Wykończona kobieta po sześciu latach samotności.

newsempire24.com 3 dni temu

Znużona kobieta po sześciu latach samotności.

Halina była już naprawdę zmęczona. Sześć lat żyła sama, odkąd mąż ją zostawił. W zeszłym roku córka wyszła za mąż i wyprowadziła się do Wrocławia.

W wieku czterdziestu dwóch lat Halina była w pełni sił. Druga młodość! Była świetną gospodynią, znaną z pomidorowych ogórków, które wszyscy zachwalali jak arcydzieło. Ale komu miała je jeszcze robić? Słoiki zalegały już na balkonie, nieużywane.

Nie zamierzam usychać z samotności, taka piękna jak jestem! mówiła Halina przyjaciółkom. Te odpowiadały: No jasne! Znajdź sobie męża! Tylu samotnych facetów chodzi po świecie.

Jedna z nich poleciła agencję matrymonialną Idealny Mąż. Halina uznała to za trochę żenujące i smutne, ale z drugiej strony czterdzieści dwa lata, ta liczba przyprawiała ją o dreszcze. Stary zegar po babce tykał uparcie, odliczając upływający czas.

I tak Halina znalazła się w agencji. Przywitała ją sympatyczna pani w fioletowych okularach:
Mamy naprawdę najlepszych. Sprawdźmy razem w bazie danych. Niech pani sobie usiądzie obok!
No, ładni są odparła Halina z uśmiechem. Ale skąd mam wiedzieć, czy któryś jest dla mnie?
To proste! Pożyczamy go pani na tydzień. Wystarczy, żeby się zorientować albo zostaje, albo szukamy dalej.
Jak to pożyczamy?
No właśnie tak! Facet zamieszka z panią na próbę. Nie jesteśmy tu, żeby się rumienić jak pensjonarki u nas sprawy idą na żywioł. I żadnych wariatów ani dziwaków!

W Halinie zrodził się entuzjazm. Wspólnie z panią w fioletowych okularach wybrała pięciu kandydatów. Zapłaciła symboliczną sumę i wróciła do domu w podskokach. Pierwszy miał się pojawić jeszcze tego wieczoru.
Włożyła zieloną sukienkę, kolor nadziei, i założyła kolczyki z kryształkami, które wyciągała tylko na wyjątkowe okazje.
Dzyń! zadzwonił dzwonek.
Halina zerknęła przez wizjer. Zobaczyła róże i pisnęła z radości. Otworzyła. Facet był elegancki, dokładnie jak na zdjęciu.

Usiedli do stołu, Halina przygotowała ucztę. Bukiet postawiła na środku. Obserwując dyskretnie uroczego gościa, pomyślała: To ten! Reszta nie będzie potrzebna.

Zaczęli od sałatki. Przyszły mąż skrzywił się: Co to za sól?. Zakłopotana Halina uśmiechnęła się niepewnie, po czym podała pieczoną kaczkę. Facet przeżuł kawałek: Trochę twarda. Reszta też mu nie smakowała. W pośpiechu Halina zapomniała o najważniejszym o winie, które wybrała starannie. Nalała kieliszki: Za nasze spotkanie!. Gość powąchał, przełknął łyk: Kiepskie wino. Wstał: No to obejrzyjmy mieszkanie.

Halina wzięła bukiet i podała mu go: Róż nie lubię. Do widzenia.

Tej nocy uroniła kilka łez. Była zraniona. Ale przed nią były jeszcze cztery spotkania.

Drugi kandydat zawitał następnego wieczoru. Wszedł z butą: Cześć!. Czuć było od niego wódkę. Halina spytała: Już świętujesz nasze spotkanie?. Facet zaśmiał się: Daj spokój! Masz tu telewizor? Zaraz mecz, Legia Lech. Będziemy gadać przy okazji. Halina odparła sucho: Telewizję obejrzysz u siebie.

Znów popłakała trochę w nocy.

Dwa dni później przyszedł trzeci. Nieuładny, w wytartej marynarce, z zaniedbanymi paznokciami. Buty pełne błota. Halina już kombinowała, jak go grzecznie wyrzucić, ale postanowiła najpierw poczęstować. Jadł łapczywie, szybko, sypiąc komplementami. Halina aż się zawstydziła. Wyciągnęła swoje przetwory. O rany! wykrzyknął nieprzystojniak. Nigdy w życiu nie jadłem czegoś tak pysznego!.

Wtedy zegar po babce wybił godzinę. Nieuładny nadstawił ucha: Co to za złom?. Wszedł do pokoju, wspiął się na stołek, obejrzał mechanizm: Zaraz to naprawię! Macie jakieś narzędzia?.

I niedługo zegar wybijał czysto i dźwięcznie. Halina była zachwycona. Pomyślała, iż to znak. Ten nieprzystojniak miał być jej mężem. Tak wiele w nim zalet, taki zaradny. A buty i paznokcie? Detal do naprawy. Poza tym był trzecim szczęśliwa liczba.

Mieli spędzić razem noc. Tak, Halina się przygotowała wizyta w spa, świeża pościel w róże (które naprawdę lubiła). Wyszła z łazienki, a on już spał, w ubraniu. Nie przejęła się. Patrzyła na niego czule: Biedaczysko, zmęczony. Ostrożnie wślizgnęła się pod kołdrę.

I wtedy zaczął się koszmar. Majsterkowicz zachrapał. Z rozmachem, z mocą. Halina przykryła głowę poduszką, potem nim, przekręciła go nic. Nie zmrużyła oka, cierpiała.

Rano gość znalazł ją w kuchni, gdzie siedziała naburmuszona: No i co? Dziś się wprowadzam z rzeczami?.

Halina pokręciła głową: Nie, wybacz. Jesteś miły, ale Nie!.

Czwarty, brodacz, przypomniał Halinie bohatera starych filmów przygodowych. Pozwoliła mu choćby palić w kuchni. Po zaciągnięciu się brodacz oznajmił: Halina, mówmy od razu jasno. Ja jestem wolny ptak. Lubię wędkowanie, wyjścia z kumplami. I nie znoszę pytania Gdzie byłeś?. Pasuje ci?.

Halina patrzyła, jak strząsa popiół do doniczki z storczykiem, i spytała: Za kobietami też uganiasz, co?. Brodacz uśmiechnął się: A czemu nie? Mówię wolny ptak! Normalna sprawa.

Po nim Halina długo wietrzyła kuchnię. Rozbolała ją głowa, czuła się wykończona. Nie umyła choćby naczyń.

Następnego ranka otworzyła oczy. Za firanką świeciło słońce, wróble świergotały. Nagle uświadomiła sobie, jak dobrze się czuje. Była sobota. Nigdzie się nie spieszyła, nikt nie marudził, nie chrapał, nie szeleścił. Naczynia? Umyje, jak będzie miała ochotę. Spokój i wolność.

Nagle zadzwonił telefon: Halina odłożyła słuchawkę, uśmiechnęła się do własnego odbicia w lustrze i pomyślała, iż czas na kawę, pierogi i życie bez agencji matrymonialnych.

Idź do oryginalnego materiału