WYPALENIE

basiaszmydt.pl 1 rok temu

Ania ma 36 lat, dwoje dzieci w wieku szkolnym, męża, etat i mieszkanie na kredyt. Od poniedziałku do piątku praca i szkoła, w weekendy sprzątanie, pranie, zakupy, lekcje z dziećmi, życie. Czasem pojedzie do galerii, czasem zadzwoni do przyjaciółki, choć ta ostatnio ją tylko denerwuje. Ileż można gadać o tym gdzie się było, co widziało, jakie podróże przed nią i jakie życie jest wspaniałe. Najwidoczniej nie zna PRAWDZIWEGO życia. Z resztą od dłuższego czasu wszystko ją denerwuje. Mąż, który narzeka na jej wiecznie skwaszoną minę. Dzieci, którym non stop trzeba przypominać o lekcjach, wycieraniu deski sedesowej i o tym, żeby przestały się wreszcie tak wydzierać. Denerwuje ją też praca, kasjerka w sklepie, która wlecze się jak żółw, gdy jej się spieszy, kierowcy na drogach, a choćby te durne, oderwane od życia influencerki, których rolki ogląda godzinami, gdy już wszyscy w domu pójdą spać. Czuje się jak więzień własnego domu, rodziny i życia. Jak służąca, kucharka, sprzątaczka i praczka. Nie ma ochoty ani na towarzystwo, ani na seks, ani na założenie czegoś innego niż dres, ani na przeglądanie się w lustrze. Chudnie i tyje na zmianę, wypadają jej włosy, a cera przypomina tę u dojrzewającej nastolatki. Nie pamięta kiedy ostatnio zjadła coś zdrowego. Nie ma na to czasu. Marzy tylko o tym, żeby wszyscy dali jej święty spokój. Może wtedy jej mina będzie mniej skwaszona.

Malwina, lat 32, 9 miesięczne dziecko, mąż, niedawno kupione mieszkanie w dużym mieście. Wprawdzie wciąż jeszcze w remoncie, który z mężem robią niemal sami, ale to przecież nic takiego. Malwina jest też właścicielką jednoosobowej firmy produkującej niszową biżuterię. To znaczy Malwina ją produkuje w remontowanym mieszkaniu, a nie żadna firma. Oczywiście, gdy tylko nakarmi i uśpi małą córeczkę. Jest kobietą sukcesu. Piękny makijaż, kolorowy garnitur, ładnie urządzony pokoik córki, zgodnie z trendami. Dziewczyna jest obecna na wszystkich, ważniejszych wydarzeniach branżowych. Chciałaby rozwijać firmę rzecz jasna. Około 23 zaczyna trening z Ewą Chodakowską. Wprawdzie nie ma na niego siły, ale powrót do formy jest dla niej priorytetem. Kto da radę jak nie ona?! Wszystko jest przecież kwestią DOBREJ organizacji. Wprawdzie ostatnio ledwo wstaje z łóżka, tak boli ją kark, barki i góra pleców, ale stwierdziła, iż to pewnie kwestia źle dobranego materaca albo zbyt małej ilości ćwiczeń. Rozrusza to! Najgorsze są jednak te migreny w środku nocy. Nie do końca wie jak sobie z nimi poradzić i często, żeby ogarnąć wszystko, co sobie założyła, musi łyknąć nie jedną, ale dwie silne tabletki przeciwbólowe. Ale to nic. Choć nie zawsze sobie ze wszystkim radzi, tak jakby chciała, to kupi nowy planner, rozpisze raz jeszcze zadania z podziałem na bloki czasowe i wszystko będzie idealnie! Może choćby uda jej się wcisnąć zajęcia ceramiki w swój napięty grafik. Przecież ona doskonale wie, iż posiadanie hobby to bardzo ważna sprawa! Ze wszystkim sobie da radę sama.

Danka ma 50 lat, za sobą menopauzę, niedawno zmieniła pracę, przeprowadziła się do innego miasta tylko z mężem, bo jej dorosłe dzieci opuściły już rodzinny dom. Twierdzi, iż jest szczęśliwa i nic jej nie dolega, choć wcale tego po niej nie widać. Bo Dankę wszyscy denerwują. Chowa się przed ludźmi, na zdjęciach ma wkurzoną minę, gdy coś mówi, to z pretensją w głosie, bo oczekuje, iż wszyscy się domyślą i nie będzie już musiała niczego i nikomu tłumaczyć. Generalnie to według Danki ludzie są głupi, choć nic nie stoi na przeszkodzie, żeby ich obgadywać cały dzień. Telefony odbiera tylko gdy musi, sama do nikogo pierwsza nie zadzwoni, no chyba iż czegoś potrzebuje. Inaczej szkoda nerwów. Czepia się męża o wszystko, bo według niej powinien zachowywać się inaczej, powinien wziąć się do roboty, bo kredyt sam się nie spłaci. Danka sporo pali, sporo narzeka i uważa, iż zasługuje na więcej, niż oferuje jej życie. Ale to nie ona jest temu winna, tylko inni rzecz jasna. Inni mają lepiej, ale nie ona. Ostatnio lekarz rodzinny skierował ją na bardziej szczegółowe badania. Próby wątrobowe wyszły jej źle. Trzeba sprawdzić czy to nie nowotwór. Dobre sobie, jeszcze nowotworu jej brakowało. W dodatku wątroby! Przecież ona kropli alkoholu do ust nie bierze. Durni lekarze, choćby badań porządnie zrobić nie potrafią.

Te trzy historie wymyśliłam na gwałtownie na potrzeby tego posta. Żadna nie jest prawdziwa, choć tak naprawdę każda z nich to zlepek historii kobiet, których wysłuchałam. Odnajduję w nich też samą siebie i swoje doświadczenia. Bo wypalenie i utknięcie w spirali stresu, z której często nie mamy pojęcia, jak się uwolnić, to zmora naszych czasów. Uwierz mi, iż nie trzeba być szanowanym dyrektorem prężnie działającej korporacji, który wykonuje poważną pracę, by „zasłużyć” na wypalenie. Przeciwnie. Syndrom wypalenia dotyka coraz więcej ludzi, a zwłaszcza kobiety. Bo to kobiety musiały jeszcze niedawno walczyć o swoją pozycję i prawa, a dzisiaj wciąż są wywoływane do tablicy, by udowodnić swoją wartość. By się wytłumaczyć z tego dlaczego mają dzieci, a nie mają porządnej pracy. Dlaczego mają pracę, a nie mają dzieci. Dlaczego nie mają ani tego, ani tego. Dlaczego nie ćwiczą, nie mają ochoty na seks 5 razy w tygodniu, nie chodzą w sukienkach, nie uśmiechają się i dlaczego się lepiej nie zorganizują. To kobiety są zwykle turbowrażliwe i wciąż próbują sprostać stale powiększającym się oczekiwaniom wobec nich. Często same je sobie narzucając. Więcej i więcej. Bo może właśnie wtedy się wykażą i udowodnią na co je stać. Może rzeczywiście wszystko jest kwestią organizacji?

To nie jest tak, iż kobiety się nie starają. Wręcz przeciwnie! One starają się jak jasna cholera! Są przemęczone i nie dają rady, ale dokładają sobie kolejne wyzwania, kolejne zajęcia, bo martwią się, iż robią za mało. Znasz to? Ja doskonale.

Dzisiejszy świat to bardzo, bardzo dużo informacji. O zielonych koktajlach, kolagenie w mini buteleczkach, ćwiczeniach, jodze, medytacji mindfulness, praktykach wdzięczności, kryształach, mantrach i poduszeczkach z lawendą ułatwiających zasypianie. Wszystkie te rzeczy są super i sama bardzo je lubię i korzystam. Problem w tym, iż wellbeing, czyli dbanie o swój dobrostan, stało się kolejnym wyzwaniem, któremu próbujemy sprostać, by dogonić innych, a nie donośnym głosem naszego serca i ciała, które prosi nas, byśmy się nim zaopiekowały.

Cóż, sama doświadczyłam tego, jak cudowny wpływ na moje ciało i głowę ma joga. Był czas, iż praktykowałam ją każdego dnia. Tak samo jak olejki eteryczne czy szczotkowanie ciała na sucho. To wszystko jest wspaniałe. Problem w tym, iż bardzo łatwo przychodzi mi odpuszczanie czasu dla siebie i tej systematyczności, bo prędzej czy później stwierdzam, iż wszyscy i wszystko jest ważniejsze niż jakaś tam praktyka jogi na macie. I dzień za dniem mija, a ja obiecuję sobie, iż od jutra to zmienię, od jutra zadbam o siebie tak na serio.

CZYM JEST WYPALENIE I JAK MOŻE SIĘ OBJAWIAĆ?

Różnie, czego przykładem są historie trzech kobiet, które przedstawiłam na początku.

Gdy dopada cię wypalenie, możesz czuć się po prostu wyczerpana emocjonalnie i fizycznie. Możesz funkcjonować niczym robot, nie wiedząc jaka jest data i kiedy minął kolejny tydzień. Wciąż zajęta możesz stracić empatię i współczucie dla siebie i innych osób, czyli tak bardzo nie mieć kontaktu ze sobą i z rzeczywistą sytuacją, iż problemy i emocje innych ludzi stają się dla ciebie nieistotne. Stajesz się obojętna i apatyczna.

Możesz reagować nieadekwatnie do sytuacji. Tak długo tłumić w sobie emocje, tak długo nie przyznawać się do wyczerpania i powtarzać, iż wszystko jest ok, aż wybuchniesz w najmniej oczekiwanym momencie, kiedy to jakaś błahostka sprawi, iż będziesz darła się na cały dom, wprawiając w osłupienie domowników. Oczywiście chwilę później poczujesz ogromne wyrzuty sumienia i koło się zamknie. Znowu będziesz niewystarczająca.

Możesz utknąć w swoim narzekaniu i beznadziei. Analizować od rana do nocy dlaczego to właśnie ciebie spotkał taki marny los, marny mąż, niegrzeczne dzieci, beznadziejne przyjaciółki i okropna praca. Tak jakbyś widziała ten świat w krzywym zwierciadle.

Możesz czuć się po prostu przytłoczona, sfrustrowana i nie mieć ochoty na spotykanie się z ludźmi.

Wypalenie to utknięcie w tym stanie i w tych emocjach. To poświęcenie się wszystkim i wszystkiemu, a nie sobie. Bo mąż, bo dzieci, bo potrzeba kontroli, bo patriarchat, bo wychowanie, bo przekonania, bo kolejne wyzwania, bo ktoś cię potrzebuje i jesteś mu to winna. Z obietnicą, żę od jutra to zmienisz.

Bo tak naprawdę twoje ciało się dopomina o to, żebyś się nim zajęła. Ciało wysyła sygnały, które chwilami ciężko jest ignorować. Zaczyna boleć szyja, głowa, brzuch albo kręgosłup. Nie możesz wieczorem zasnąć albo budzisz się w środku nocy. Ciężko ci odetchnąć pełną piersią, bo pod żebrami czujesz kłujący ból. No i jesteś wyczerpana, czasem po prostu potwornie zmęczona. Tak zmęczona, iż po przespanej nocy, zastanawiasz się czy w ogóle spałaś. Więc zaczynasz starać się jeszcze bardziej albo udajesz, iż to nic wielkiego, iż problemu nie ma, iż jakoś to naprawisz.

Z jednej strony nasze ciało szuka wentylu, wyjścia z tej sytuacji, bo wie, iż jest w trybie nieustannego napięcia, czyli zagrożenia. Z drugiej strony nie jesteśmy w stanie zająć się sobą, bo nie potrafimy przerwać tego, co nas stresuje. Czasem po prostu nie wiemy jak to zrobić.

STRESORY – ZAAKCEPTUJ TO, ŻE NAJPRAWDOPODOBNIEJ DOŚWIADCZYSZ ICH KAŻDEGO DNIA

Myślę, iż najtrudniej jest wyjść z tego utknięcia. Przerwać to, co nas stresuje każdego dnia, a raczej zmienić naszą reakcję na te stresory. Zmęczone codziennością, uciekamy w przeglądanie rolek na Instagramie, albo w Netflix, albo w kolejną, piatkową butelkę wina na odstresowanie. I owszem, prawdopodobnie każda z nas, raz na jakiś czas potrzebuje tych rolek, Netflixa i wina. To jest ok. Pod warunkiem, iż to nie będzie jedyne i permanentne rozwiązanie, jakie przyjdzie nam do głowy. Pod warunkiem, iż w nim nie utkniemy na długie tygodnie.

Stresory w naszym życiu pojawiały się i będą się pojawiać prawdopodobnie każdego dnia. Myślę, iż nie da się ich wyeliminować. Zawsze będą rachunki do zapłacenia, mniejsze i większe zmartwienia, porażki w pracy, mandaty, gluty u dzieci i tak dalej. Myślę też, iż to zupełnie normalne, iż te stresory się pojawiają, bo życie takie właśnie jest. Czasem wszystko idzie jak z płatka, a czasem jest po prostu cholernie pod górkę. Nie mamy na to wpływu. Mamy jednak ogromny wpływ na to, jaka będzie nasza na nie reakcja. Czy pozwolimy sobie na utknięcie w tych wszystkich emocjach, czy doprowadzimy cykl reakcji stresowej do końca. Tylko jak to zrobić?

CYKL REAKCJI STRESOWEJ

Dlaczego utykamy w reakcji stresowej i doprowadzamy się do takiego stanu, jak te trzy, opisane na początku kobiety?
Bo gdy pojawia się stresor to albo przed nim uciekamy, albo się chowamy.
Czyli albo udajemy, iż wszystko jest ok i bagatelizujemy sytuację, twierdząc, iż to kwestia organizacji.
Albo bierzemy na siebie jeszcze więcej, żeby poczuć, iż mamy nad tym życiem pełną kontrolę i iż robimy wystarczająco dużo.
Albo zatapiamy się na sofie z pilotem w jednej ręce i miską chipsów w drugiej, obwiniając cały świat o nasze niepowodzenia.
Dzień za dniem.
A ciało krzyczy.

Co może pomóc?

Według wszelkich mądrych książek o stresie, numerem jeden na liście rzeczy, które pomagają doprowadzić cykl reakcji stresowej do końca, jest wszelka aktywność fizyczna. Wiem, wiem, znowu ćwiczenia, na które często brakuje nam choć grama energii. Cała sztuka polega jednak na tym, żeby nie traktować aktywności fizycznej, jako kolejnego wyzwania, któremu za wszelką cenę musimy sprostać, by zostać posiadaczką wymarzonego sześciopaka. Nie. Ja mam na myśli ruch, który sprawi, iż znowu złapiesz kontakt ze sobą i swoim ciałem. Znowu poczujesz, iż żyjesz, iż chodzisz świadomie po tej ziemi, zamiast być jak robot, któremu ciężko określić, jaki dziś mamy dzień tygodnia. Rozumiesz różnicę? W tej całej zajętości i niekończących się listach rzeczy do zrobienia, w tym nieustannym ruchu, chodzi o te 30 minut dla siebie, podczas których poczujesz, iż masz ręce, nogi, plecy i pośladki. To wcale nie jest takie oczywiste.

Monika i jej joga

Moja przyjaciółka Monika, samodzielna mama czwórki dzieci jest dla mnie idealnym przykładem osoby, która zamyka reakcję stresową do końca. Każdego dnia. A przy czwórce dzieci i własnym biznesie, codziennych stresorów ma pod dostatkiem.
Monika codziennie, niezależnie od pogody, fazy cyklu, miejsca w którym się aktualnie znajduje, nastroju, wyciąga starą, sfatygowaną matę i robi praktykę jogi. jeżeli myślisz, iż Monia jest profesjonalną joginką, która robi coraz bardziej wymyślne figury, to jesteś w błędzie. Nic z tych rzeczy. Ona wyciąga tę matę czasem na 5 minut, a czasem na godzinę, ale robi to codziennie. Codziennie! To jest jej święty czas tylko dla niej i tego od małego uczyła swoje dzieci. Że mama ma teraz kwadrans dla siebie. To jest jej wentyl, sygnał dla jej ciała, iż już jest w porządku, już można znowu poczuć się bezpiecznie. Ta jej praktyka jogi, choćby 15 minutowa, jest dużo wyżej na liście priorytetów niż sprzątanie na błysk czy obiad z dwóch dań. Ona doskonale zdaje sobie sprawę, iż nie da rady być dobra we wszystkim, ale każdego dnia chce być dobra dla siebie. Bo to ładuje jej baterie na jutro. W konsekwencji jest kobietą, która może nie ma idealnie poukładanych rzeczy w szafkach, ale nie znam osoby, która uśmiechałaby się tak często, jak ona i tak dobrze radziła sobie z problemami dnia codziennego.

Kasia i jej las.

Z kolei Kasia, moja bliska koleżanka, która jest aktorką, a jej życie zawodowe wiąże się z naprawdę dużą presją, kiedy tylko może, zaczyna swój dzień od długiego spaceru z psem po ulubionym lesie. Niezależnie od pory roku pakuje psa do samochodu i jedzie do lasu. Bez towarzystwa ludzi, bez muzyki i książki w słuchawkach, tylko szybki marsz, ona, przyroda i pies. W śniegu, deszczu albo słońcu robi kilometry, aż poczuje, iż wróciła do siebie, iż już się uziemiła, iż już jest zresetowana i może mierzyć się z kolejnym dniem. Robi to systematycznie.

Co jest albo co może być twoim wentylem? Może taniec w zamkniętej sypialni do bardzo głośnej i energicznej muzyki, aż poczujesz, iż podnoszą ci się kąciki ust, a napięcie mija? A może jazda na rowerze po całym mieście, choćby w deszczu? Może masz czas tylko na to, żeby przebiec się dokoła osiedla, choćby jeżeli nie masz dresów albo adidasów? Za dzieciaka biegałaś choćby w sukience 🙂 Ruch to najłatwiejszy i dostępny od ręki sposób na to, żeby zniwelować codzienny stres. Pod warunkiem, iż wprawiasz to ciało w ruch codziennie. Jedno zrobienie jogi czy pójście na rower, może kilka zdziałać, jeżeli kumulowałaś stres przez ostatnie miesiące, a choćby lata! Ale spróbuj to zrobić przez 2 tygodnie ciurkiem i zobacz co się stanie. Może pomoże ci wpisanie tego czasu dla siebie w kalendarz? Ja tak robię.

Potraktuj siebie priorytetowo.

Co jeszcze pomaga?

Pozytywne interakcje społeczne i otaczanie się wspierającymi ludźmi. Proszenie ich o pomoc. To naprawdę nie jest nic wstydliwego, by prosić o pomoc, by powiedzieć „nie radzę sobie z tym, potrzebuję pomocy”. jeżeli masz udany związek, niech to będzie partner, z którym szczerze porozmawiasz. jeżeli jednak w swoim związku czujesz się niezrozumiana, polecam ci uczestnictwo w kręgu kobiet. W moim mieście, Lublinie, takie spotkania organizuje moja koleżanka Agnieszka. Bardzo, bardzo ci je polecam. To doskonała okazja, by poznać bratnie dusze, by zobaczyć, iż nie jesteś sama ze swoimi problemami, iż inne kobiety czują i myślą podobnie. Takie wsparcie jest na wagę złota. Odważ się prosić o pomoc. Nie musisz nieustannie wszystkiego sama dźwigać i się poświęcać. Nie jesteś przecież robotem.

Zamknąć reakcję stresową do końca pomaga śmiech, czułość, całowanie się, przytulanie albo płacz. Zostaw ten pełny garów zlew i przytul się do bliskiej osoby. Tylko tyle. Zadzwoń do kogoś, z kim zawsze śmiejesz się do łez. Idź z tą osobą na rower albo po prostu pozwól sobie na płacz. Uderzaj przez 5 minut pięściami w poduszkę, a potem płacz. Dopuść do głosu wszystkie emocje, nie udawaj, iż ich nie ma.

Podobno odstresowuje nas też hobby, przy którym potrafimy zapomnieć o całym świecie. To co mi przychodzi do głowy w pierwszej kolejności, to wszelkie prace ogrodnicze, podczas których możemy mieć kontakt z ziemią albo szerokopojęte DIY, czyli robótki manualne, takie jak scrapbooking, majsterkowanie, haftowanie czy malowanie obrazu po numerach. Próbowałaś tego? Każde z tych zajęć może pomóc nam wyjść z błędnego koła stresu, z utknięcia w emocji. Tak samo jak modlitwa, świadoma medytacja czy głaskanie ukochanego zwierzaka. Wszystkie te czynności mają wspólny mianownik – trzeba je robić systematycznie, dzień po dniu. Tak jak codziennie atakuje nas jakiś stresor, tak my codziennie wyciągamy swoja tarczę, która pomaga nam go zwalczyć. Brzmi jak plan?

Co nie pomaga w walce ze stresem?

Wmawianie sobie i innym, iż wszystko jest ok, kiedy ok nie jest, a ty jesteś przytłoczona i wyczerpana.
Stwierdzanie, iż nie poddasz się, choćby nie wiem co, bo zawsze osiągasz zamierzone cele, choć twoje ciało zaczyna odmawiać posłuszeństwa, a cele, o których mówisz już dawno nie są twoje.
Tłumienie stresu i powtarzanie, iż to nic takiego, iż inni mają gorzej, iż ty to ogarniesz, kiedy tak naprawdę sama wiesz jak bardzo siebie oszukujesz i jak bardzo masz wszystkiego i wszystkich dość.
Taplanie się w swojej beznadziei i narzekanie.
We wszystkich tych sytuacjach najlepszym rozwiązaniem jest poproszenie o pomoc.

Sztuka odpuszczania

Nie wiem jak ty, ale ja dorastałam w przekonaniu, iż kultura zapieprzu, to synonim ludzi sukcesu. Ile z siebie dasz, tyle dostaniesz w zamian. I pewnie sporo w tym prawdy. Sama widzę, iż to jak wygląda mój dom czy firma, jest wynikiem mojej ciężkiej i jakościowej pracy. Jednak nikt nie nauczył mnie, by odpuszczać to, co mi już dłużej nie służy, by nie tkwić w tym za wszelką cenę. Porzucanie wcześniej założonych celów przez większość dorosłego życia, jawiło mi się jako osobista porażka, więc rzadko odpuszczałam. Udawałam, iż wszystko jest kwestią organizacji i iż po prostu dam z siebie więcej.

Jednak ostatnio czuję jak się zmieniam, być może dojrzewam, a być może dochodzę do wniosku, iż w takim trybie nie da się dłużej funkcjonować i iż nie starczy mi czasu, żeby spłacić dług wobec bolącego ciała, bo nie mam już 20 lat. Każdego dnia dziwi i zaskakuje mnie to, jak wiele rzeczy może człowieka boleć, gdy nie poświęci sobie czasu. Więc zaczęłam odpuszczać, krok po kroku.

Najpierw sprzątanie, bo nie dałam rady rozwijać firmy i mieć ładnie posprzątanego domu, tak jak lubię. Poprosiłam o pomoc wspaniałą panią z ogłoszenia, która sprząta nasz dom pięknie, dokładnie i profesjonalnie, a ja bez wyrzutów sumienia w piątkowy wieczór sobie po prostu odpoczywam. Wspaniałe uczucie, choć nie było łatwo, by do niego dojść, ale o tym za chwilę.

Potem odpuściłam zajęcia francuskiego, na których bardzo mi zależało. Odpuściłam, bo nie pasowała mi grupa dzieci, do której mnie przypisano i straciłam motywację i zapał.

Największą rzeczą, którą odpuściłam, był wynajem mieszkania w kamienicy, przy ulicy Ogrodowej w Lublinie. Miejsce, gdzie miałam rozwijać swój biznes, organizować warsztaty dla kobiet, moje spełnione marzenie. Zrezygnowałam, bo mi nie starczyło zasobów, mocy przerobowych, bo to marzenie okazało się być w moim przypadku przeterminowane. To nie było to. Zanim jednak doszłam do tych wniosków, zdążyłam obgryźć wszystkie paznokcie, wypić kilka butelek wina na odstresowanie, analizować w nieskończoność wszystkie za i przeciw, a na koniec uznać, iż będę walczyć do końca, iż dam radę. A moje ciało w tym czasie krzyczało. adekwatnie to dalej krzyczy, bo ta rezygnacja, to całkiem świeża sprawa, a kark i szyja mam spięte na kamień non stop. Zaserwowałam sobie sama taką ilość stresorów, iż będę musiała poświęcić nieco czasu w odwrócenie tej sytuacji.

To, co próbuję ci powiedzieć, to iż są rzeczy, stresory, na które mamy wpływ i takie, na które wpływu nie mamy. Te pierwsze można ogarnąć dobrze zrobionym planem działania, potem działaniem, a na koniec wdrożeniem do harmonogramu dnia czegoś, co zamknie nasz cykl reakcji stresowej do końca. Można też na przykład zadzwonić do przyjaciółki i zadzwonić po pomoc. Tak, jak zrobiła to Monia, a wtedy ja przyjechałam do niej do Gdańska i razem odgruzowałyśmy jej mieszkanie.

Są też rzeczy, na które nie mamy wpływu, a nas spotykają. Korki, przeziębienie dziecka czy awaria prądu. Co możemy zrobić wtedy? Możemy wyjść na matę i poruszać się przez chwilę albo zrobić 20 pajacyków. Możemy zastosować pozytywne przewartościowanie i powiedzieć do siebie na głos: „Ok, teraz jest mi cholernie ciężko, ten dzień jest naprawdę paskudny, ale to wszystko minie, a cel jest wart pokonania trudności”. Ja powtarzałam tak sobie, gdy remont naszego domu trwał już 8 miesiąc. Działało, bo słowa mają moc. Mam wrażenie, iż gdy ja strzelam piorunami, to one wracają do mnie w podwójnej ilości. Buy one, get one free. Dlatego uważam na to, co mówię, a przynajmniej naprawdę się staram.

Pewnie robienie pajacyków, gdy dziecko leży przeziębione, wydaje ci się absurdem. Masz do tego prawo. Próbuję ci tylko powiedzieć, iż najważniejsze jest poświęcenie sobie 30 minut dziennie. Tak jakby od tego zależało nasze życie. A skoro mówi się, iż stres to nasz cichy zabójca, to może rzeczywiście nie mijamy się z prawdą?

KILKA SŁÓW NA ZAKOŃCZENIE

Wypalenie to problem, który dotyka coraz większą liczbę kobiet. Również moich koleżanek. Być może ty sama znalazłaś w moim dzisiejszym tekście jakąś cząstkę siebie. Coraz więcej kobiet utyka w tych niewypowiedzianych i tłamszonych emocjach, jak w klatkach, wciąż bagatelizując siebie i swoje samopoczucie.

Zamiast nieustannie zadawać sobie pytanie co jeszcze musisz zrobić, by zrobić wystarczająco dużo i ile jeszcze musisz z siebie dać, zapytaj siebie jak się dzisiaj, teraz, w tej chwili czujesz? O co ci tak naprawdę chodzi? Czego ci teraz potrzeba? Co ty na to, iż jest tak, a nie inaczej Kasiu, Justyno, Magdo, Marto, Paulino? I nie bój się prosić o pomoc. Nie jesteś sama.

Życzę Ci wszystkiego najlepszego. Ja idę na rower.

Dzisiejszy artykuł jest inspirowany książką „Wypalenie, jak wyrwać się z błędnego koła stresu” Dr Emily i Amelii Nagoski

Zdjęcia, które wykorzystałam pochodzą z darmowego banku zdjęć, dostępnego w aplikacji WordSwag.

Idź do oryginalnego materiału