Wyrzucona z mieszkania, teraz spędzam resztę życia na wsi: historia pewnej teściowej

polregion.pl 1 tydzień temu

Tak się złożyło, iż na starość zostałam sama. Nie z własnej woli, nie przez złośliwość losu, ale dlatego, iż moja synowa, ta, której kiedyś otworzyłam drzwi swojego domu, wyrzuciła mnie jak niepotrzebny grat. Teraz mieszkam w pochylonym, niewyremontowanym domu w zapadłej wsi. Bez kanalizacji, z piecem, który trzeba palić każdego ranka, z wychodkiem i wiadrami wody ze studni. Wszystko, co miałam, teraz należy do niej.

Nazywam się Janina Kowalska. Pochodzę z Lublina. Mój syn Adam ma trzydzieści dwa lata. Ożenił się pięć lat temu. Ożenił, jak mi się wydawało, zaślepiony. Przyprowadził do naszego domu jakąś Kamilę — dziewczynę z południa, bez mieszkania, bez zawodu, bez wstydu i sumienia. Syn był nią oczarowany, a ja od pierwszej chwili miałam wątpliwości. Ale milczałam. Miałam nadzieję, iż mu przejdzie.

Po ślubie zamieszkaliśmy we trójkę w moim dwupokojowym mieszkaniu. Oddałam im większy pokój, a sama przeniosłam się do maleńkiej sypialni, gdzie choćby nie dało się porządnie się obrócić. Minęło zaledwie kilka miesięcy, a Kamila oznajmiła, iż jest w ciąży. Termin był już spory. Ale tu pojawił się problem — Adam poznał ją dopiero miesiąc przed domniemanym poczęciem. Liczyłam. Nic się nie zgadzało.

— Urodziłam przedwcześnie — oświadczyła.
— Przedwcześnie? Z normalną wagą, bez problemów i bez śladu wcześniactwa?

Milczałam. Syn uwierzył. A ja nie. Już wtedy czułam, iż to nie jego dziecko. Ale cóż mogłam udowodować, skoro syn był zaślepiony?

Na początku jeszcze udawała gospodynię — myła podłogi, gotowała. Potem przestała. To ja ciągnęłam cały dom. A potem zaczęło się to, co zniszczyło wszystko. Kamila zażądała, żebym swoją emeryturę oddawała im „do wspólnego budżetu”. Bez skrępowania, bez owijania w bawełnę. Wprost.

— A ty jaki masz wkład, Kamila? — spytałam. — Ani dnia nie przepracowałaś przed ślubem, ani po!

Adam stanął w jej obronie. Żądał, żebym tłumaczyła się za każdą złotówkę wydaną na siebie. Widocznie Kamila mocno go nastawiła. Wiedziała o wszystkich dodatkach, emeryturach, zasiłkach. Wszystko miała na oku. Nie mogłam choćby kupić sobie leków bez wysłuchania wykładu.

W pewnym momencie moja cierpliwość pękła. Kupiłam sobie lodówkę i postawiłam w swoim pokoju. Przestałam się dokładać do jedzenia, nie płaciłam za wszystkich, rozdzieliłam rachunki. Nie musiałam karmić leniwej i jej dziecka. Nie musiałam — i koniec.

Wtedy Kamila zrozumiała, iż tak łatwo mnie nie wygryzie. Pewnego dnia, gdy mnie nie było, przeszukała moje dokumenty. Znalazła papiery na mieszkanie. A tam był haczyk: po rozwodzie z ojcem Adama odkupiłam jego część, ale wszystko przepisałam na syna. Wtedy myślałam — niech mieszkanie będzie jego, przecież mam tylko jego…

Kamila była w siódmym niebie. Groziła:

— Wynoś się stąd! Nie masz tu żadnych praw! Pikniesz Adamowi — rozwiodę się i połowę mieszkania zabiorę. Wtedy i ty, i on wylądujecie na bruku!

Co mogłam odpowiedzieć? Wiedziałam, iż syn jest między młotem a kowadłem. Nie chciałam go rozdrabniać. Spakowałam rzeczy i wyjechałam do starego rodzinnego domu na wsi. Kupiliśmy go kiedyś z byłym, ale nie zdążyliśmy go wykończyć. I teraz żyję w tym zapomnianym kącie świata, gdzie zimą jest zimno, a latem tylko samotny dym z komina przypomina o moim istnieniu.

Adamowi powiedziałam, iż chcę spokoju, ciszy, natury. Nic nie podejrzewał. A Kamila tylko się ucieszyła — jedne usta mniej. Teraz rzadko widuję syna. Przyjeżdżał pierwszego roku parę razy, teraz — ani widu, ani słychu. I rozumiem: ona mu nie da. Nie pozwoli.

Żałuję tylko jednego — iż nie przepisałam mieszkania na siebie. Że uwierzyłam w miłość syna, w przyzwoitość synowej. A teraz jestem w samotności, bez dachu nad głową, bez rodziny, bez nadziei. Starość, która miała być w cieple, stała się walką o przetrwanie.

Tak jedna kobieta — obca, ale wrosła w dom — pozbawiła mnie wszystkiego. Mieszkania. Syna. Godności. I teraz każdej nocy modlę się, żeby syn się opamiętał. Żeby zrozumiał, kogo wybrał. Ale boję się, iż będzie za późno…

Idź do oryginalnego materiału