Wyruszam niechętnie z synem, by odwiedzić moją mamę.

newsempire24.com 1 tydzień temu

Z ciężkim sercem wybrałam się z synem do mojej matki. Serce ściskało mi się na samą myśl o tym wyjeździe, a jednak spakowałam nasze rzeczy i ruszyłam z synem, Tadeuszem, do domu mojej matki, Anny Kowalskiej. Wszystko przez to, co się stało wczoraj, gdy byłam na spacerze z Tadkiem. Mój mąż, Marek, postanowił być gościnny i przyjął pod nasz dach swoją kuzynkę Katarzynę, jej męża Jacka i ich dwójkę dzieci, Zosię i Wojtka, oddając im naszą sypialnię. Ani słowa zapytania, żadnej rozmowy! Po prostu oświadczył: Ty i Tadzio możecie przenocować u twojej matki, tam jest miejsce. Do teraz nie mogę ochłonąć z takiej bezczelności. To nasz dom, nasza sypialnia, a ja mam się pakować i ustępować miejsca obcym? Nie, to już przesada.

Wszystko zaczęło się, gdy wróciłam ze spaceru z Tadziem. Zmęczony marudził, a ja marzyłam tylko o tym, by go położyć spać i napić się herbaty w ciszy. Ale gdy weszłam do mieszkania, zastałam istny chaos. Katarzyna i Jacek już zajęli naszą sypialnię. Ich dzieci biegały wszędzie, rozrzucając zabawki, a moje rzeczy książki, kosmetyki, choćby mój komputer były zepchnięte w kąt, jakbym już tu nie istniała. Zamarłam w osłupieniu: Co to za cyrk?. Marek, niewzruszony, odparł: Kasia i jej rodzina potrzebowali dachu nad głową. Pomyślałem, iż możecie jechać do twojej matki. Tam będzie wam wygodniej.

Omal nie udusiłam się ze złości. Po pierwsze, to nasz dom! Kupiliśmy go razem, wybierając każdy mebel z namysłem. A teraz mam się usuwać, bo jego rodzinie zachciało się zwiedzać Warszawę? Po drugie, dlaczego nie porozmawiał ze mną? Może choćby bym się zgodziła, gdyby spytał. Ale to było rozkazujące stwierdzenie. Katarzyna zaś choćby nie przeprosiła. Tylko uśmiechnęła się lekceważąco: No co, Ewa, nie martw się, zostaniemy tylko dwa tygodnie!. Dwa tygodnie? Nie chcę, żeby dotykali moich rzeczy choćby przez jeden dzień!

Jacek siedział cicho jak ryba. Rozwalony na naszej kanapie, sączył kawę z mojej ulubionej filiżanki, przytakując słowom Katarzyny. Ich dzieci? Prawdziwa katastrofa. Zosia, sześciolatka, wylała sok na nasz dywan, a Wojtek, czterolatek, zamienił moją szafę w kryjówkę. Spróbowałam przypomnieć, iż to nie hotel, ale Katarzyna tylko wzruszyła ramionami: No co, dzieci są dziećmi, czego się spodziewasz?. Oczywiście. A sprzątać mam ja.

Próbowałam porozmawiać z Markiem na osobności. Powiedziałam, jak bardzo boli mnie jego brak szacunku, iż Tadek potrzebuje stabilności. Ciągnięcie go do mojej matki, gdzie będzie spał na rozkładanym łóżku, to nie rozwiązanie. Marek westchnął: Ewa, nie dramatyzuj. To rodzina, trzeba pomóc. Rodzina? A my kim jesteśmy? Omal nie wybuchnęłam płaczem. Ale zacisnęłam zęby i spakowałam walizki. jeżeli myślał, iż się podporządkuję, to się mylił.

Moja matka, Anna, wpadła w furię, gdy usłyszała, co się stało: Marek uważa się za pana i władcę? Przyjeżdżajcie, kochanie, u mnie jest miejsce dla was. A twój mąż będzie miał u mnie rachunek sumienia!. Była gotowa przyjechać i wyrzucić tych intruzów. Ale ja nie chcę skandalu. Pragnę tylko spokoju, żeby to wszystko przemyśleć.

Gdy pakowałam zabawki Tadzia, spojrzał na mnie swoimi dużymi oczami: Mamo, długo będziemy u babci?. Przytuliłam go mocno: Nie długo, skarbie. Tylko do czasu, aż tatuś zrozumie. Ale w głębi duszy wiedziałam: nie wrócę, dopóki nasz dom znów nie będzie nasz. A Marek będzie musiał wybrać: swoją gościnność lub swoją rodzinę.

Idź do oryginalnego materiału