Dziś znów przypomniało mi się, jak wyśmiewano mnie za wiejska mentalność, choć sami pochodzą z głębokiej prowincji
Wychowałem się w małej wiosce w Lubelskiem. Od dziecka przywykłem do ziemi, do ciężkiej pracy, do tego, iż wszystko zdobywa się własnymi rękami. Nie byliśmy bogaci, ale żyliśmy godnie. I właśnie wtedy pokochałem ziemię nie jako obowiązek, ale jako ukojenie dla duszy. Uwielbiam grzebać w grządkach, hodować własne warzywa, owoce, zioła. Czuję, jak to mnie uspokaja, przywraca do równowagi. Dlatego gdy się ożeniłem, od razu powiedziałem: Potrzebujemy działki. jeżeli jej nie mamy zacznijmy oszczędzać i kupmy.
Żona początkowo nie podzielała mojego entuzjazmu, ale widząc, jak bardzo mi na tym zależy, w końcu się zgodziła. Kupiliśmy mały domek z kawałkiem ziemi pod Opolem. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie jej rodzice. Od pierwszego dnia patrzyli na mnie z góry. Zwłaszcza teściowa, Bożena Kazimierzówna. Każde spotkanie zamieniało się w subtelne upokorzenie.
Znowu z twoimi marchewkami? Jak jakaś chłopka mówiła, krzywiąc usta.
Nasza córka nie po to się uczyła i dorastała w mieście, żeby teraz babrać się w błocie!
A ja słuchałem i zaciskałem zęby. Nie dlatego, iż było mi wstyd. Tylko dlatego, iż nie rozumiałem skąd ta nienawiść? Przecież nikogo nie zmuszam, tylko zapraszam do pomocy. Do wspólnego tworzenia. To nie katorga to troska, to życie.
Długo znosiłem to w milczeniu. Myślałem no cóż, może ludzie z miasta po prostu tego nie rozumieją. Inne wartości, inne priorytety. Aż przypadkiem odkryłem prawdę, która mnie choćby nie rozzłościła, ale rozśmieszyła.
Okazało się, iż rodzice mojej żony pochodzą z prawdziwej wsi. Matka ze wsi pod Kielcami, ojciec z zapadłej dziury w Podkarpaciu. Co więcej, ich rodzice przez cały czas tam mieszkają, w starych domach, hodują zwierzęta, uprawiają ogród. A oni po przeprowadzce do miasta za młodu wymazali to ze swojej historii. Wymazali tak zawzięcie, jakby bali się, iż ktoś odkryje ich prawdziwe korzenie.
I przy tym, bez cienia wstydu, pozwalali sobie na złośliwości: Popatrz tylko na wystrój twojego mieszkania jak u jakiejs baby na wsi! Te wazoniki, figurki, zdjęcia U nas jest nowocześnie: gołe ściany, meble na wymiar, zero śmieci.
A ja właśnie tego potrzebuję przytulności, ciepła, wspomnień na półkach. Może i niemodne, ale po ludzku.
Długo milczałem. Nic nie mówiłem. Ale pewnego dnia, gdy znów usłyszałem wieśniak, puściły mi nerwy. Siedzieliśmy na werandzie, a teściowa, jak zwykle, skrzywiła się na mój kompot z truskawek i szarlotkę z rabarbarem:
Fuj, u ciebie wszystko jak na wsi!
Uśmiechnąłem się i spokojnie odpowiedziałem:
Wie pani, jest takie powiedzenie: człowieka można wyciągnąć ze wsi, ale wsi z człowieka nie. Tyle iż nie mówię o sobie. Mówię o pani, Bożena Kazimierzówno.
Zamarła. Widziałem, jak drgnęła jej powieka. Próbowała się zaśmiać:
To ty mi teraz takie rzeczy mówisz?!
I pani, i sobie. Ja jestem dumny ze swojej wsi. A pani się jej wstydzi. Oto cała różnica.
Po tej rozmowie zamilkła. Żadnych docinków, żadnych aluzji. Przestała nazywać mnie wieśniakiem, przestała krzywić się, gdy przynosiłem domowe konfitury czy słoiki z kis.














