Wynajmując samochód, jak żonę ze szpitala przynieśli, sąsiad wszedł do domu. „Wszystko będzie dobrze – pocieszał żonę – tylko żyj. Choćby siedź i rozmawiaj ze mną. Tylko żyj. Ja wszystko ogarnę. Tylko nie opuszczaj mnie, moja gołąbko…!”

twojacena.pl 2 tygodni temu

Bogdan wynajął samochód, kiedy Elżbietę wypisali ze szpitala, i razem z sąsiadem wprowadzili ją do domu.

Wszystko będzie dobrze pocieszał żonę tylko żyj. Siadaj, rozmawiaj ze mną. Ja dam radę. Nie zostawiaj mnie, moja gołębiczko

Elżbieta, mając 35 lat, sądziła, iż już nigdy nie zazna kobiecego szczęścia, ale los miał inny plan. Spotkali się, gdy oboje mieli prawie czterdzieści lat. Bogdan był wdowcem od trzech lat. Elżbieta nigdy nie była mężatką, ale urodziła syna. Mówi się, iż urodziła dla siebie. Młodość spędziła w związku z przystojnym, ciemnowłosym Oleksem, który obiecał małżeństwo i oczarował ją. Zgodziła się na jego puste obietnice, nie wiedząc, iż Olek, przyjezdny z miasta, był już żonaty.

W pewnym momencie do Elżbiety przybyła legalna żona Olka, prosząc, by dziewczyna nie rozbijała jego rodziny. Nieśmiała i niedoświadczona Elżbym poddała się, ale postanowiła zachować dziecko.

Tak się stało. Urodziła syna, Eugeniusza, który stał się jej jedyną pociechą i otuchą. Eugeniusz był dobrze wychowany, pilnie się uczył, po szkole wstąpił na Wydział Ekonomii Uniwersytetu w Lublinie. Bogdan odwiedzał Elżbietę kilkukrotnie, proponując wspólne życie, ale kobieta wahała się, choć podobał jej się mężczyzna. Ileś razy Elżbieta czuła wstyd przed własnym synem i pragnęła wreszcie szczęścia. Pewnego wieczoru Eugeniusz powiedział matce: Mamo, nie chcę już dłużej mieszkać w domu. Wujek Bogdan jest przyzwoitym człowiekiem, pod warunkiem, iż nie będzie cię obrażał. Najważniejsze dla mnie jest to, byś była szczęśliwa. Syn Bogdana nie miał nic przeciwko.

Zawarli związek, urządzili małeśne przyjęcie. Elżbieta pracowała w wiejskiej bibliotece, a Bogdan jako agronom uprawiał pola. Razem prowadzili gospodarstwo, trzymali bydło, uprawiali ogród. Kochały i szanowały się, choć los nie podarował im wspólnych dzieci.

Obaj synowie wzięli śluby, przyszły wnuki. Na święta przygotowywali domowe jajka, mleko, śmietanę, wieprzowinę i kurczaki. W ich chacie gromadziło się wiele gości. Bogdan i Elżbieta siedzieli przy stole, ciesząc się, iż mają z kim świętować. Wieczorami, kiedy para kładła się spać, każdy w myślach myślał o tym, by odejść pierwszym i już nigdy nie czuć się samotnym.

Lata płynęły, a pewnego ranka Elżbieta poczuła się źle, zaczynając gotować barszcz. Starsza kobieta upadła. Bogdan wezwał pomoc sąsiadzą, a lekarze stwierdzili udar. Wszystkie funkcje pozostały, oprócz jednej nie mogła już chodzić. Eugeniusz z żoną przyjeżdżał w wizyty, przekazywał pieniądze na leki i wyjeżdżał.

Bogdan ponownie wynajął samochód, kiedy Elżbieta została wypisana ze szpitala, i razem z sąsiadem wprowadzili ją do domu.

Wszystko będzie dobrze pocieszał tylko żyj. Siadaj, rozmawiaj ze mną. Ja dam radę. Nie zostawiaj mnie, moja gołębiczko!

Bogdan troskliwie opiekował się żoną. Po miesiącu usiadła w fotelu, pomagała mu w kuchni. Razem obierali ziemniaki i marchew, przeglądali fasolę, piekli chleb. Wieczorami rozmawiali o przyszłości, o nadchodzącej zimie, o tym, iż Bogdan nie ma siły ciąć drewna.

Myśleli, iż może ich dzieci przyjmują ich na zimowisko, a wiosną i latem mogliby otrząsnąć się z trudności.

W weekend przyjechał Eugeniusz z żoną. Ich synowa, Olga, po obejrzeniu pokoju stwierdziła:

Będziecie musieli się rozdzielić. Zabierzemy matkę w przyszłym tygodniu i przygotuję pokój.

A ja? wyszeptał Bogdan. Nigdy się nie rozstaliśmy.

To było, gdy mieliście siłę na gospodarstwo i mogliście sobie radzić sami. Teraz sytuacja jest inna. Niech syn zabierze cię do siebie, a nikt nie będzie was rozdzielał.

Eugeniusz z żoną odjechali, a Bogdan z Elżbietą westchnęli gorzko, rozmyślając, co dalej. Każdy z nich, zasypiając, marzył, żeby nie budzić się już i nie widzieć tego wszystkiego.

W kolejne weekendy przyjechali obaj synowie, zaczęli zbierać rzeczy. Bogdan siedział przy łóżku Elżbiety, patrząc na nią, wspominając młode lata i płacząc. Przytulił się do chorej żony i szepnął:

Przepraszam, Elżbieto, iż tak nam się stało Nie dopilnowaliśmy wychowania dzieci. Rozdzielają nas jak niepotrzebne kocięta. Przepraszam. Kocham cię.

Elżbieta chciała dotknąć policzka męża, ale nie miała już sił. Bogdan wstał, wycierając łzy rękawem, wsiadł do samochodu i odjechał, nie wycierając już płaczu.

Syn z żoną i sąsiad pomogli podnieść Elżbietę, owinęli ją kocem i zaczęli wyciągać z domu, chodząc tyłem. Chora kobieta uznała to za symboliczne. Nie opierała się, a kiedy odjechał Bogdan, już nie była. Jedynie pragnęła nie przeżyć do wieczora.

Tydzień minął na jesienny dzień, kiedy w Święto Bożego Ciała spełniło się ich marzenie. Elżbieta i Bogdan spotkali się w innym świecie.

Życie uczy, iż prawdziwa miłość i szacunek pozostają darem, który przetrwa wszelkie trudności, a jedność rodziny jest najcenniejszym skarbem, którego nie da się podzielić.

Idź do oryginalnego materiału