie w całości potwierdziło wersję Renaty Nowak – kupowała bilet w aplikacji od razu po zajęciu miejsca i zdjęciu rękawiczek, a ze wzrokiem wbitym w ekran telefonu nie mogła widzieć, iż w innej części tramwaju kontroler zaczął sprawdzanie biletów. Więcej, gdy sąd próbował dociec, jak w praktyce działa przepis dotyczący kupna biletu po wejściu do pojazdu, kontroler stwierdził, iż czeka ok. 10 sekund po odjeździe z przystanku i rozpoczyna kontrolę. Dlaczego akurat 10 sekund? – Bo tak poradził nam na zebraniu kierownik – odparł świadek. W wyroku zasądzono od MPK Łódź na rzecz pani Renaty zwrot nałożonej opłaty dodatkowej z odsetkami oraz 30 zł tytułem zwrotu kosztów postępowania – informuje sędzia Monika Pawłowska-Radzimierska. – Dla sądu decydujące było to, iż kupiłam bilet niezwłocznie po wejściu do tramwaju i miałam go w czasie kontroli – dodaje pani Renata. Na ogłoszenie wyroku i jego uzasadnienie nikt z MPK nie przyszedł, ale rzecznik Wasiak na pytanie, czy orzeczenie wpłynie na traktowanie przez przewoźnika innych pasażerów mówi, iż „nie zna uzasadnienia wyroku”.
W kolejnym zdaniu zaznacza jednak, iż „niezależnie od tego” system w Łodzi zmieniono. Od 1 października, wzorem wielu innych miast, m.in. stolicy, bilet kupiony wcześniej w aplikacji będzie można aktywować jednym ruchem telefonu, skanując umieszczone w wagonach specjalne kody QR. – W ten sposób problem zniknie – mówi rzecznik Wasiak. Czy aby na pewno? Przypominam mu, iż łódzcy kontrolerzy są wynagradzani prowizyjnie, od liczby wystawionych mandatów, i jeżeli będą chcieli i tak „zapolują” na pasażerów, np. czekających w kolejce do zeskanowania kodu. Rzecznik bagatelizuje jednak problem i zapewnia, iż zmiana przepisów nie jest potrzebna.
Weronika Żyła, Edyta Kałuża, Grzegorz Kowalski i wielu innych członków grupy poszkodowanych czeka na sprawy w sądzie. – Wysłałem do MPK wydruk 11 stron płatności z mojego rachunku bankowego, z którego jasno wynika, iż codziennie jadąc do pracy, kupowałem bilet w tym samym autobusie – opowiada Kowalski. – Zadałem więc w odwołaniu pytanie, dlaczego teraz miałbym oszukiwać system? Nic nie odpisali.