Wynajmując samochód, Bogdan z sąsiadem wniósł żonę z szpitala do domu. „Wszystko będzie dobrze – pocieszał żonę – tylko żyj. Po prostu siedź i rozmawiaj ze mną. Tylko żyj. A ja sobie poradzę. Tylko mnie nie opuszczaj, moja gołąbko…!”

newskey24.com 2 tygodni temu

Pamiętam, jak dawno temu Bogdan wynajął wóz, gdy wypisano z szpitala swoją żonę, i razem z sąsiadem wniósł ją do domu. Wszystko będzie dobrze pocieszał ją żyj, kochana, choćbyś tylko siedziała i rozmawiała ze mną. Nie opuszczaj mnie, moja gołębia.

Bogumiła, w wieku trzydziestu pięciu lat, sądziła, iż nic już nie przyniesie jej kobiecego szczęścia, ale los miał inny plan. Spotkali się, gdy oboje mieli prawie czterdzieści lat. Bogdan był już od trzech lat wdowcem, a Bogumiła nigdy nie była mężatką, choć urodziła syna. Mówi się, iż urodziła dla siebie. Młodością kochała się z przystojnym czarnowłosym Olgierdem, który obiecał się ożenić i oczarował ją swoimi słowami. Została zwiedziona obietnicami, które okazały się puste okazało się, iż ten zalotnik z miasta ma już żonę.

Nawet żona Olgierda przychodziła do Bogumiły, błagając, by nie niszczyła cudzej rodziny. Niewinna, niedoświadczona dziewczyna poddała się w tej prośbie, ale postanowiła nie porzucić dziecka.

Tak się stało. Bogumiła urodziła Eugeniusza, który stał się jej jedyną pociechą i pociechą. Eugeniusz dorastał grzecznie, uczył się pilnie, a po ukończeniu szkoły wstąpił na Wydział Ekonomiczny Uniwersytetu. Bogdan odwiedzał Bogumiłę wielokrotnie, proponując wspólne zamieszkanie, ale kobieta wahała się, choć Bogdan się jej podobał. Czasem Bogumiła czuła wstyd przed własnym synem i pragnęła wreszcie być szczęśliwa. Pewnego wieczoru Eugeniusz usiadł przy matce i rzekł: Mamo, nie będę już dłużej mieszkał pod jednym dachem. Wujek Bogdan to godny człowiek, o ile cię nie będzie ranił. Najważniejsze jest, byś była szczęśliwa. Syn Bogdana podzielał to zdanie.

I tak żyć zaczęli razem. Podpisali się, zorganizowali małe przyjęcie. Bogumiła pracowała w wiejskiej bibliotece, a Bogdan był agronomem. Wszystko robili ramię w ramię prowadzili gospodarstwo, trzymali bydło, uprawiali ogród. Kochały się i szanowały, choć Bóg nie podarował im własnych dzieci.

Obaj ich synowie wzięli śluby, a wnuki przyszły wzdłuż lat. Na święta przygotowywali domowe jaja, mleko, śmietanę, wieprzowinę i kurczaki. W ich chacie gromadziło się mnóstwo gości, a Bogdan i Bogumiła siedzieli przy stole, ciesząc się, iż mają z kim świętować.

Wieczorami, kiedy starsze małżeństwo kładło się spać, każdy cicho myślał: niech to będzie ostatni dzień w tym świecie, by nie czuć się nigdy samotnym.

Lata upływały, a w końcu przytrafiła sięga nieszczęście. Rankiem Bogumiła poczuła się źle, gdy zaczęła gotować barszcz. Starsza kobieta upadła na podłogę. Bogdan, przy pomocy sąsiadów, wezwał karetkę. Lekarze stwierdzili udar wszystkie funkcje wróciły, oprócz jednej: nie mogła już chodzić. Eugeniusz z żoną przyjeżdżał, by odwiedzić matkę, przekazał pieniądze na leki i odjechał.

Bogdan wynajął wóz i przywiózł Bogumiłę z szpitala, wprowadzając ją do domu wraz z sąsiadem. Wszystko będzie dobrze pocieszał żyj, kochana, choćbyś tylko siedziała i rozmawiała ze mną. Nie opuszczaj mnie, moja gołębia.

Bogdan troskliwie opiekował się żoną. Po miesiącu usiadła w fotelu, pomagała mu w kuchni. Razem mylił ziemniaki i marchew, przesiewali fasolę, a choćby piekli chleb. Wieczorami rozmawiali o przyszłości, o nadchodzącej zimie, o braku siły Bogdana do rąbania drewna.

Może nasze dzieci zabiorą nas na zimowisko, a wiosną i latem damy sobie radę, mawiał Bogdan.

W weekend przyjechał Eugeniusz z żoną Olgą. Po obejrzeniu pokoju, Olga rzekła: Będziecie musieli się rozstać, matkę zabierzemy w przyszłym tygodniu i przygotujemy pokój.

A co ze mną? szepnął cicho Bogdan. Nigdy się nie rozstaliśmy. Dzieci… jak to możliwe?

To było wtedy, gdy mieliście siłę i mogliście sami się utrzymać. Teraz wszystko się zmieniło. Niech was zabierze syn, ale nie zostawi nas samych.

Eugeniusz i Olga odjechali, a Bogdan z Bogumiłą westchnęli gorzko, zastanawiając się, co dalej. Każdy zamykając oczy, marzyli, by nie budzić się już w tym świecie.

Następny weekend przyjechali obaj synowie. Zbierali rzeczy, a Bogdan siedział przy łóżku Bogumiły, patrząc na nią i wspominając młode lata. Łzy spłynęły po jego policzkach, przytulił się do chorej żony i wyszeptał:

Przebacz, Bogumiło, iż tak się stało… Niedbaliśmy o wychowanie dzieci. Rozdzielają nas jak niepotrzebne kociaki. Przebacz. Kocham cię.

Bogumiła chciała pogłaskać jego policzek, ale nie miała już siły. Bogdan wytarł łzy rękawem i wsiadł do wozu, nie patrząc już za siebie.

Syn z żoną i sąsiad pomogli zwinąć Bogumiłę w kołdrę i wywieźć ją z domu, wyciągając na zewnątrz nogami do przodu. Chora kobieta poczuła, iż to symboliczne pośród jej cierpień, nie sprzeciwiała się. Nie żyła już, gdy odjechał Bogdan, a jedyne, czego chciała, to nie przeżyć do wieczora.

Minął tydzień. Pewnego pogodnego, jesiennego dnia, w dniu Święta Najświętszej Maryi Panny, ich marzenie się spełniło Bogumiła i Bogdan spotkali się w innym świecie.

Idź do oryginalnego materiału